wtorek, 28 lutego 2023

Luty 2023

 Drugi miesiąc tego roku minął bardzo szybko. Pewnie dlatego że luty zazwyczaj jest krótszy od innych miesięcy. 😁

4 lutego w sobotę wzięłem udział w czwartek etapie Grand Prix Biegi Górskie Bogdana Bali - rewolucja.  Był to mój trzeci start w tej edycji biegów. Tym razem bieg zakończyłem na szóstym miejscu. Na pewno w dużej mierze miała na to wpływ wywrotka ta siódmym kilometrze. Jak myślę zmęczenie półmaratonem w Cisnej,  też mogło do tego się przyczynić. 


Nazajutrz wspólnie z skromną ekipą Skórzec Biega odwiedziliśmy Studziankę, aby pobiec tutaj II Zimową Tatarską Piątkę. Dla mnie była to również okazja zaliczyć kolejną, piątą lokalizację w tym roku.

8 lutego załadowaliśmy pierwszy w tym roku transport nakrętek. 4740 kg to ilość której wogóle się nie spodziewałem, tym bardziej że sezon zimowy jest tym, w którym nakrętek jest troszkę mniej. 


18 lutego znowu w towarzystwie Grupy Biegaczy SKÓRZEC BIEGA udałem się do Stoczka Łukowskiego na XXIII BIEG Grzmią Pod Stoczkiem Armaty.  Tym razem zajmując 8 miejsce open z czasem 36.40 zajęłem 3 miejsce w mocno obstawionej, kategorii wiekowej m40.


Niestety luty to kolejny miesiąc bez sprzedaży makulatury.  Od października z powodu braku opłacalności wożenia makulatury na skup, nie sprzedałem nawet 1 kg tego surowca. Cały czas żyje nadzieją że wiosna przyniesie w tym temacie zmianę.

W mijającym miesiącu przebiegłem 226 km i odwiedziłem kolejne 4 miejscowości które opisałem na blogu.

poniedziałek, 27 lutego 2023

Niech liczy się każdy dzień

 Kiedy pojawia się choroba dziecka każdy rodzic robi wszystko, aby jego dziecko wyzdrowiało. Nie są ważne czas i pieniądze, najważniejsze jest dziecko. Sytuacja zmienia się jeszcze bardziej, gdy pojawi się diagnoza: choroba nieuleczalna. A wraz z nią przyjdzie nieuchronne: odejdzie od nas. Może za miesiąc, rok, kilka lat…


Podczas trwającej już 3 lata współpracy z Fundacją Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci poznałem takich rodziców. Poznałem też dzieci które, odeszły. Być może nie jestem odpowiednią osobą do opisywania takich historii, jednak chciałbym przybliżyć - z mojej perspektywy obserwatora, ale tę uczestnika wydarzeń - czytelnikom WCK na czym polega działanie Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. 



Nigdy nie miałem problemów z kontaktem z niepełnosprawnymi dziećmi, bo przecież wiele akcji, które organizowałem bądź współorganizowałem jako wolontariusz (zanim jeszcze powstało hospicjum dziecięce), było właśnie dla nich. Ola, Lenka, Filip, Amelka doskonale … - pamiętam imię każdego dziecka, któremu udało się zorganizować pomoc. Jednak pierwszy mój naprawdę bliski kontakt z dziećmi chorymi miał miejsce podczas wakacyjnego wyjezdu społeczności hospicjum, na który pojechaliśmy razem z żoną jako wolontariusze do opieki i do pomocy. To nie był zwyczajny tydzień nad morzem. Były to niezwykłe rekolekcje, podczas których zacząłem dziękować Bogu za to że, tak naprawdę nigdy nie musiałem się mierzyć z takimi wyzwaniami z jakimi mierzą się ludzie, z którymi spędziłem ten czas.

Jeżdżąc po szkołach często opowiadam o chłopcu który z powodu choroby płuc przez 15 lat swojego życia nigdy nie był w szkole, nie siedział w ławce szkolnej. Choroba to uniemożliwiała – jedyna edukacja, jaka była możliwa, to nauczanie indywidualne w szpitalu i w domu. Podziwiam rodziców malutkiej Klary, która miała umrzeć zaraz po porodzie a żyła 7 miesięcy. Do dzisiaj patrzą na każdy dzień życia córeczki jak na maleńki cud…  I dziękują zań Panu Bogu.


Tuż przed świętami Bożego Narodzenia odwiedziłem jedną z naszych hospicyjnych rodzin, gdzie dziewczynka zachorowała na bardzo rzadką chorobę, potocznie nazywaną „dziecięcym Alzheimerem”. Mama pokazała mi zdjęcia pokazujace, jak Zosia bierze udział w przedszkolnym przedstawieniu. Przejrzałem kilka i łzy zaczęły mi płynąć po policzku. Do dzisiaj myślę nad tym, jak rodzic może patrzeć na umierające dziecko , które z dnia na dzień jest coraz słabsze? Jak pogodzić się z chorobą ? I na nic zdają się pytania: dlaczego to ja ? Dlaczego to akurat przytrafiło się mojej jedynej córeczce?
Pozostaje tylko wiara, ufność Bogu i przyjmowanie każdego dnia życia jako dar.


Z wielkim szacunkiem traktuję wszystkich poznanych w Hospicjum rodziców. Podziwiam ich odwagę i nadzieję. Nawet wtedy, gdy jest jej tylko mały cień… I wiarę, że być może znajdzie się cudowny lek, dzięki któremu ich dziecko wstanie na nogi.

Podczas wigilii pracowników hospicjum ks. Paweł - nasz szef – wspominał, że tak naprawdę każde z dzieci będących pod naszą, może w każdej chwili odejść. Wystarczy mały „pretekst” w postaci infekcji wirusowej, błędu maszyny wspierającej czynności życiowe. W duchu pomyślałem: ale jak to przecież wiel z nich wygląda dobrze, stan zdrowia jest stabilny. Za 4 dni w rozmowie telefonicznej dowiedziałem się, że Kuba odchodzi. „Ale jak to?’ – zapytałem. „Przecież jeszcze kilkanaście dni temu byliśmy u niego z Mikołajem i prezentami…
Pogrzeb Kuby był moim pierwszym pogrzebem hospicyjnym (choć w roku 2022 pożegnaliśmy czworo naszych dzieci). Wolontariusze złożyli do grobu białe róże, zaś na skórzeckim cmentarzu rodzice wypuścili w powietrze białe baloniki. To była niezwykła uroczystość.

Łukasz miał 17 lat, kiedy stwierdzono u niego nowotwór. Niestety nie było mi go dane poznać, bo akurat w tym samym czasie miałem problemy ze swoim zdrowiem. Odszedł w ciągu kilku miesięcy. Rodzice i rodzeństwo Łukasza cały czas są z nami. Siostry udzielają się jako wolontariuszki, rodzice chętnie przychodzą na spotkania rodzin hospicyjnych dając świadectwo o tym, że pomimo tego, iż ich syn nie żyje, od ponad roku oni cały czas mają w nim wsparcie. Cały czas czują jego obecność, wsparcie, wiedzą że mają w niebie swojego anioła.

Często myślę nad tym, czy to, że miałem wypadek i po nim trafiłem do pracy do Fundacji, jest przypadkiem czy po prostu ścieżką, którą prowadzi mnie Bóg? Mam nadzieję, że to nie był przypadek. Mam też nadzieję, że dzięki takiej pracy – już jako etatowy pracownik hospicjum - mogę zrobić jeszcze więcej dobrego niż jako społecznik i wolontariusz. Każdy dzień przynosi coś nowego i każdy z naszej hospicyjnej ekipy w trudnej chwili przypomina sobie historię Tymka, który w chwili przyjścia na świat miał zaledwie pół kilograma, a lekarze nie dawali mu żadnych szans. Po dwóch latach został wypisany z Hospicjum z powodu świetnych wyników i wspaniałego rozwoju. I tak bywa.

„Niech liczy się każdy dzień” - tak brzmi motto Siedleckiego Hospicjum Domowego dla Dzieci. To definicja naszego działania, ale też zaproszenie dla wszystkich, którzy nie zmagają się na co dzień z chorobą, nawet nie wiedząc, co mają, jak wielkie bogactwo w sobie niosą. To też nasze wspólne dzieło.



Wiele bieżących potrzeb finansowych, takich jak: leki, opatrunki, sprzęt medyczny, pomoc socjalna dla potrzebujących itd. finansowanych jest z dobrowolnych darowizn naszych Przyjaciół, ludzi dobrej woli. Także z odpisów podatkowych, których dokonujecie Państwo rozliczając swój PIT. Z racji zmian w prawie (podniesiony pułap dochodu zwolnionego z opodatkowania) wiele osób w tym roku nie będzie miało z czego odliczyć darowizny. Takie organizacja, jak nasza, dużo stracą. Rekompensatą ma być zwiększona do 1,5% kwota odliczenia. Jak będzie? Nie wiemy. 


Jeżeli Państwo zechcecie nas wspomóc, nasze działania, misję, przekazując swój odpis 1,5%, będziemy wdzięczni. Nasz nr KRS to 0000761587. Bardzo za to już teraz, w imieniu całej naszej Hospicyjnej Rodziny, dziękuję. Jeżeli ktoś chciałby wspomóc nas w inny sposób, podaję nr konta: 27 1240 2685 1111 0010 8741 6722. Nie zmarnujemy ani grosza. 



Niech liczy się każdy dzień!


czwartek, 23 lutego 2023

8/52 Zabrze

 


Długo nie musiałem czekać na kolejną okazję do wyjazdu, który mógłbym zaliczyć, do swojego wyzwania, w którym chcę odwiedzić 52 miejscowości w 52 tygodnie, 2023 roku.
3 dni po biegu w Stoczku Łukowskim wspólnie z ekipą Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci pojechaliśmy odwiedzić, jednego z naszych podopiecznych, w szpitalu w Zabrzu.
Takiej okazji nie mogłem przepuścić i chyba było to jedno z najszybszych zwiedzań od początku wyzwania.
W Zabrzu nie byłem nigdy a ze Śląskich miast byłem kiedyś tylko raz w Katowicach, i to tylko przejazdem, oraz Siemianowicach Śląskich, gdzie jeździłem kilka razy na testy maszyn, za czasów jeszcze pracy w piekarni.

Każdy kto chociaż raz przejeżdżał przez śląskie miasteczko na pewno zwrócił uwagę na stare robotnicze osiedla i poniemieckie kamienice. W Zabrzu jest ich mnóstwo.  Szaro,  smętnie, ponuro a jednak urokliwie. Nie da się koło niektórych budynków przejść po prostu obojętnie. Moją uwagę przykuł tutejszy dworzec kolejowy. Ten który możemy oglądać obecnie jest z 1964 roku. Jak wyczytałem w historii tego budynku, jest efektem rozbudowania poprzedniego ponad stuletniego dworca https://historia-zabrza.pl/dworzec-kolejowy-w-zabrzu-w-1899-r/


Ważnym miejscem dla każdego kto przyjedzie połazić po Zabrzu jest też na pewno zabytkowa jednak pięknie odnowiona, wieża ciśnień, do której dotrzemy Aleją Bohaterów Monte Cassino.

Na skwerze przed kościołem św.Anny   stoi pomnik braci górniczej a obok niego są też wyeksponowane elementy górniczych maszyn.


Biegając po Zabrzu napotkałem też ciekawy budynek. Czytając ciekawostki o Zabrzu dowiedziałem się że jest to również wieża ciśnień z tym że wszędzie w opisach ma przydomek eskapada.



Osobiście stwierdzam że czas który miałem na pobieganie po Zabrzu to zdecydowanie za mało. Warto tu przyjechać na cały dzień, a jeszcze lepiej dwa. Z pewnością odwiedzę to miasto jeszcze kiedyś bo nie zobaczyłem jeszcze wszystkiego. Górnicza sztolnia o nazwie Maciej, drewniany kościół św Jadwigi, oraz oczywiście stadion Górnika Zabrze to miejsca, które zechcę zobaczyć przy kolejnym pobycie w tym niesamowicie urokliwym śląskim mieście. 

7/52 Stoczek Łukowski

 14 lutego 1831 roku, doszło do bitwy pod Stoczkiem, pierwszej bitwy powstania listopadowego. Korpus dowodzony przez gen. Józefa Dwernickiego zwyciężył wojska gen. Fiodora Geismara.

Bitwa ta nie miała dużego znaczenia taktycznego ale miała spore znaczenie moralne,  podnosząc ducha bojowego a jednocześnie wzbudzając respekt u przeciwnika.

Osobiście często bywam w Stoczku Łukowskim ze względu na niedaleką odległość tego miasta od miejsca zamieszkania. W biegu Grzmią Pod Stoczkiem Armaty wzięłem w tym roku udział po raz trzeci i był to moim zdaniem odpowiedni moment aby opisać to niewielkie miasteczko, które w moich okolicach słynie z największych targów zwanymi rynkami w Stoczku, które odbywały się zawsze we wtorek. Oprócz targów każdy przejezdny bez problemu zauważy pomnik bitwy pod Stoczkiem,  który jest umiejscowiony na sporym wzniesieniu, tuż przy DW803 od strony Seroczyna.

Jadąc z tej strony mijamy, znany okolicznym smakoszom pierogów Dworek Izydory, rzekę Świder, oraz Kościół parafiany pw. Wniebowzięcia NMP  . Tuż przy kościele znajduje się odnowiony i bardzo zadbany rynek. Można tu zobaczyć zabytkową armatę, której wystrzał jest sygnałem do startu w biegu o którym wspomniałem oraz popiersie gen Dwernickiego. 


Obok kościoła ma swój początek szlak turystyczny o długości 60 km który prowadzi przez rezerwat Dąbrowy Serockie, lasy w okolicach Domanic i Lipniak a jego koniec jest przy dworcu PKP w Siedlcach.  


Dla chętnych którzy chcą bliżej poznać historię Stoczka Łukowskiego, tradycyjnie już podsyłam link :

niedziela, 12 lutego 2023

Styczeń 2023

 Mimo iż bieg Noworoczny w Styrzyńcu odbywa się od 10 lat, ze względu na huczne obchodzone sylwestry, nigdy nie udało mi się tam pojechać . 😊

W tym roku wyszło inaczej. Spokojny sylwestrowy wieczór pozwolił wstać wcześniej w nowy rok i wyruszyć na bieg do Styrzyńca w towarzystwie małżonki.  Tak rozpoczęty miesiąc musiał się po prostu udać 😊


W sobotę 7 stycznia odbył się 6 Noworoczny Charytatywny Marszobieg GBSB.  Tym razem podczas imprezy zbieraliśmy pieniążki dla synka naszej klubowej koleżanki Beaty który urodził się z zespołem Downa.  Podczas imprezy i wielu licytacji po niej podsumowaliśmy zbiórkę kwotą prawie 19. Tys zł i jest to niekwestionowany rekord naszych Charytatywnych imprez. 


Tydzień później 15 stycznia odbył się 3 etap Grand Prix na Gołoborzu podczas którego po raz pierwszy udało mi się być w pierwszej trójce.

Kolejny weekend spędziłem w Cisnej na zimowym półmaratonie Bieszczadzkim. Po olbrzymim niedosycie z ubiegłorocznego startu, tym razem zrobiłem wszystko aby zdobyć upragnioną zimową statuetkę. 7 miejsce open i drugie w kategorii wiekowej było wspaniałym uhonorowaniem grudniowej i styczniowej pracy na treningach biegowych. 


Na początku roku ruszyłem.z nowym projektem. Jego celem jest odwiedzenie co tydzień jednej miejscowości i opisaniem jej na blogu. W ten sposób chcę odwiedzić 52 miejscowości w 2023 roku, poznać ich historię i opowiedzieć swoimi słowami o niej znajomym. W każdej z odwiedzanych miejscowości chcę też zostawić swojego biegowego tracka. Dzięki temu wyzwaniu w styczniu opisałem już cztery miejscowości Firlej, Latowicz, Wojcieszków i Cisną. Tą ostatnią odwiedziłem przy okazji pobytu na wspomnianym biegu.

W styczniu przebiegłem 270 km. Zaliczyłem 4 starty w których 3 razy byłem na podium.

6/52 Radzyń Podlaski

 Bardzo długo zastanawialiśmy się z żoną, jaką lokalizację wybrać na kolejną naszą wycieczkę. Jeszcze w piątek rano było prawie pewne że wyruszymy pociągiem  do Łowicza, jednak chęć poleżenia dłużej w ciepłym łóżeczku wymusiła na nas podróż w miejsce mniej odległe od miejsca zamieszkania. Aldonka zaproponowała abym wypisał na liście wszystkie miejscowości które można odwiedzić i być w nich w przeciągu godzinnej jazdy samochodem.  Tak zrobiłem. Nazbierało się ich prawie 40 także lista na bliższe wypady jest już gotowa. Tym razem Padło na Radzyń Podlaski. Nie mieliśmy wcześniej okazji tutaj być a ja sam osobiście zajechałem do Radzynia podczas swojej sierpniowej pielgrzymki rowerowej tylko po to aby zobaczyć sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy.

 Kilka minut przed 13 wyruszyliśmy autem w kierunku Radzynia. Mimo że jeszcze przez chwilę wpadłem na pomysł aby pojechać tam pociągiem, bo połączenie wyglądało bardzo dobrze, to odległość stacji kolejowej od centrum miasta szybko wybiła mi ten pomysł z głowy.  Siedmio kilometrowy spacer w tych warunkach atmosferycznych nie wchodził  po prostu w grę.

Przed 14 byliśmy na miejscu i abym po raz kolejny opisu  nie  musiał rozpoczynać od kościoła ruszyliśmy przez centrum miasta pasażem handlowym w kierunku parku. Po kilku minutach spaceru trafiliśmy na skwer podróżników na którym są oznaczeni znani podróżnicy, którzy byli w Radzyniu a za chwilę naszym oczom ukazał się przepiękny pałac i kolejne kroki skierowaliśmy właśnie w jego kierunku. Mimo iż cała przednia elewacja jest już po remoncie, to cały  dziedziniec jest odgrodzony,  ze względu na prowadzone prace remontowe i pochodzić po nim w tej chwili nie można.  Udało się jednak zrobić kilka zdjeć.




Obok pałacu znajduje się niewielki park w którym znajduje się przepiękna oranżeria i staw. Zwiedzanie centrum zakończyliśmy w kościele św. Trójcy, który został wybudowany w 1641 roku.




Obok kościoła znajduje się Pizzeria o nazwie Królewska. Tutaj przy kawce postanowiła spędzić czas Aldonka, a ja wyruszyłem na swoje biegowe zwiedzanie miasta. Doświadczenie podpowiedziało mi aby tym razem zabrać ze sobą telefon w razie jakbym zobaczył coś fajnego i nie myliłem się. Na obrzeżach miasta musiałem się zatrzymać aby zrobić zdjęcie pewnej bramy a po przebiegnięciu mostu na rzece Białka która przepływa przez Radzyń moim oczom ukazała się ponownie przepiękna panorama pałacu.

Po 7 km bieganku wróciłem w umówione miejsce. Aldonka czekała już z pizzą i kawką. Na zakończenie przejechaliśmy pod wspomniane sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy bo właśnie w tym  sanktuarium są największe w Polsce metalowe dżwi, które widziałem właśnie będąc tutaj w sierpniu i chciałem bardzo pokazać je żonie. 

Radzyń Podlaski wywarł na nas pozytywne wrażenie. Wierzę że powrócimy tutaj jeszcze bo czytając historyczne artykuły o Radzyniu stwierdził że niestety omineliśmy dwie rzeczy, które po prostu trzeba było zobaczyć. Dla tych którzy zainteresowali się tym miastem podsyłam link który pomoże zaplanować zwiedzanie miasta :https://podroztrwa.pl/radzyn-podlaski-atrakcje/

poniedziałek, 6 lutego 2023

5/52 Studzianka

 Ciężko mi policzyć który raz byłem w Studziance. Biegi w tej malutkiej miejscowości polubiłem na tyle że w 2020 roku postanowiłem wziąć udział w  Tatarskim Grand Prix organizowanym przez miejscowego społecznika, organizatora wielu imprez, człowieka o wielu pasjach Łukasza Wędę. Wspomniane Gran Prix składało się z pięciu biegów : piątki, dychy, piętnastki,  półmaratonu i maratonu. Mimo wypadku i przerwy w bieganiu udało się mimo wszystko ukończyć ten cykl biegów na drugim miejscu. Wsród sukcesów podczas udziału w biegach w tej miejscowości mam jeszcze zwycięstwo w bardzo znanej letniej Tatarskiej Piątce.

 Czytając wstęp napewno niektórzy zadają sobie pytanie skąd w nazwach biegu wzięło się miano biegu Tatarskiego.
Tu już trzeba zasięgnąć troszkę historii, bo właśnie  Studzianka od XVI wieku była osadą Tatarską.  Historia Tatarów w Studziance rozpoczyna się w 1679 roku kiedy to  król Jan III Sobieski powierzył ziemię rotmistrzowi Samuelowi Romanowskiemu .  Wkrótce potem powstał tutaj meczet który został spalony w 1915 prze wojska rosyjskie. W wielu historycznych artykułach dostępnych na internecie możemy o tym przeczytać a link do tego chyba najobszerniejszego przesyłam wam tutaj :  https://studzianka.eu/czytelnia/
 Podczas zwiedzania Studzianki można obejrzeć muzeum wsi Podlaskiej oraz zabytkowy cmentarz Tatarski  ( Mizar) z wieloma ciekawymi grobami.


Można też odwiedzić tutejsze miejsce zagłady Żydów, a dojazd do tych miejsc jest świetnie oznaczony.