wtorek, 30 czerwca 2020

Rzeźnik 2020

Kiedy prawie rok temu Paweł zaproponował mi aby pobiec z nim w parze Bieg Rzeźnika z okazji jego 40 urodzin nie zastanawiałem się ani chwili z odpowiedzią. Miałem nierozliczone osobiste porachunki z tym 
biegiem i każda okazja do ich rozliczenia 
była a dla mnie do przyjęcia. Mimo ze dzielił
 nas w bieganiu pewien dystans wiedziałem że Paweł zrobi wszystko aby przebiec ten bieg. Losowanie było dla nas szczęśliwe i nie pozostało nic innego jak trenować. Niestety ograniczenia spowodowane epidemią koronawirusa cały czas naganiały wiele pytań, w tym to jedno podstawowe, czy bieg się odbędzie. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i jak to sami określili zorganizowali antywirusową wersję biegu. Bez wspólnych startów, bez limitów z mnóstwem czasu na zaliczenie. Nasze optymistyczne plany przewidywały ukończenie biegu w limicie z poprzednich edycji czyli 16h więc nie spieszyliśmy się ze startem aby dobrze się wyspać postanowiliśmy ruszyc o 5 rano. Te plany zmieniliśmy już po pierwszych 15 km biegu 😊 błoto, las, woda no i góry tyle pamietam z tych pierwszych 15 km.
Kolejne kilometry były suche ale zaczeło się robić gorąco. Około 21 km w miejscowości Maniów mieliśmy umówiony punkt żywieniowy z Tomaszkiem. Żele z kabanosami może nie smakowały rewelacyjnie ale dały dużo energii na kolejne kilometry. Po 30 km coś zaczęło dziać się z Pawłem. Noga z którą miał problem niemal od zawsze nie pozwalała mu biec. Ostatnie 10 km pierwszej pętli to przemyślenia w stylu co dalej a na ostatnim zejściu byliśmy już prawie pewni że na dzisiaj kończymy przygodę z Rzeźnikiem. Dochodziła 13 a upał dawał się we znaki. Po wizycie w miejscu naszego noclegu który był bardzo blisko startu /mety postanowiliśmy że stawimy się na punkcie kontrolnym i odbijemy na pomiarze czasu pierwszej pętli. Mieliśmy 8 godzin rzeźnickiej przygody za sobą. Obiad jedliśmy w ciszy i z planem ruszenia na drugą pętle nazajutrz rano. Nie ma limitu to powalczymy chociaż o medal, stwierdziliśmy zgodnie. Dochodziła 14.30 kiedy Paweł powiedział, ruszaj się Skóra, ruszamy na drugą pętle! Przez chwilę popatrzyłem na niego czy on sobie jaja robi? W górach zastanie nas noc przy nawet bardzo optymistycznej wersji 9 godzin. Nie mamy latarek no i co z twoją nogą? Zapytałem. 
Już nie boli. Musimy to zrobić! W dziesięć minut byliśmy spakowani. Tomek załatwił nam czołówki od Pawła i Agnieszki. Można było ruszać. Ktoś jeszcze zaproponował ketonal Pawłowi, który miał być w razie czego. Punkt 15 wychodziliśmy na drugą pętlę z planami zjawienia się na mecie o północy. Piekna sprawa bo Mirek ze swoją dubeltówką pojawił się akurat na starcie.
Padał deszcz, bo od około 13.30 nad Cisną przechodziła Burza. Współczuliśmy biegaczom zbiegającym z góry bo mimo że mieli już tylko 2 - 3 km do mety to widać było że burza zastała ich w górach co mocno dało im się we znaki. Pierwsze podejście tą samą trasą i płynące błoto z góry nie robiło już na nas takiego wrażenia jak na początku. Szło nam się naprawdę dobrze. Mijaliśmy kolejne osoby a ja miałem po mału dosyć tego tłoku na trasie i marzyłem o tym aby wyjść w końcu na odcinek trasy przewidziany tylko dla biegaczy z Rzeźnika. Na około 60 km odwiedziła nas znowu Niezastąpiona ekipa, Tomek, Paweł i Zbyszek. Przwieźli nam jedzenie i ciepłe ubrania bo dochodziła już 19.30 a przed nami było jeszcze ponad 20 km. Na podejściu minęliśmy jeszcze dwie pary. Kolejna godzina marszu i byliśmy już wysoko w górach.
Tu było mniej błota bo ta trasa byla mniej uczęszczana. Z włączeniem latarek zwlekaliśmy maxymalnie długo. Troszkę dlatego aby przyzwyczaić  oczy do ciemności, troszkę ze strachu że może nam nie wystarczyć baterii. Około godziny 22 po naszej prawej stronie pojawiły się na niebie błyski. No tak jeszcze tego brakowało aby na koniec nas wymyło. Paweł dzielnie walczył mimo to zwalniał. Latarki które mieliśmy nie dawały zbyt wiele światła a szukanie strzałek na drzewach dodatkowo nas zwalniało. Nie było odwrotu. Zbliżał się 70 km i trzeba było po prostu zejść z gór do Cisnej.Co chwilę niebo rozjaśniały błyski jednak nie padało. Jeszcze kilka godzin temu narzekałem na nadmiar ludzi na trasie a teraz tęskniłem po prostu za każdą lampką zobaczoną w ciemności lasu. Nasze plany o powrocie na północ legły w gruzach, coraz bardziej oddalał się też plan B czyli wyrobić się w 20 h. Minęła północ, minęła pierwsza a my dalej zsuwaliśmy się po błotnym szlaku od czasu do czasu zatrzymując sie na chwilę aby przepuścić tych którzy o północy wyruszyli na setkę. Było ich coraz więcej a mroczny las co raz bardziej rozjaśniała una nad orlikiem w Cisnej. Odpocznijmy jeszcze chwilkę zaproponował Paweł. No chodź już kurwa bo ma już dosyć, jest mi zimno jestem głodny i mam dosyć tego jebanego błota odpowiedziałem. No dobra przytaknął zgodnie i ruszył przed siebie jakby trochę szybciej. Przed nami był już tylko strumyk. Strumyk pełny wody do tego stopnia że nawet przejście po słupie który pełnił rolę mostka sprawiało olbrzymią trudność. 
Meta! Wytęskniony medal i piwo.... Brrrr. Tylko nie zimne proszę 😊 


wtorek, 9 czerwca 2020

I co dalej?

Obserwując ostatnie sprawy związane z koronawirusem napewno wielu z nas zadaje sobie pytanie co dalej? Czy pandemia zmieni biegaczy i ich środowisko? Czy uda się ruszyć z organizacją imprez biegowych? czy wróci w końcu normalność czy powrócą duże imprezy biegowe? . Mimo że obostrzenia są po malutku znoszone cieżko tak naprawdę patrzeć z optymizmem w przyszłość chociaż niektórzy mówią że trzeba. Osobiście nie wyobrażam sobie organizacji imprezy biegowej z obowiązującymi w tej chwili zaleceniami. Maski, przyubice, i rękawice gumowe w biurze zawodów?  Płyny do dezynfekcji i urządzenia do mycia rąk na pewno dodatkowo wpływają na koszt organizowanej imprezy. Dodatkowo według mnie nie wygląda to po prostu dobrze.
To prawda na otwartym terenie można na być bez maseczki ale mimo wszystko cały czas w zaleceniach jest zachowanie odstepów. Może nie każdy do tego się stosuje ale zawsze trafi się ktoś komuś nie będzie się coś podobać. Jestem w przeddzień startu w biegu Rzeźnika. Jesteśmy już w Cisnej i byliśmy już na orliku gdzie zawsze było zorganizowane biuro zawodów. Wszystko wygląda jakoś dziwnie. Taśmy, barierki zakazy wstępu. To nie jest to samo i dla każdego dego kto chociaż raz poczuł atmosferę rzeźnickiego festiwalu widok tego jak wygląda to w tym roku może być po prostu przytłaczające 😕 Nie mniej jednak cieszymy się że ktoś odważył sie w końcu zrobić pierwszy krok w stronę normalności. 
 Po malutku pojawiają się pierwsze lokalne imprezy biegowe póki co małe ale takie właśnie lubimy najbardziej. Bo przecież gdzie można najeść się najlepszej grochówki czy pajdy chleba ze smalcem jak nie na lokalnym biegu. Bo gdzie lepiej będzie smakować drożdżówka z jabłkiem czy pączek jak nie w gronie znajomych po przebiegnieciu wspólnej sympatycznej piąteczki? ☺️
Trzymam kciuki za kolejne małe biegi i sam po malutku zaczynam planować. Chociaż troszkę się boję bo czasy są strasznie niepewne i tak naprawdę nikt nie wie czy za tydzień lub dwa nie wróci obowiązek zakładania maseczek w przestrzeni otwartej, czy rządzący przypadkiem nie uznają że liczba zachorowań wzrasta i trzeba wrócić do zakazu zgromadzeń publicznych. 

wtorek, 2 czerwca 2020

Maj 2020

  Maj rozpoczęłem od udziału w 3 dniowej rywalizacji biegowej - Wirtualnego Biegu po kolorową czapeczkę. W ciągu tych trzech dni udało się nabiegać 56.5 km co dało pewną wygraną w tej rywalizacji. Niestety tym razem były nagradzane osoby z 4 i 13 miejsca ale trzeba przyznać że ta rywalizacja pomogła dobrze rozpocząć kilometrowo miesiąc.
A kilometry były potrzebne bo jak się okazało jednak odbędzie się wirusoodporna wersja Biegu Rzeźnika na ktorego starcie mam tym razem stanąć z wieloletnim przyjacielem Pawłem Czarnockim. Co wyjdzie z tego startu zobaczymy bo po ostatnich doświadczeniach z tym biegiem mam kaca moralnego do dzisiaj 😕.
  5 maja przyjąłem wyzwanie 25 pompek przez 25 dni aby przybliżyć problem depresji i stresu pourazowego.
  8 maja otrzymałem informację że ruszyła sprawa makulatury i w ciągu tego miesiąca udało się wywieźć prawie 3 Tony tego surowca. Całość pieniążków oczywiście trafia bezpośrednio do mamy Oliwierka Staręgi któremu od jakiegoś czasu staram się pomóc co nieco.
 20 maja razem z grupą Biegaczy Skórzec Biega ruszyliśmy z organizacją wirtualnego biegu dla Marysi Tchórzewskiej. Bieg potrwa jeszcze do 7 czerwca a szczegóły oczywiście znajdziecie na fejsbukowej stronie wydarzenia....https://facebook.com/events/s/wirtualny-bieg-charytatywny-dl/381263712791412/?ti=cl
 Ciężko jest kręcić konkretne kilometry i pracować fizycznie. Budowa płotu którą rozpoczęłem zaraz po świętach Wielkanocnych pochłania cały moj wolny czas a czesto bywa tak że kończę jedną pracę jem i idę do drugiej. Mimo wszystko postęp prac cieszy a i efekt końcowy mam nadzieję da satysfakcję.
Jeszcze w połowie maja obiecałem sobie że od tego miesiąca w podsumowaniach będę pisał o największej porażce jaka mnie spotkała w mijającym miesiącu. I tak wiem że nie wiele osób czyta te podsumowania także mam nadzieję że tekst trafi do tych bardziej życzliwych mojej osobie ☺️ a jak trafi do tych którzy cieszą się jak mi się noga powinie to i oni z takich podsumowań będą mieli trochę radości 😜
  Największą porażką maja była dla mnie akcja Siedleckiego Hospicjum z okazji dnia mamy. Tradycyjnie już chciałem pomóc Marlenie prezenty z których dochód zawsze jest przeznaczony dla podopiecznych Hospicjum. I mimo wielu ogłoszeń z tym zwiazanym udało nam się z Aldonką sprzedać tylko 15 prezentów 😕 Moje oczekiwania co do tej akcji były sporo większe i szczerze myślałem o większym zainteresowaniu, niestety tymnrazem po prostu nie wyszło.
 414 km udało się nabiegać w maju i tezeba przyznać ze kilka treningów dało radość z aktualnie posiadanej formy.
Miejmy nadzieję że w końcu będzie mozna gdzieś wystartować, oczywiście poza Rzeźnikiem.
 Co do planów na czerwiec oprócz wspomianego wyjazdu na bieg Rzeźnika?
Sporo kiełkuje w mojej głowie i mam cichą nadzieję ze po złagodzeniu koronawirusowych obostrzeń w koncu uda się coś podziałać.