poniedziałek, 25 czerwca 2018

Gdzie jestem?

Do napisania  tego tekstu  zainspirowały  mnie poczynania  naszych chłopaków  na mundialu w  Rosji.  Fala krytyki  która  wylała  się  niedzielnego wieczora  w internetach  była  dużo  większa  niż  słowa  wsparcia. Straszne  to ale prawdziwe . Oglądałem  mecz  z Kolumbią  i patrzyłem  na ich bezradność  zastanawiając  się  po co oni tam pojechali. Czy awans  do mistrzostw świata  był  przypadkiem?  Niektórzy  twierdzą  że mieliśmy  po prostu  łatwą  grupę  . No i w końcu  skąd  wzięło  się  wysokie 5 miejsce  w rankingu  FIFA?   Trzeba  znać  swoje  miejsce  i nie pajacować.
Piszę  na blogu  różne rzeczy. W końcu  założyłem  go po to między  innymi,  aby sobie  popisać  od czasu do czasu. Nie zaśmiecać  faceboka  swoimi wywodami  które czasami  być  może  po prostu  są  nie potrzebne.  Czasami  o bieganiu,  czasami  po prostu  o życiu.  Przemyślenia  o tym  gdzie powinna  znajdować  się  w tej  chwili  Polska  reprezentacja doprowadziły  mnie do tego gdzie znajduję  się ja jako biegacz  i sportowiec  (amator  zaznaczam ).
Szanuję  mocniejszych  i bardzo ciężko  pracuję  nad tym aby móc  z nimi  rywalizować . Siedleckie  bieganie  ma się  dobrze.  Marek  Mitrofaniuk, Tomek Korzeniowski,  Łukasz  Kosieradzki  to w tej chwili  chyba czołówka .
Ciężko  ich ganiać  bo cała  trójka  jest od 7 do 15 lat odemnie  młodsza.  Są  jeszcze bracia  Mierzejewscy ,  mocarz  Olunio  ,  Krzysiek Cabaj, kolega z wojska  Paweł  Jastrzębski i Jean Marc,  mąż  Lidii  Chojeckiej  . Rafał  Wysocki  i kilku  modzieniaszków  z Pogoni  i Fenixa  którzy  na krótkich  dystansach  również  pokazują  różki  😉 Gdyby tak zebrać  wszystkich  w jedno  miejsce  i dołożyć  Kamila  Młynarza  to nawet  do pierwszej  dziesiątki  mógłbym się  nie załapać ,  oczywiście  biorąc  pod uwagę  dystans 5-10 km bo na półmaratonie  może  ugrał  bym pierwszą  siódemkę. Tak to wygląda.  Trzeba znać  swoje miejsce  i nie urować bo cwaniactwo  zupełnie  jak kłamstwo  ma krótkie nogi   😄
 Zawsze  powtarzam,  bieganiem  trzeba się  bawić ale nie raz trzeba pokazać  że się  pracuje,  bo dobre wyniki  nie biorą  się  z nikąd a pozycji  na biegu  nie załatwisz  po znajomości  .  Jak się jedzie  ma mistrzostwa świata  to trzeba pokazać  klasę,  inaczej  wraca  się  do domu  ze spuszczoną głową  zupełnie  tak  jak z biegu  który  nie poszedł  tak jak trzeba.   P.S. Jak zwykle  wielkie ukłony i szacunek  wobec  tych  którzy  kiedyś  pracowali  na dobre imię  siedleckiego  biegania.  Julek  Ziółkowski,  Andrzej  Okniński  ,  Bogdan  Bala. .. Te chłopaki  kiedyś  zrobili  to do czego ja, nawet  się  nie zbliżę. ... Chociażby  dlatego  że  za stary  już  jestem.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Na czwórkę z czwórką

Są  biegacze którzy  lubią  biegać  ultra, są też  tacy którzy  gustują  w krótkich  szybkich  biegach .  Ja po prostu  lubię  biegać  i nie ważne  czy jest to 80 kilometrów  czy cztery.
Bieg na czwórkę  z czwórką  organizowany jest od 2016 roku przez dyrekcję ,  nauczycieli  i przyjaciół  szkoły  podstawowej  nr 4 im. Adama  Mickiewicza  w Siedlcach.  Poprzednie  dwie edycje niestety  nie pasowały  mi w kalendarzu  startowym ,  za to w tym  roku  postanowiłem  spróbować  swoich  sił  na tej imprezie.
Czerwcowe  słońce  od samego rana przypiekało niemiłosiernie .  Wraz z Pawłem  Kasią  i Izą ,  jako reprezentacja Skórzec biega  o godz 9.15  zameldowaliśmy się  w  biurze  zawodów  które  zlokalizowane  było  na szkolnym  parkingu. Nie zapisałem się  wcześniej  na bieg i niestety  zbrakło  dla mnie numerków,  ale nie to było  najważniejsze, bo jako organizator  wielu imprez  biegowych  wiem że tak się  zdarza  i fajnie  że się  zdarza  bo to oznaka  dobrej  frekwencji.  Start  biegu  przewidziano  na godz 10 . Już  przed  zapisaniem  się  na bieg  spotkałem  kilku dobrych  znajomych. N rozgrzewkę  ruszyłem  z Łukaszem  Kosieradzkim z którym  swego czasu  przebiegłem  mnóstwo  kilometrów.  Sam nie byłem  pewien  na ile pozwolą  mi nogi  i dyspozycja  dnia . Co prawda  od startu w Skórzeckim Parkrunie  minęło  24 godziny i trudno było  mówić  o zmęczeniu jednak zawsze  w głowie  pozostaje  jakaś  niepewność. Po finiszu  zawodników Nording Walking,  spiker  poprosił  wszystkich  biegaczy  na linię  startu.  Dwóch  starszych  panów, jak się  domyślilem  byli to sedziowie  z siedleckiego PZLA  poprosili  wszystkich  o cofnięcie  się  pół  metra  do tyłu  i nim się  dobrze  rozejrzałem  dali szybki  sygnał  do startu.  Czekało na nas dwie  pętelki  po dwa kilometry   i tak jak już  napisałem  wcześniej  słońce  tego dnia nie było  łaskawe.  Łukasz ja i młody  z Feniksa,  szybko  uformowaa się  czołówka  biegu . Po 1.5  kilometra  młody był  już  z 50 metrów  za nami.  Nawrotka,  Łukasz  złapał  wodę,  ja nie zdążyłem.
Podał  mi , złapałem  dwa łyki  i oddałem mu butelkę. To był  nasz ostatni  kontakt  na trasie.  Przewaga  z sekundy na sekundę  stawała  się coraz bardziej  wyraźna,  zupełnie  tak jak i moja nad młodym .  Grupki  kibiców  biły  brawo  a na zegarku  3.36 ...   Kurcze  nie jest łatwo  pomyślałem  przez chwilę,  przecież  w tym tempie  to ja dychy  biegałem. ....ale na pewno  w innych  warunkach, tak sobie tłumaczyłem .  To był  szybki  bieg na pewno 14.08  na mecie i drugie miejsce  za Łukaszem  Kosieradzkim  cieszy  bardzo.
 Szybka  dekoracja  i powrót  do domu,  bo jak to bywa w moim  przypadku  niedziele  są  pracujące  i od 13 trzeba chlebek piec  na poniedziałek  rano 😄
Cieszę  się  że mogłem  wziąć  udział  w  tak fajnym  kameralnym  biegu ,  bez opłaty  startowej  i innych  utrudnień. Szkoła  podstawowa nr. 4 pokazuje  że można zorganizować  fajny  bieg i to na pewno  wszyscy  uczestnicy  widzą   i doceniają a co za tym idzie polecają  znajomym.  Trzymam kciuki  za kolejne  edycje  tego biegu.

środa, 6 czerwca 2018

Dycha na Jeleni skok

Kilka dni przed wyjazdem  w Bieszczady dowiedziałem  się że można  będzie  jeszcze na miejscu ,  zapisać  się  na niedzielny, najkrótszy  bieg całego festiwalu  Rzeźnickiego , Dychę  na Jeleni skok.  Pomyślałem, gdyby  było  w miarę, można by go było  zrobić  tak na rozbieganie.  W biurze zawodów  zapytałem o cenę  pakietu. 60 zł  normalnie a dla biegnących  w którymś  z innych biegów, 30 .  Trzy dyszki  to nie dużo  pomyślałem  i już  za chwilę  byłem posiadaczem drugiego  worka  z numerem startowym.  Dzień  po Rzeźniku  nawet chodzenie  sprawiało  mi trudność  mimo to postanowiłem  po południu  troszeczkę  potruchtać.   Nie było źle.  Start  niedzielnego  biegu  był  ustalony  na  godz 9 . Krótka  rozgrzewka  i o 8.45  stałem  już  na starcie.
 Różne myśli  w głowie, pierwsza trzydziestka  była  by fajna ,  na pewno poczuję  piątkowe  80 kilometrów.  Start spokojny,  bardzo spokojny.  Moją  uwagę  zwrócił  chłopak w koszulce vege runers.  O  .... pociśnie ,  pomyślałem.  Szybko wysunął  się  na prowadzenie.  Pierwsze kilometry po asfalcie,  z Cisnej w stronę  Majdanu.  Aby  się  nie zgrzać,  aby nogi puściły.  Mimo że było rano ,  temperatura  dawała  się  już  odczuć.  Co chwilę  łyczek  wody  z pożyczonego  bukłaka  i spokojnie pod górę  . Vege runers  też się  uspokoił ,  jsk się  dowiedziałem  był  wolontariuszem  i przez 3 dni pomagał  przy znaczeniach tras. Co chwila  miałem kolejnych  biegaczy  . Każdy tłumaczył  się  że biegł  rzeźnika.   Kiedy odpowiadałem  że ja też  patrzyli  ze ździwieniem.
Na podbiegu  na punkt  widokowy  na jeleni skok kilku biegaczy  nie zauważyło  strzałki  w lewo. Zawrajcie!  krzyknąłem, źle biegniecie.  W ten sposób  byłem o kilka miejsc  bliżej  . Z kolejnym spotkanym na trasie zawodnikiem  dobiegliśmy  już  fo końca biegu . Był  to Grzesiek  z Ryk.   Na zbiegach  mi uciekał ,  na podbiegach  go doganiałem  ,  i tak na zmianę.  Ostatni  kilometr  przypominał  jesienny  Ultramaraton Bieszczadzki. Błoto po kolana i knieje.   Grzegorz  był  z tyłu.
 Finisz był  mega mocny  i tak naprawdę  nie czułem zmęczenia.  Na metę  wbiegałem  jako 4 zawodnik  z 250 które  wystartowały.  To była radocha.

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Bieg Rzeźnika

Czasami  mamy marzenia  które  spełnią  się  dosyć  szybko. Czasami  jednak  jest  tak że musimy  długo czekać  na  ich realizację.  Bieg Rzeźnika  był  moim  marzeniem  od zawsze. Kiedyś  w telewizji  obejrzałem  film o tym właśnie  biegu. Start o 3  nad ranem, wschód słońca  w górach  , śniadanie gdzieś  na przepaku i po 11 -12 godzinach biegu upragniona  meta.  Czekałem  cierpliwie wiedząc  że póki  co nie jestem  gotów  na dystans 80 kilometrów.  Barierą  było  też  znalezienie  partnera  bo akurat pokonanie trasy w dwuosobowej  drużynie jest też  wymogiem  ukończenia tego biegu.  Gdzieś  w połowie  września   zapytałem  kolegę  Krzyśka  czy chciałby  pobiec  ze mną  w przyszłorocznej  edycji Biegu  Rzeźnika.  Nie dał  się  długo  prosić  .  Za kilka dni  wypełniliśmy  zgłoszenie i czekaliśmy  na losowanie  które  jest nieodzownym  elementem  tego biegu ze względu  na  ilość  chętnych  i ograniczenia  związane  z limitem  startujących  osób.  15 października  zostaliśmy  wylosowani jako  jedna z 650 drużyn mających  możliwość startu w XV Biegu Rzeźnika. Nie pozostało  nic innego jak wpłacić  wpisowe  i trenować. Przygotowania szły  spokojnie i bez przeszkód. W między czasie  udało  się zrobić  fajne życiówki  na dystansie 10 km i półmaratonu.  Krzysiek postanowił  w ramach  przygotowań  pobiec  maraton w Rzymie. Kilkanaście  razy zgraliśmy  treningi  i pobiegliśmy  razem. Nie było  nic nadzwyczajnego  w tym że biegamy  o 4 rano. Trzeba było  i tyle. Razem  z nami na  mniejszy  bieg Rzeźniczka  zapisali  się  nasi biegowi  koledzy ze Skórzec biega  Edyta i Paweł  oraz kilka  znajomych  z Yulo Run Team.  Do Cisnej udaliśmy  się  w środę . 8 godzin jazdy  samochodem,  zakwaterowanie  i odbiór  pakietów. Przy okazji  odbioru  numerów  zauważyłem  że można jeszcze  było  zapisać  się  na najkrótszy  bieg festiwalu,   ,,Dycha  na Jeleni skok ''  ,a jako że  wpisowe  nie było  zbyt wygórowane  postanowiłem  że  zrobię  sobie rozbieganie  po Rzeźniku.
Wyjazd autobusów  z Cisnej  ustalono na 1:45 tak że  o spaniu  tego dnia nie było  mowy. Jakaś  tam drzemka  i pyszne  spaghetti na kolację.  W autobusie  jeszcze próba zmrużenia  oka.  O 2:45 byliśmy  na starcie  w Komańczy.  Szybkie  siku  i parę  fotek  ze znajomymi  z Mińska.
Punkt trzecia strzał  z dubeltówki  i start. Pierwsze kilometrzy dosyc tłoczne . Czołówki  dawały  sporo światła  tak że  biegło  się  naprawdę dobrze.  O wschodzie  słońca  byliśmy  już  gdzieś  na 15 kilometrze .Pierwszy mocniejszy  podbieg i zbieg .Punkt kontrolny  na 17 kilometrze i dalej w górę do 25 kilometra . NA 32 kilometrze,w Cisnej , usytuowany  był  pierwszy przepak. Zmieniliśmy  buty na trailowe .Miska ryżu  z jabłkami  i dalej  w trasę. Edyta  z  Pawłem  powiedzieli  ze jesteśmy  w okolicach  pierwszej dwudziestki. To było  dziwne  bo naprawdę  nie spieszylismy się a podstawowym  nr 1 był  spokojny  początek. Zaraz po minięciu pierwszego przepaku  Krzysiek  zaczął  narzekać  na jakiś  dziwny ból w nodze. Jednak  biegł  i nie dawał  po sobie  poznać że coś  jest nie tak.   Punkt  żywieniowy  na 49 kilometrze  . Pomarańcze  , rodzynki i jeszcze  raz  pomarańcze.  Uzupełniliśmy  wodę  i cole. Obsługa  powiadomiła  nas  ze kolejny punk  za 18 kilometrów czyli w okolicach 67 kilometra. Ruszyliśmy  dalej 300 metrów  drogą  i kolejne  podejście. Krzysiek  krzyknął  z bólu. Widać  że to nie były  już  żarty. Spróbowałem  rozmasować mięsni .Dwa znalezione patyki  pomogły  przy wejściu bo nie było  mowy o bieganiu.
Krzysiek  coraz bardziej  odczuwał  ból. Widziałem  jak cierpi  , mimo to walczył  Gdzieś  na 3 km przed kolejnym punktem  skończyła mu się  woda w buklaku. Miałem w plecaku  jeszcze mały  zapas ,  wiec  mu oddałem  bo mi wystrczala  cola. Było bardzo gorąco  dochodziło  południe. Szedłem z nim cierpliwie , od czasu  do czasu pytając  jak się  czuje.  Nie liczne pary nas mijały  .Widać  było że  nie tylko nam jest ciężko.  68 kilometr  Krzysiek  powiedział  że to koniec.  Wspierany  przez kibiców  mimo wszystko  wyruszył  po uzupełnieniu  płynów  i chwili  odpoczynku. Doszliśmy  do strumienia. Nie dam rady  powiedział. Zapytałem  czy będzie  miał  coś  przeciwko  jeżeli  ja pobiegnę  dalej. Powiedział  ze nie. Poprosiłem  sanitariuszy  aby zaopiekowali się  kolegą.  Czułem się  naprawdę dobrze.  Jednak to co czekało  mnie na ostatnich 12 kilometrach  przekroczyło wszelkie  moje wyobrażenia  . Zegarek  który  już na 50 kilometrze wysiadł  udało  się  troszkę  podladowac.  Miałem chociaż  pogląd  na dystans  który  ubywał  bardzo wono. Do tego te wyrzuty  sumienia i ten głos  który mówił  ,,Dlaczego go zostawileś '' . Zadzwoniłem  do kolegi Tomka który czekał  na nas na mecie.  Co ja mam robić ? -zapytałem. Biegnij ,  odparł,  czekamy na Ciebie. Chwila przerwy  i głos powrócił.  Telefon  do żony  Krzyśka.  Dorotka,  ja Cię  bardzo przepraszam  ale musiałem.  Tomku  nic się  nie stało,  biegnij. Lazłem  pod ostatnią  górę,  17 minut kilometr. Bez motywacji  bez  wiary  w siebie, klnąc  wszystko do okoła  i modląc  się  o metę.   Coraz więcej kibiców  na trasie wspierało  słowami,  jeszcze kawałek  jeszcze chwileczkę.
Na metę  wbiegałem  ze spuszczoną  głową.  Bez radości  , bez uśmiechu.  Za chwilę  na mecie pojawił  się  również  mój  partner którego przywiozła  z ostatniego  punktu  kontrolnego  pani fotograf.
Po biegu  obiecałem  że na Rzeźnika  wrócę  tylko  pod jednym  warunkiem,  jeżeli  Krzysiek zechce  rozprawić  się  z  tym dystansem

Maj 2018

Końcówka  kwietnia  i początek  maja w moim  biegowym  świecie to dwudniowa  wyprawa  biegowa  ,,Poznaj rzekę  Świdnicę ''  fajnie że ma się  takich  znajomych  którzy  kiedy  rzucasz  hasło  biegniemy,  rzucają  wszystko  i  biegną  .  Kilkanaście  fajnych  kilometrów  w zaroślach,  błocie i  wodzie po kolana.  To była  naprawdę  fajna  przygoda.https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2018/05/poznaj-rzeke-swidnice.html

 Najważniejszy start maja to 18 Półmaraton  Hajnowski.  Kolejna  życiówka  i kolejne pudło  do kolekcji.https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2018/05/18-pomaraton-hajnowski.html

Po  Hajnówce  nie pozostało  nic innego  niż  w spokoju  czekać  na wyjazd  w Bieszczady.
366 km dołożone  w maju i po pięciu  miesiącach 1900 km na liczniku w 2018 roku.
Wszystko  w dobrym  zdrowiu  i  przy dobrym  samopoczuciu. To  było by na tyle . Sorry że tak krótko ale zbieram myśli do wpisu o Rzeźniku. W planach na czerwiec po raz kolejny organizacja akcji Polska Biega i III Biegu przedszkolaków . Troszkę więcej rowerka i na pewno mały odpoczynek  po rzeźniku. 30 czerwca widzimy się na biegu charytatywnym w Węgrowie . https://www.facebook.com/events/401084697031392/