środa, 6 czerwca 2018

Dycha na Jeleni skok

Kilka dni przed wyjazdem  w Bieszczady dowiedziałem  się że można  będzie  jeszcze na miejscu ,  zapisać  się  na niedzielny, najkrótszy  bieg całego festiwalu  Rzeźnickiego , Dychę  na Jeleni skok.  Pomyślałem, gdyby  było  w miarę, można by go było  zrobić  tak na rozbieganie.  W biurze zawodów  zapytałem o cenę  pakietu. 60 zł  normalnie a dla biegnących  w którymś  z innych biegów, 30 .  Trzy dyszki  to nie dużo  pomyślałem  i już  za chwilę  byłem posiadaczem drugiego  worka  z numerem startowym.  Dzień  po Rzeźniku  nawet chodzenie  sprawiało  mi trudność  mimo to postanowiłem  po południu  troszeczkę  potruchtać.   Nie było źle.  Start  niedzielnego  biegu  był  ustalony  na  godz 9 . Krótka  rozgrzewka  i o 8.45  stałem  już  na starcie.
 Różne myśli  w głowie, pierwsza trzydziestka  była  by fajna ,  na pewno poczuję  piątkowe  80 kilometrów.  Start spokojny,  bardzo spokojny.  Moją  uwagę  zwrócił  chłopak w koszulce vege runers.  O  .... pociśnie ,  pomyślałem.  Szybko wysunął  się  na prowadzenie.  Pierwsze kilometry po asfalcie,  z Cisnej w stronę  Majdanu.  Aby  się  nie zgrzać,  aby nogi puściły.  Mimo że było rano ,  temperatura  dawała  się  już  odczuć.  Co chwilę  łyczek  wody  z pożyczonego  bukłaka  i spokojnie pod górę  . Vege runers  też się  uspokoił ,  jsk się  dowiedziałem  był  wolontariuszem  i przez 3 dni pomagał  przy znaczeniach tras. Co chwila  miałem kolejnych  biegaczy  . Każdy tłumaczył  się  że biegł  rzeźnika.   Kiedy odpowiadałem  że ja też  patrzyli  ze ździwieniem.
Na podbiegu  na punkt  widokowy  na jeleni skok kilku biegaczy  nie zauważyło  strzałki  w lewo. Zawrajcie!  krzyknąłem, źle biegniecie.  W ten sposób  byłem o kilka miejsc  bliżej  . Z kolejnym spotkanym na trasie zawodnikiem  dobiegliśmy  już  fo końca biegu . Był  to Grzesiek  z Ryk.   Na zbiegach  mi uciekał ,  na podbiegach  go doganiałem  ,  i tak na zmianę.  Ostatni  kilometr  przypominał  jesienny  Ultramaraton Bieszczadzki. Błoto po kolana i knieje.   Grzegorz  był  z tyłu.
 Finisz był  mega mocny  i tak naprawdę  nie czułem zmęczenia.  Na metę  wbiegałem  jako 4 zawodnik  z 250 które  wystartowały.  To była radocha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz