poniedziałek, 29 marca 2021

Biegiem wzdłuż rzeki Kostrzyń

 Pierwsze myśli o przebiegnięciu wzdłuż koryta rzeki Kostrzyń pojawiły się w mojej głowie jakieś 2- 3 lata temu kiedy to wspólnie ze znajomymi zaczęliśmy systematycznie co rok biegać wzdłuż rzeki Świdnica ( dopływ Kostrzynia) . Szybko jednak umarły bo wskazany przez wikipedię dystans 45 km był nie do pokonania samotnie a i namawianie kogoś na taką wyprawę nie było mi na rękę. Dokładnie rok temu przemierzenie części tej rzeki zaproponował biegowy kolega Leszek. Mimo że była to jedna z tych niezapomnianych przygód biegowych, umocniła mnie w przekonaniu że jednoosobowa wyprawa wzdłuż w tej rzeki będzie bardzo niebezpieczna a co za tym idzie praktycznie niemożliwa. 

Kiedy na początku marca, klubowy kolega Michał zaproponował próbę przebiegnięcia wzdłuż rzeki Kostrzyń, po prostu nie mogłem odmówić. I absolutnie nie przeszkadzało mi że to on jest pomysłodawcą wyprawy i to on ustala zasady gry. Zaproponowany termin 28 marca też  mi odpowiadał. Jedyne co wzbudzało we mnie złe myśli to wspomnienie brodzenia po kolana w wodzie z poprzedniej wyprawy z Leszkiem oraz przewidywany dystans 45 km. To drugie starałem się sobie wytłumaczyć tym że ktoś kto mierzył rzekę robił to dokładnie wzdłuż linii brzegowej a my już w pierwszych zamierzeniach mieliśmy pobiec nie dokładnie wzdłuż tej linii ale tak aby było w miarę bezpiecznie ale i tak aby nie stracić rzeki z oczu. 

Przepiękna sobota poprzedzająca dzień wyprawy dawała nadzieję jednak czym bliżej wieczora pogoda się psuła a na wieczór zaczęło już konkretnie padać do tego w prognozach wiatr który w porywach miał mieć do 50 km /h. Niedzielny poranek przywitał nas jednak przyzwoitą pogodą. Po wieczornym deszczu nie było znaku, jedynie kierunek wiatru który jeszcze w sobotę sprawiał wrażenie sprzyjającego , zmienił się w nocy i jeszcze przed startem wiedzieliśmy że będziemy biegli pod wiatr. 


Dokładnie o godz 9.12 zameldowaliśmy się u źródeł Kostrzynia, na pograniczu wsi Przywory i Domanice, w towarzystwie żony Michała oraz Pawła który zaproponował że odprowadzi nas do pierwszego mostu w Żebraku czyli jak obliczyliśmy około 10 km. Pierwsze kilometry były bardzo spokojne i pobiegliśmy prawie bez spoglądania na mapę, bo w poniedziałek poprzedzajacy bieg wybraliśmy się z Michałem na mały rekonesans startu biegu. Wiatr który wiał prosto w twarz nie był aż taki mocny jak zapowiadano w prognozach a i słonko zaczynało przebijać się z za chmur. W Żebraku na moście czekała na nas Wiola. Krótki posiłek,  banan galaretka, łyk wody i dalej w trasę. Paweł postanowił że ruszy dalej do kolejnego mostu w Dobrzanowie. Wspomnienia sprzed roku nie napawały  mnie optymizmem na ten odcinek. Wyruszyliśmy prawą stroną rzeki której już od tej pory nie dało się przeskoczyć w razie przeszkód. Na zegarkach było 10.5 km. Jakież było moje zdziwienie gdy po 2 kilometrach biegu zobaczyłem że rzeka wzdłuż której biegniemy w niczym nie przypomina tej sprzed roku.  Prace merioralizacyjne przeprowadzone prawdopodobnie na jesień uregulowały koryto rzeki a co za tym idzie całkowicie oczyściły rzekę z tam które powodowały olbrzymie rozlewiska. Euforia nie trwała długo. Gdzieś w okicach 14 km prawy dopływ i niewielkie rozlewisko zmusiły nas do przeprawy na drugą stronę rzeki.  Aby zachować suche buty i skarpetki postanowiliśmy przeprawić się na boso. W tym miejscu rzeka nie byłajeszcze zbyt głeboka i takie rozwiązanie zdawało się być najlepszym. Na kolejnym mostku ponownie powróciliśmy na prawą stronę i tak dobiegliśmy do Dobrzanowa gdzie pożegnaliśmy Pawła i po kilku zdjęciach przy starym młynie ruszyliśmy dalej, oczywiście prawą stroną. Od Dobrzanowa rzeka zaczęła troszkę kręcić a my mogliśmy podziwiać te zakola i biec przed siebie nadal suchą nóżką.  


Nastepny etap to długa bo chyba dziesięcio kilometrową prosta która ciągnęła się od wysokości wsi Kamieniec aż do mostu kolejowego  w Oleksinie. Tutaj dowiedzieliśmy się z mapy szlaku kajakowego że przed nami jeszcze przynajmniej 20 km biegu, a że na zegarkach było 30 km ogarnęło nas lekkie zdziwienie bo ani ja ani Michał nie szykowaliśmy się na 50 km. Szybka przeprawa i juz widać było miejsce gdzie Kostrzyń łączy się  za naszą Świdnicą. Po raz pierwszy zmoczone buty i ze względów logistycznych pierwsze wyjście na asfalt . Tuż za mostem w umówionym miejscu czekała na nas Wiola. Michał zdawał się złapać doła. Obtarta noga zmusiła go do zmiany butów. Ja skupiłem się na jedzeniu. 2 banany,  czekolada, trzy galaretki i czułem się naładowany energią. Jeszcze tylko zmiana koszulki bo ta w której biegłem zrobiła się nieprzyjemna i mogliśmy ruszać. Michał odpoczął. Było widać że oswoił się z myślą piędziesięciu kilometrów zupełnie tak jak ja. Kolejne 3 km do mostu na trasie A2 upłynęły nam na liczeniu kilometrów go końca i na żartach typu że jak naprawdę ta rzeka ma 50 km to przeciągniemy tego co na Wikipedii napisał 45, po tej trasie aby pokazać ze więcej. Po przekroczeniu mostu na A2 postanowiliśmy wziąć do ręki telefon z mapą bo rzeka zaczęła znowu kręcić a nam nie w głowie było błądzenie po jej zakolach. Spokojnym tempem udało się dobiec do stawów w Gałkach.

Tutaj po krótkiej naradzie postanowiliśmy że przejdziemy na lewą stronę rzeki i pobiegniemy groblą oddzielającą stawy od rzeki. Cudne widoki cały czas umilały nam mijające kilometry. Gdzieś w połowie stawów zegarki pokazały dystans maratonu i tutaj już na 100 % wiedzieliśmy że wyjdzie blisko piędziesiątki. Wyjście z grobli i przeprawa do mostu w miejscowości Stara Sucha,  to chyba najtrudniejszy odcinek trasy. Za mostem przeszliśmy spowrotem na prawą stronę i tutaj po raz kolejny mocno zmoczyliśmy buty . Kiedy mijaliśmy Proszew A wiedzieliśmy że do nasza wędrówka skończy się nie więcej niż za pół godziny. Do tej chwili nie liczyliśmy czasu. Gdzieś przed Proszewem B wyszliśmy na chwilę na asfalt.


Zdjecie na moście i  wymuszona zmiana strony biegu. Teraz aż do zapory i ruin starego młyn biegliśmy lewą stroną. Na zaporze wróciliśmy na prawą stronę i biegliśmy nią aż do drewnianej kładki gdzie czekała na nas Wiola.  Tu zmieniliśmy stronę biegu po raz ostatni bo przed nami było ostatnie 400 metrów. Tutaj też dołączył do nas syn Michała , Gabryś. Po kilku minutach byliśmy na mecie. Liwiec przywitał nas piękną słoneczną pogodą a zegarki wybiły równo 50 km.

 Tak powstają przygody, tak powstają wspomnienia na całe życie. Dziękuję z całego serca Michałowi który mi zaufał i zaprosił do tego przedsięwzięcia.  Dziękuję Wioli która odebrała z mety biegu i zadbała o to aby być na czas na każdym punkcie. Dziękuję również Pawłowi bo to dzięki niemu nie ruszyliśmy za szybko bo to dzięki jego osobie być może ukończyliśmy ten bieg.





czwartek, 4 marca 2021

Luty 2021

 1200 kg nakrętek, 1520kg makulatury oraz 225 przebiegniętych kilometrów a co za tym idzie przekroczone 500 w tym roku, tak w skrócie w cyfrach można podsumować Luty.  Ale do rzeczy.

1300 kg nakrętek pojechało na skup 4 lutego w ramach akcji Nakrętki Dla Siedleckiego Hospicjum i były to nakręteki zbierane od połowy grudnia. Tym samym rozpoczęło się lutowe zbieranie które poszło bardzo dobrze  i już w połowie miesiąca wiedziałem że trzeba łatwic kolejny transport. I tak się stało 1200 kg pojechało na skup 26 lutego czyli w trzy tygodnie od poprzedniego kursu.


Oprócz nakrętek mój czas pochłaniała organizacja Noworoczno-Walentynkowego marszobiegu GBSB którym tym roku odbył się przy wielu ograniczeniach spowodowanych epidemią. Mimo wszystko udało się zebrać ponad 9 tys. Zł które zasiliły konto zbiórki #małysprzętWIELKAPOMOC,  prowadzonej przez fundację Le Natiga i mającą na celu zbiórkę funduszy na zakup mobilnego USG dla podopiecznych Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. Kolejna okazja pomocy Hospicjum przyszła już 21 lutego. Wtedy to w Skórzeckiej parafii gościli wolontariusze Fundacji oraz ks Paweł Siedlanowski który opowiadał o działaniach oraz planach Fundacji.


 

Co do biegania nie było go zbyt wiele. Pierwszy tydzień to luz przed maratonem w Studziance który kończył Tatarskie Grand Prix. Poczytać o całości możecie tutaj....https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2021/02/grand-prix-i-studziance.html?m=1

Drugi tydzień to zupełny odpoczynek po maratonie zakończony startem w wspomnianym Charytatywnym Marszobiegu.  I mimo ze jeszcze pod koniec 3 tygodnia udało się zrobić fajne BNP to nie było już motywacji do mocniejszych treningów z powodu kolejnej zaplanowanej na początek marca wizyty w szpitalu. Na całe szczęście udało się jeszcze odwiedzić razem z Pawłem i Leszkiem rzekę Świdnicę co dało kolejne 17 km do lutowego licznika.