wtorek, 27 lutego 2018

Perkusista

Żeby robić coś z radością musisz to kochać.Musi ci się to podobać i dawać spełnienie. Tak jak kobieta którą wybrałeś na żonę, tak jak mężczyzna którego wybrałaś na męża. Tak jak zakupiony wymarzony samochód lub jak długo wyczekiwane dziecko.Każda pasja to zamiłowanie, i nie ważne czy jest to bieganie,tenis czy siatkówka .
Z Arturem znamy się od kilkunastu lat. Kiedy  opowiada  mi o  swoich  nowo  zakupionych  bębnach  lub talerzach  widzę  w jego oczach błysk. Myślę  że to  właśnie  jest to co niektórzy  nazywają pasją a inni  zamiłowaniem.  Kiedy zaproponowałem mu aby napisał coś specjalnie dla czytelników W poszukiwaniu motywacji,  zgodził się  bez  namysłu.  Jeżeli chcecie wiedzieć co łączy  granie  na  perkusji  z motywacją, będziecie musieli  przeczytać ten post do końca. Zapraszam  😄
Rytm motywacji

Słomiany zapał

Pamiętam, gdy będąc nastolatkiem, zapragnąłem nauczyć się grać na gitarze. Dorastałem w latach 80-tych i 90-tych. W tamtych czasach, w moim środowisku, niepodzielnie rządziła muzyka rockowa i większość moich rówieśników miała za idoli ówczesnych muzyków. Postanowiłem pożyczyć gitarę od kumpla i rozpocząć moją przygodę z muzyką.
Szybko nauczyłem się kilku znanych riffów i już mogłem zacząć szpanować przed rodziną i znajomymi, którzy oczywiście nie zbierali szczęk z podłogi, bo dźwięki z gitary bardziej przypominały raczej zlepek przypadkowych muśnięć strun niż melodię.
Resztę czasu gitara przewisiała na zaimprowizowanym stojaku. Do czasu aż kumpel się o nią upomniał.
I tak minęło jakieś 20 lat.
Na moje szczęście muzyka w moim życiu miała się jeszcze pojawić.

Miłość od pierwszego rytmu

Kilka lat temu poznałem męża mojej koleżanki z pracy. Miły, zapracowany człowiek, który swoją prostoliniością potrafił przełamać wszelkie lody. Spotkałem się nimi u nich w domu – nie pamiętam z jakiej okazji. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, konsumowaliśmy złoty trunek i w pewnym momencie ON zaproponował mi zejście do piwnicy.
Na dole znajdowało się, wyłożone wykładziną i częściowo umeblowane pomieszczenie, w którego centralnym miejscu stała perkusja elektroniczna.
Zmieszałem się trochę i nieśmiało zadałem pytanie, które teraz częściej słyszę od dawno nie widzianych znajomych niż cokolwiek innego: „To Ty umiesz na TYM grać?”. Ujrzałem na jego twarzy szelmowski uśmieszek i usłyszałem propozycję: „Sam spróbuj!”
No i spróbowałem. Próbowałem tak przez bodajże 3 godziny! Do domu wróciłem nie tylko z bananem na twarzy, ale także z krwawiącymi odciskami na dłoniach!
Tak! Postanowiłem znowu zacząć uczyć się grać. Tym razem na perkusji. Powiedziałem o tym żonie i nie czekając na jej stanowcze: NIE – rzuciłem się do internetu w celu poszukiwania sprzętu.

I raz … i dwa … i trzy …

Szybko zdałem sobie sprawę, iż nie jest to tanie hobby. Droższy jest chyba tylko golf lub kolekcjonowanie rzadkich obrazów.
Cichy głos w głowie przypominał mi moją historię z gitarą, dlatego na początek postanowiłem sprawdzić czy moja pierwotna fascynacja utrzyma się dłużej i zapisałem się na prywatne lekcje gry.
Moim nauczycielem okazał się młodszy ode mnie o jakieś 10 lat jegomość, który miał jakieś 15 lat doświadczenia w łupaniu i waleniu w gary. Pokazał mi podstawowy rytm, który miałem opanować w bliżej nie określonym czasie i zgłosić się ponownie, gdy materiał już ogarnę. Tylko na czym ja mam ćwiczyć?
Starając się odrzucić wszystko co podpowiadał mi rozum, udałem się do jedynego sklepu muzycznego w okolicy i zamówiłem swoją PIERWSZĄ PERKUSJĘ.
Kurier pojawił się już po kilku dniach i mogłem po raz pierwszy zagrać mój pierwszy rytm. Swoje poczynania uwieczniłem ze pomocą kamerki w laptopie i odtwarzając filmik później stwierdziłem, że mam do tego dryg... Teraz się tego wstydzę, że w ogóle coś takiego zagrałem i nagrałem.

Motywacja poprzez tłum

Zacząłem poszukiwać innych osób pochłoniętych tą pasją. Trafiłem w mediach społecznościowych na grupę ludzi, jeszcze bardziej porażonych i pochłoniętych przez bębny. O dziwo, grupa liczy ponad 10 000 osób! Tak samo postrzelonych na tym punkcie co ja!
Podpatrując ich, zacząłem poznawać coraz więcej ciekawych rytmów, przejść oraz technik gry. To pozwalało mi się rozwijać. Nie zrezygnowałem z indywidualnych lekcji. Dalej są dla mnie nie zmierzoną formą motywacji i inspiracji. A nagrodą są dla mnie miny moich znajomych, którzy zaglądając do mojego Pokoju Hałasu i Wibracji sami próbują zasiąść za zestawem i proszą o nauczenie ich koordynacji rąk i nóg w rytmie 4/4.
W międzyczasie odkryłem w sobie jeszcze jedną zmianę. Okazało się, że mam talent do odnawiania starych, poniszczonych i zaniedbanych perkusji. Sprzedałem wersję elektroniczną i powoli zacząłem kompletować zestaw akustyczny. Do tej pory miałem 4 pełne zestawy (2 posiadam dalej) oraz jeden oddzielny bęben centralny o niespotykanym rozmiarze 28 cali (przeważnie są 20 lub 22 calowe). Talerzy, statywów i reszty żelastwa już nie zliczę.
Zacząłem także zarażać innych moją pasją. Projektuję koszulki z motywami perkusyjnymi, zapraszam do siebie na lekcje dzieci znajomych (oraz ich samych) oraz prowadzę fanpage na znanym portalu społecznościowym. To wszystko sprawia, iż nie mogę doczekać się aż wrócę z pracy i z zapałem będę opracowywał nowe projekty związane z kulturą bębnienia lub po prostu wyluzuję się i dam się ponieść ostrym groove'om wymachując pałkami.

Warto? Warto!

Prowadząc szkolenia związane z zagrożeniami w środowisku pracy (takie mam wykształcenie i taką prowadzę działalność) często uczulam uczestników na ryzyko wypadków związanych z czynnikami fizycznymi (upadek, porażenie prądem, pożar itp.). Ale największy nacisk kładę na czynniki psychofizyczne, do których zaliczany jest stres. Dlatego, iż stres działa długofalowo i jego negatywne działanie ujawnia się po długim czasie narażenia. Nie unikniemy stresu, nie mamy wpływu na jego zmniejszenie. Ale mamy wpływ na jego odreagowanie!
Zachęcam wszystkich do poszukiwania motywacji w różnych dziedzinach. Bieganie, granie, pływanie... wszelkie formy aktywności dodadzą Wam zdrowia, odejmą lat, sprawią, że poznacie wielu wspaniałych ludzi i dadzą Wam szczęście. Szczęście, o którym często ludzie zapominają, ponieważ zakrywa im to zasłona życia codziennego.



poniedziałek, 26 lutego 2018

Grzmią pod Stoczkiem armaty

24 lutego w Stoczku Łukowskim  odbył  się  po raz osiemnasty bieg  upamiętniający Bitwę  pod Stoczkiem.
Po raz pierwszy  wystartowałem w tym biegu w 2015 roku,zajmując  23 miejsce z czasem 40 : 00. Od tamtej pory  nie udało się  wystartować w tym biegu zazwyczaj  z powodów  innych  obowiązków.  W tym roku start w Stoczku  był  jednym z ważniejszych  w trakcie  przygotowań do półmaratonu  warszawskiego i zaplanowałem go już  na początku  stycznia. Tak naprawdę  sam nie wiedziałem  do końca  czego mogę  się  spodziewać  od siebie  podczas  tego startu.Wiedziałem że muszę  pobiec  grubo poniżej 40 minut oraz być  w pierwszej  dziesiątce  aby załapać  się  na podium  w kategorii  wiekowej.  Nasilający  się  już  od piątku  mróz  oraz obfity  opad  śniegu  w nocy z piątku  na sobotę ,  w połączeniu  ze  Stoczkowskimi  górami  potwierdziły  moją  tezę  że to jeden z trudniejszych  biegów  w okolicy  .
Ponad stu piędziesieciu biegaczy   z całego regionu  oraz około  30 zawodników  NW  , kilka minut  po 12 wybiegło  na trasę biegu przy dźwięku  salwy  armatniej. Ja oczywiście  w czołówce  która  przez pierwsze pół  kilometra  nie narzuca zbyt wielkiego  tempa. Na prowadzenie wysuneli  się  Kamil  i Paweł  oczywiście  faworyci  tego biegu  .Po 1.5 kilometra kiedy zaczęli uciekać  w pogoń  za nimi  ruszył  Łukasz  Staniak  , który  chyba wyczuł  że może  tego dnia powalczyć. Prowadząca trójka po 3 km była już  daleko z przodu  przed resztą. Ja w grupie 4 -5 zawodników  podążaliśmy  równym  tempem  do celu. Czasami  wkurzało  mnie marudzenie  jednego z biegaczy  , że to cross  a on nie wiedział  ale dzięki niemu  miałem  wsparcie na odcinkach  gdzie wiatr  sygał  niemiłosiernie. Po 7 -8 km wiedziałem  że  wytrczy utrzymać moją  7 pozycję  aby być  na podium w M 40. Kiedy  wbiegałem  na metę  zegar  wskazał  37:10 co było  dla mnie kompletnym  zaskoczeniem. 7 pozycja jak najbardziej  satysfakcjonująca  tym bardziej że  pozwoliła  na zajęcie  2 miejsca w kategorii  wiekowej.
 Dekoracja odbyła  się  w  wyremontowanej sali MOK -u która w niczym  nie przypominała  tej sprzed  trzech lat . Razem z kolegami  ze Skórzec biega  mieliśmy  przyjemność  poczęstować    biegaczy   biorących  udział  w podsumowaniu biegu,  naszym  urodzinowym  tortem, a w zamian  usłyszeliśmy  gromkie  sto lat  w wykonaniu  setki biegaczy  😄
 Takie rzeczy  motywują  najbardziej  . Było  nam bardzo miło  wziąść udział  w  tak świetnie  przygotowanej imprezie  i jak to powiedział  jeden z towarzyszy  biegu. ...Da się  i za 30 zł  zrobić  extra bieg.
Grzmią pod Stoczkiem armaty
Skóra Tomasz
37:10
7 miejsce open  ,  2 w kategorii  m 40

czwartek, 22 lutego 2018

Co motywuje fryzjera ???

Motywacja w życiu codziennym to bardzo ważna sprawa . Zakładając firmę jako bardzo młody człowiek na pewno masz w głowie mnóstwo znaków zapytania . Czy się uda ? Czy to dobry wybór ?
Dzisiaj przedstawiam wam Asię która swoją przygodę z własną firmą rozpoczęła kilkanaście lat temu,jako bardzo młoda dziewczyna .Dzisiaj jej zakład to bardzo znana marka na terenie gminy Skórzec jak i poza nią bo jak sama przyznała w rozmowie, klienci przyjeżdżają  do jej salonu nawet z poza Siedlec. Co motywuje fryzjera? Jak utrzymać  kientów  ?  Co zrobić aby nie popaść w rutynę wykonując ten zawód ? oraz o tym jak zarazić się fryzjerstwem ?  Zapraszam do przeczytania rozmowy z właścicielką salonu fryzjerskiego ,,U Joanny" Perfekcja. Na co dzień  bardzo energiczna  i  żywiołowa  kobieta. Przychodząc  do jej zakładu nawet takiemu  gadeuszowi  jak ja, ciężko dojść  do słowa  😄 Jej ulubiony  cytat to ,,Największe bogactwo,  to robienie tego co  kochasz .''

Jak to się wszystko zaczęło ???  Skąd wziął się pomysł aby zostać fryzjerką ?
Sama wybrałam gdy byłam małym dzieckiem. Każdą lalkę "barbi " którą dostałam od ciotek czy taty, ktokolwiek mi dał w prezencie to zawsze je strzygłam, czesałam jak w telewizji . Pierwszy raz spotkałam się z zawodem Fryzjer w telewizji jako mała dziewczynka 5-6 lat . Strasznie mi się podobało jak pani czesała w jakimś filmie i mówiłam że ja też tak będę jak urosnę.Nie miałam pojęcia że ten zawód nazywa się fryzjer. Mówiłam że ja będę Pani fryzurka i że będę czesała wszystkie Panie hehe ..Gdy skończyłam szkołę podstawową i gimnazjum to od razu wiedziałam co chcę robić i nie miałam trudność z wyborem zawodu. Cieszyłam się że taki zawód istnieje.
Jak wspominasz swoje pierwsze kroki jako właścicielka salonu?
Początki działalność wspomina bardzo miło. Zmiana otoczenia , zupełnie nowe miejsce nowi ludzie , nie znani ,różne osoby. Nauczyli życia jak radzić sobie w trudnych sytuacjach . Pomagali prowadzić działalność, udostępniali lokale na stworzenie mojego miejsca pracy.Coś nowego.. zaskakującego. Jak przetrwać początek nowego rozdziału życia? dorosłość? Zdana na samą siebie ? Stworzenie czegoś własnego ☺ Zawsze marzyłam mieć swoją działalność być szefową i blisko ludzi,być niezależna.
Czy zawód fryzjera może dawać poczucie dobrze wykonanego zadania ?
Praca dodaje mi skrzydeł. Każda osoba jest inna , pragnie czegoś innego nie powtarzalnego każdy chce być oryginalnym nie kopią, kazdy chce mieć coś na głowie nie powtarzalnego . Uwielbiam odmieniać ludzi na lepsze,sprawiać im przyjemność chociażby tylko strzyżeniem czy koloryzacją i widzieć ich uśmiech że im się podoba , że nie żałują że akurat do mojego salonu przyszli, chociaż Salonów jest bardzo dużo a wybrali akurat Mój. To tak motywuje do dalszego działania szkolenia, chęci zdobycia nowych trendi dla nich dla klientów ,wszystko po to aby być na czasie. Żyje ze świadomości że jak wrócą to znów coś nowego ciekawego im zrobię na głowie. Każdy klient ma wierzyć w to że jest jedyny w swoim rodzaju☺

Co motywuje fryzjera?
Największą radość sprawia mi jak klientka wychodzi zadowolona uśmiechnięta i to mnie Motywuje nakręca na dalsze działanie . Widząc jak klientka czy klient wychodzi Ode mnie z uśmiechem na twarzy .Nie ma nic cennieszego niż zadowolony klient . Ludzie lubią ciepłych i radosnych ludzi , którzy budzą w nich radość.Dzięki nim, zapominają o smutku który mieli przed wejściem do Salonu. Będąc u mnie zapominają chociażby na chwilę o swoim smutku. Staram się żeby każda klientka i klient odczuł szacunek ode mnie jak od moich pracownic , poczuł się kimś wartościowym czy biedny czy bogaty. Ja traktuje wszystkich na równi nie ma podziału na klientów. W moim Salonie nie wychodzi klient czy klientka nie zadowolona nie zdarzyła mi się a jak była taka to mi nie dała w żaden sposób odczuć..Ja Kocham swoją pracę ja tym żyje. Każdego dnia ktoś przychodzi nowy inny oczekuje czegoś nowego innego, i to jest wyzwanie i to właśnie takie wyzwania motywują mnie najbardziej ... Cieszę się że są różni klienci bo można poszaleć na głowach odważnych klientów. Robię to z pasją, sprawia mi radość to że zrobiłam komuś coś nowego, ładnego, że komuś się podoba moja praca i nosi ją z miłą chęcią, z dumą nie wstydzi się. Fryzjera praca jest wystawiona cały czas , dni,tygodnie, miesiące i lata. Głowy nie zdejmuje się jak bluzki, spodni czy kurtki ona jest wystawiona jak chodzimy śpimy co kolwiek robimy ona jest cały czas na wystawie . Dlatego to tak miłe dla fryzjera a zarazem trudne musi się postarać żeby klientka nosiła naszą usługę z dumą i zadowoleniem.


Czy zawód fryzjera to trudna sprawa ?
Zawód Fryzjera to bardzo ciężki kawałek chleba , to praca cały dzień ma nogach.. ręce cały czas w górze, trzeba być miłym wyrozumiały gotowym na coś nowego zaskakującego to praca z różnymi ludźmi, ogółem praca z ludźmi jest ciężka. Jeśli ktoś nie lubi zawodu " fryzjer" to długo nie pracuje lub umęczy się i nie będzie sprawiała przyjemność . Ja Kocham swój zawód i nie wyobrażam sobie robić coś w życiu innego niż Fryzury. Sprawia mi to przyjemność. Idąc do swojej pracy ja czuję że żyje. " Moje lekarstwo na wszystko " Uwielbiam być w Swoim salonie i z ludźmi ☺🤗 " "FRYZJER " jedna z niewielu osób, przed którą KRÓL ściąga Koronę " Też czujemy się Najważniejszymi ludźmi skoro taka osoba zdejmuje koronę przed Nami .Coś pięknego. Ja nawet będąc chora np.na grypę to jestem w pracy , chyba że już z łóżka nie mogę zejść, czy jestem na szkoleniu to wtedy mnie nie ma w moim miejscu pracy jak siłą wyższa jak np. Zagrożona ciąża kilka lat temu. To wtedy nie mogłam pracować ale wraz wpadałam chociaż na chwilę. Ja nie mogę żyć bez swojej pracy i klientów. " Rzeczy nie możliwe robimy od ręki. Na cuda trzeba chwilę poczekać " staram się żeby w moim salonie Panował porządek żeby nikt nie wyszedł nie obsłużony lub nie zapisany. Każdy ma swój czas .

Czy jest ktoś komu zawdzięczasz to że dzisiaj jesteś właścicielką salonu fryzjerskiego ?
Na początku działalności bardzo wspierał mnie mój tato oraz jeszcze wtedy narzeczony a teraz mój mąż Rafał .
Bardzo dużo zawdzięczam Wójtowi Gminy Skórzec Stanisławowi Kalińskiemu. Żeby nie on dawno by mnie tu już nie było , to on najdłużej dał mi miejsce pracy gdzie mogę dalej wykonywać swój zawód i nadal przedłużył umowę dzięki Wójtowi tu jestem i wykonuje swoją usługę a także mogłam dać miejsc pracy innym. Bardzo dobry z niego człowiek, jestem mu bardzo wdzięczna za możliwość bycia tu gdzie jestem.
Dziękując za bardzo motywującą rozmowę życzę Ci samych zadowolonych klientów, mnóstwo nowych inspiracji i pomysłów  oraz  niekończącej się energii :)

piątek, 16 lutego 2018

Wyzwanie

Jakiś czas temu, wysyłając zaproszenia do polubienia strony W poszukiwaniu motywacji, otrzymałem wiadomość : Naucz mnie jak taki ciężarówka jak ja, może zacząć biegać i żyć zdrowo ? Przecież twoja a moja waga to podwójna różnica . Dokładnie podwójna, odpisałem znajomemu .Zacząłem się zastanawiać jak największy chudzielec w okolicy może zmotywować człowieka ważącego 120 kg do tego aby wziął się za siebie,schudł i zaczął aktywnie żyć.Poprosiłem swoich dobrych znajomych o opisanie swoich historii.Tego jak walczyli ze swoimi kilogramami, słabościami i w odpowiednim czasie wzięli swój los w swoje ręce. W tym poście nie będzie zdjęć  chociaż chciałbym pokazać wam moich bohaterów ...Niestety nie zgodzili się na publikację wizerunku. To co każdy z nich napisał mi w prywatnej wiadomości,wysłałem wyżej wymienionemu koledze .Oprócz tego wysłałem mu link do mojej ulubionej dietetyczki Oli. Co on z tym zrobi??? Nie wiem, wiem że postarałem się zrobić coś dla niego . Chciałbym aby to co napisali  mi moi biegowi koledzy dotarło do szerszej publiczności. Oczywiście zgodę na publikację otrzymałem i cieszę się że dzisiaj mogę się z wami podzielić tymi historiami .Pełnymi życia , entuzjazmu, i chęci walki przede wszystkim o siebie .
Pierwsza historia to historia anonimowa, ale zaufajcie mi .Ten koleś naprawdę istnieje :)
 Czy ja wiem? Powiem Ci, że ja doszedłem do etapu, w którym zacząłem się czuć fatalnie sam ze sobą. Tyłem głównie ze względu na paskudną miłość do słodyczy (która niestety trwa nadal) i ogólnie średnio się odżywiałem (częste wyjazdy "w teren" szybkie posiłki w macdonaldzie itp.). Ale cały czas byłem gdzieś blisko sportu. Od lat gram w tenisa ziemnego i moja masa (w punkcie krytycznym 119kg) przeszkadzała mi w tym. Męczyłem się. Bolały mnie stawy. Głównie dlatego, abym mógł dalej cieszyć się z pasji jaką był tenis zacząłem się odchudzać i przy okazji biegać. Natomiast już na starcie okazało się, że nie wszystko jest kolorowo bo zdiagnozowałem dużą torbiel na tarczycy co mnie wykańczało (nadczynność i związany z nią szereg dolegliwości). Dzięki Bogu i z tym sobie poradziłem. Na szczęście nie było to złośliwe i podano mi jod radioaktywny ( przez jakiś czas świeciłem w nocy 🙂 ) i pomogło. A później wziąłem się za siebie. Dieta, dzięki której zwaliłem kilkanaście kilo i bieganie dało efekt. Niestety dzięki temu że wkręciłem się w bieganie teraz zaniedbuję tenisa 🙂 ale mam za to frajdę z biegania 🙂 Trochę mi wróciło bo teraz waham się pomiędzy 106-108kg ale chcę jeszcze raz zawalczyć. Zaczyna się post, może odstawię cukier i spróbuję. U mnie tak naprawdę zero słodyczy i waga leci w dół jak szalona. Jak bym ważył ok. 100kg to fruwałbym jak motyl 🙂. Nie wiem, czy jestem dobrym przykładem motywatora ale zawsze warto spróbować 🙂 uff ale się rozpisałem :))

Drugą historię opowie wam Hubert :
U mnie było tak zawsze lubiłem sport w podstawówce i liceum piłka ręczna z licznymi sukcesami ale niestety potem praca i sport odstawiamy. W pracy niestety 12h w samochodzie i 2 razy dziennie duże porcje kebaba na zmianę z Chińczykiem zrobiły swoje prawie udało mi się dobić do 130 kg do tego jeszcze wieczorem piwko zagryzane chipsami i poleciało. Ale o dziwo nie przeszkadzało mi to wogole w życiu a że sportu pozostała tylko miłość do rowerka i wycieczki z żonką. Wszystko było dobrze tak moje życie toczyło się w spokoju aż do stycznia 2016 roku kiedy to musiałem położyć się na stół w szpitalu i wycieli mi woreczek żółciowy wraz z moim przyjacielem kamieniem (efekt niestety mojego odżywiania). Potem przyszły ciężkie 3 miesiące ostrej diety gdzie tylko warzywa z pary i mięsko parowane ale co zauważyłem ostry spadek masy i jakąś taką lekkość. Wiadomo na początku nie myślałem o tym że od razu zostanę sportowcem absolutnie nawet mi to przez myśl nie przeszło. Natomiast jakieś 2 miesiące po zabiegu przyszedł taki kryzys bo stanąłem przed lustrem po kąpieli i zobaczyłem nagle zwisy skóry po tym jak spadła masa i no nie koniecznie mi się to spodobało. Więc postanowiłem sobie że coś muszę zrobić ale było trochę za wcześnie po zabiegu na siłownię to zacząłem od spacerów. Wytyczylem sobie trasę około 12 km i codziennie przez 32 dni pokonywalem ją obserwując jednocześnie swój organizm. Na początku bolały mnie plecy potem ból ustąpił i zaobserwowałem że coraz szybciej pokonuje km bez zmęczenia. Po upływie tych 32 dni tak sobie pomyślałem że kondycja mi się sporo poprawiła ale czy dam radę przebiec km bo w pracy na zaliczeniu ze sprawności fizycznej ledwo dobieglem nie mówiąc już o czasie i o tym że prawie padłem na bieżni. I tu kolejne zdziwienie przebieglem 1 km i nic zero zmęczenia nie było też za bardzo zadyszki więc sobie tak pomyślałem że będę dalej chodził te 12 km i na koniec 1 km biegu i tak zrobiłem. I znowu sobie tak pomyślałem może dam radę zalew przebiec dookoła i próba i jest udało się więc zrezygnowałem z chodzenia na rzecz codziennego biegania dookoła zalewu. Potem nagle odezwał się do mnie kolega z pracy który śmiga maratony i mówi mi że znalazł mnie na endomondo i widzi że biegać zaczynam więc on chętnie radą mi pomoże i będzie mi kibicować no i wtedy to się zaczęło jak to się mówi złapałem bakcyla i zakochałem się w bieganiu.. Nie powiem bo i żonka mocno mnie wspierała w tym co robiłem zresztą do tej pory lubi mi towarzyszyć na zawodach i spędzamy razem super czas. Więc tak naprawdę biegać zacząłem w kwietniu 2016 a na biegu Jacka w Siedlcach wziąłem udział pierwszy raz w zawodach i 5 km z rekordem życiowym 23:15 było dla mnie mega motywacją po zaledwie kilku miesiącach treningu i tak to się na dobre zaczęło. Potem poznałem yulowcow i zaczęły się wspólne treningi i wspólne wyjazdy na zawody i teraz powiem szczerze nie wyobrażam sobie żeby mogło tego zabraknąć po prostu to jest silniejsze ode mnie a czas z przyjaciółmi spędzony na wspólnym truchtaniu to po prostu rewelacja.Natomiast teraz masa ciała no tak jak mówiłem dobijalem do 130 kg potem ścisła dieta i szok masa spadła przez 3 miesiące na 99 kg potem jeszcze bieganie i rower (nie zapominam cały czas o rowerku wręcz km krece z coraz większą radością zwłaszcza gdy mam tu takiego rywala-wariata) no i masa ciągle w dół i doszło do 93 kg czyli 37 kg mniej wszystkie ciuchy poszły w odstawke musiałem kupić nowe ale warto było no i teraz najważniejsze robiąc badania okresowe nie tyle ja co mój lekarz przeżył szok wyniki powalił go na kolana szczerze to nie wiem czy takie wyniki miałem jako 18 letni chlopaczek ale cieszy mnie to bardzo że widać efekty mojego sposobu życia obecnego. No i jeszcze sposób odżywiania nie ma już diety ale posilam się w średnich dawkach co 2-3 godziny cały dzień i to też chyba swoje robi i nie muszę się martwić już o to że masa wróci bo słyszałem o tych efektach jojo u mnie to nie nastąpiło dzięki ciezkiemu treningowi i odpowiedniemu sposobowi odżywiania. Dodatkowo jestem aktywnym honorowym dawcą krwi i nawet tu widać poprawę bo panie oznaczają teraz moją krew jako niezwykle wartościową o wysokim stopniu czystości więc tak coś w tym sporcie jest i mam zamiar dalej ciągnąć tą moją przygodę z bieganiem

Trzecia  opowieść to historia Michała .Tą historią zakończę ten post i zostawię was z przemyśleniami.  Michał z zawodu jest kierowcą. Jego tryb życia nie podobał mu się  do tego stopnia że postanowił coś zmienić. Może kilogramy zrzucone przez Michała nie powalają za to na pewno na pochwałę zasługuje jego chęć i zawziętość, ale w sumie mieć taki motywator w domu jak jego żona to nie jeden wziąłby się za siebie .....zresztą poczytajcie sami :

  Witaj Tomku, otóż zaczęło się od tego , gdy urodził nam się synek, ja zmieniłem pracę , wiadomo kierowca autobusu , praca siedząca , zero ruchu , ciągle pączki czy jakiekolwiek inne jedzenie i kilogramy przybywały, żona zaś zaczęła przygodę z bieganiem , chciała zrzucić parę kilo po ciąży . Tak więc od marca 2015 biega, sam wiesz jak to jest, im więcej biegasz tym bardziej to Ci się podoba.
Ja nie dawałem długo się namówić na ten sport, wręcz nienawidziłem biegać. Wracałem z pracy , obiad/kolacja i poleżeć . Kondycja spadła diametralnie, a żonie rosła z każdym dniem. Pomimo nieprzespanych nocy ( dziecko) , ona była ciągle pelna energii a ja jej tylko zazdrościłem . Jeszcze do 2014 r , dobra miałem kondycję robiliśmy dużo km. Rowerami, oplynalem półtora raza zalew w kaluszynie bez ustanku, to było dla mnie pestką, tęskniłem do tego tym bardziej gdy widziałem jak ruch wpływa na moją żonę , widziałem u niej ogromny progress , chciałem być taki sam. 25 września miałem 30 urodziny, postanowiłem sobie zrobić taki prezent , skończyć z papierosami i zadbać o zdrowie, kondycję , zrzucić kilka kg, bo przekroczyłem 90. Tak na początek gdy żona szła biegać , ja brałem rower, w miejscach gdy nie bylo zbyt dużego ruchu zamienialiśmy się, ona biegała już ze swoim polarem m400, więc stwierdziłem na ile dam radę taką odległość przebiegnę, więc pierwszy raz zrobiłem półtora kilometra, potem zmiana ja na rower Wiola biegiem, po czterech kilometrach znów zmiana , Wiola na rower ja biegiem, przebiegłem kolejne półtora ,za następną zmianą udało mi się zrobić kilometr . I tak gdy wychodziła biegać ja leciałem z nią na rowerku i się zamienialiśmy. Po nie całych dwóch tygodniach , wyskoczyłem sam z domu i zrobiłem 4km z niezłym czasem jak na początkującego a mianowicie 5:30,. Potem było już tylko lepiej, wieksze dystanse , lepsza kondycja a przy tym 5kg mniej. Reasumując , zaraziła mnie tym sportem, dziś nie trzeba mnie namawiać , aby zdrowie pozwoliło to sobie nie żałuję bieganka, ja zagorzały niegdyś przeciwnik biegania, kierowca autobusu .
To by było na tyle, pazdrawiam Cię Tomku.

czwartek, 1 lutego 2018

Styczeń

Nowy rok przywitałem  tradycyjnie jak wszyscy, lampką  szampana , życzeniami i fajerwerkami.  A że sylwestra  po raz kolejny spędzaliśmy  razem z  jedną  z ofiar  mojego biegania Pawłem Czarnockim.Postanowiliśmy przywitać ten rok na biegowo i juz minutę  po północy biegliśmy chodnikiem  w stronę  Dąbrówki  Ług. Spokojna dwójeczka  z obowiązkowym selfikiem  i dalej za stół.
Tak przywitany  styczeń  musiał  być  bardzo biegowy  i taki był. Pierwsze dni zostały  zdominowane  przez Charytatywny marszobieg dla Lenki Rybak. https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2018/01/noworoczny-charytatywny-marszobieg-dla.html?m=1
3 tydzień  stycznia to jeden z mocniejszych  jakie zrobiłem  w minionym czasie  .Prawie 100 km na pięciu  treningach i wszystko w śniegu  lub po lodzie.
27  stycznia  pobiegłem  w 4 Biegu  Trapera  zajmując  2 miejsce  open. W sumie  uzbierało  się  prawie 400 km .Szkoda ze cały czas brakuje mi czasu na rozciąganie i  ćwiczenia  ogólnorozwojowe  .

W planach  na luty   bieg w Stoczku  Łukowskim  oraz przynajmniej  10 treningów  na stabilizację  .Ciężko  będzie bo wiecie jak jest, ale jak się  coś  obiecuje  to trzeba przynajmniej  starać  się  dotrzymać  słowa.