czwartek, 3 grudnia 2020

Listopad 2020

 Mija przedostatni miesiąc tego roku. Roku dziwnego, dla wielu trudnego, dla mnie osobiście jednego z goryszych w życiu. Tak wiem, wszystko dzieje się po coś, zawsze musi być pod górkę żeby było z górki a wszystko co złe zawsze mija i nawet najgorsze chmury zawsze rozgoni wiatr i znów zaświeci słońce. Wielu z nas nie spodziewało się tego co wydarzyło się w ciągu mijających miesięc. Wielu mówi już nic nie będzie takie jak wcześniej a inni powtarzają, jeszcze będzie cudownie, jeszcze będzie normalnie. Chciało by się wierzyć i mieć nadzieję ale jakoś ciężko.

Miesiąc rozpoczęłem otwarciem kolejnego kosza do zbiórki nakrętek dla Siedleckiego Hospicjum. Tym razem kosz stanął w miejscowości Koszewnica a wszystko za sprawą sołtysa tej wsi oraz mieszkańców, którzy w czynie społecznym wykonali pojemnik do zbiórki nakrętek.  

Trzydniowa wycieczka w góry która odbyła się dzięki dobrym kumplom pozwoliła troszkę się zresetować i złapać trochę optymizmu przed zbliżającym się, zaplanowanym pobytem w szpitalu. Góry mają moc uzdrawiania głowy i to potwierdzi wielu z was a to że trafiliśmy w niemalże idealne warunki pogodowe przyczyniło się możliwości podziwiania pięknych widoków.


Od 16 do 20 listopada odbyła się zorganizowana przez Gminny Ośrodek Kultury w Skórcu zbiórka złomu na rzecz wsparcia Antosi Dąbrowskiej. Oczywiście jak  tylko mogłem starałem się pomóc w tej akcji i dziękujęjjeszcze raz wszystkim którzy za moim pośrednictwem przekazali złom na cel tej akcji.


24 - 28 listopada to wspominany pobyt w szpitalu. Co będzie z ręką nadal nie wiadomo ale sporo udało się tym razem po reperować i to też daje troszeczkę optymizmu. 

Listopad kończę z przebiegniętymi 170 km, 1100kg makulatury przekazanymi na rzecz stowarzyszenia Mgiełka oraz 1300kg nakrętek sprzedanymi na konto zbiórki dla siedleckiego hospicjum domowego dla dzieci. 

Jak na pewno zauważyliście od jakiegoś czasu nie planuję, także w planach na grudzień nie ma nic. Jedno co bym chciał to zamknąć ten rok z 3000 przebiegniętych kilometrów i mam nadzieję że się uda 😊


niedziela, 8 listopada 2020

Październik 2020



 Dopiero była jedna niedziela i już jest następna. Pierwszy, drugi, trzeci czwarty i już 7 listopad. A ja? A ja zbieram się do podsumowania miesiąca. Tak się zbieram że aż wstyd.  Ale sumie nie ma co się wstydzić bo pisać nie ma o czym. Dni na L4 mijają jeden za drugim a ja coraz częściej zastanawiam się jak ja się wyrabiałem godząc pracę z tym wszystkim co robiłem kiedyś. Kilka niedobrych wiadomości które przyszło w październiku nie wpływa na dalszą motywację. Konieczność powrotu do szpitala, choroba mojego dobrego znajomego, Adasia który bardzo motywował mnie do pisania i do treningów, informacja o tym że z końcem roku znika popularna aplikacja biegowa. Nie wiem jak to będzie dalej. Obostrzeń przybywa a człowiek zastanawia się czy da radę dojechać do szpitala na zabieg, czy nie zamkną go, czy zdrowie się utrzyma. Mnóstwo pytań mnóstwo złych emocji. Protesty w całym kraju, blokady, i bunt który co raz bardziej pojawia się w ludziach. Dobrze że jeszcze można wyjść na dwór, na spacer, może nie raz trochę szybszy, nie raz trochę wolniejszy ale jest. Nakrętkowa akcja dla hospicjum trwa i chociaż nie udało się załatwić w minionym miesiącu transportu to nakrętek cały czas przybywa. Oprócz nakrętek udało się sprzedać 2.5 Tony makulatury.

Co do biegania to jest go naprawdę niewiele, jednak mam nadzieję że dzięki zapasowi z pierwszego półrocza uda się ten rok zamknąć 3000 kilometrów 


czwartek, 1 października 2020

Wrzesień 2020

 Wrzesień to przede wszystkim akcja zbiórki nakrętek dla Siedleckiego Hospicjum domowego dla dzieci :https://facebook.com/events/s/nakretki-dla-siedleckiego-hosp/985273878553082/?ti=cl

Akcja która rozpoczęła się pięknie bo już 28 września udało się sprzedać pierwszą tonę surowca na skup. Duża w tym wszystkim zasługa wielu osób które dostarczają nakrętki na tą akcję ale i kosza który został postawiony 5 września pod Muzeum Regionalnym w Siedlcach i w ciągu pierwszych tygodni akcji kilkukrotnie został napełniony. 


Oprócz nakrętek początek września to wywiezienie baterii i płyt zbieranych dla Oliwierka i za te surowce udało się uzyskać prawie 200 zł.

8 września miałem kolejną wizytę w szpitalu w Krakowie. Tym razem podczas wizyty zostałem uwolniony z szyny i drutów które unieruchomiały moją rękę od chwili wypadku czyli od 20 lipca. 

W połowie września coś ruszyło w temacie makulatury i w ciągu 2 tygodni wywiozłem na skup prawie 1.5 Tony towaru wspierając tym Siedleckie Stowarzyszenie Mgiełka. 

W piątek 18 września razem z przyjaciółmi grupy Biegaczy Skórzec Biega wyruszyliśmy na nasze lokalne sprzątanie Świata bo to właśnie 3 weekend września jest uważany za finał tej akcji na całym świecie. W sobotę 19 września tak zupełnie pi cichu wyskoczyłem na półmaraton do Studzuanki. Dlaczego i po co postaram się wyjaśnić w niedługim czasie w odzielnym poście. Kolejne dni to przygotowywanie biegu. Pobiegnij z nami w las ti bieg który wymyśliliśmy z Pawłem kilka tygodni temu i który udało się doprowadzić do finału który odbył się w sobotę 26 września. Na starcie tego biegu stanęło 66 zawodników w kategorii bieg i NW. 



(foto Nomad Foto Studio) 

W bieganiu niewiele. Razem ze startem w wspomnianym półmaratonie udało się nabiegać zaledwie 100 km. Mam nadzieję że po malutku coś się zacznie dziać bo jak narazie nie mam chęci na treningi i jakoś wcale mnie nie ciągnie w ich stronę 😔


poniedziałek, 7 września 2020

Sierpień 2020

 Jeżeli chodzi o moje sierpniowe bieganie to najlepszym jego podsumowaniem jest zdjęcie które opublikowałem na FB w pierwszych dniach września.


5! słownie 5km przebiegłem w minionym miesiącu i to tylko dzięki temu że 30 sierpnia odbywał się 11 Bieg Jacka a ja po prostu musiałem go zaliczyć i być może ktoś powie że bieganie z usztywnioną ręka jest nieodpowiedzialne to mi to po prostu nie przeszkadza. Wiele nieodpowiedzialnych rzeczy robiłem w życiu a ten bieg naprawdę bardzo podniósł mnie na duchu i dał chwilę zadowolenia, jedną z niewielu w ostatnim czasie. 


Sierpień miał być czasem urodzinowej przygody, bo to właśnie na 15 sierpnia zaplanowałem start mojeju urodzinowej, rowerowej wyprawy do okoła województwa lubelskiego. Nic z moich planów na ten miesiąc nie wyszło oprócz zakończenia wakacyjnej zbiórki nakrętek dla Franka. Wspólnie z rodzicami chłopca udało się zebrać 1820 kg nakrętek i uzyskać za nie 2200 zł które będą przeznaczone na rehabilitację Franka. 31 sierpnia udało się ruszyć z nową akcją. Tym razem będziemy zbierać nakrętki dla Fundacja Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci a finał tej akcji przewidujemy na zakończenie roku szkolnego.https://facebook.com/events/s/nakretki-dla-siedleckiego-hosp/985273878553082/?ti=cl


Oprócz biegania i nakrętek 8 sierpnia odbył się drugi nocny marsz w ramach wyprawy Nocne Sowy. Marsz został przeniesiony z 24 lipca ze względu na mój wypadek. Cieszę się że tak wiele rodziców z dziećmi zdecydowało się na tą nocną wyprawę a każde dobre słowo jak zwykle sprawia że chce się zrobić coś więcej.

Mam nadzieję że po malutku zacznę ruszać z bieganiem a w podsumowaniu września będę mógł napisać coś więcej na temat przebiegniętych kilometrów ☺️

środa, 5 sierpnia 2020

Lipiec 2020

Lipiec rozpoczęłem bardzo aktywnie. Rozpoczęcie wakacyjnej zbiórki nakrętek dla Franka. Kilka makulaturowych kursów które były przeznaczone od początku lipca na wsparcie Stowarzyszenia MGIEŁKA. 
 Start w Tatarskiej piątce był 3 etapem Tatarskiego Gran Prix. 3 miejsce ucieszyło niezmiernie. Tydzień po Tatarskiej piątce wystartowałem chyba w najważniejszym tegorocznym biegu czyli cross maratonie Z Piekła do Nieba. Dużo o tym starcie napisałem w odzielnym wpisie. https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2020/07/przez-pieko-do-nieba.html?m=1
 18 lipca odbyła się Nocna wyprawa rodziców i dzieci pod nazwą Nocne Sowy. 

Wyprawa wzbudziła olbrzymie zainteresowanie. Nocny marsz, ognisko oraz podziwianie gwiazd przez specjalny teleskop który przywiózł jeden ze znajomych,  można z czystym sumieniem nazwać wakacyjną przygodą. 

Tak naprawdę miesiąc lipiec skończył się dla mnie w poniedziałek 20 lipca. Wykonując tego dnia pracę na pile tarczowej tak zwanej trajzedze uległem wypadkowi i prawie straciłem 4 palce prawej ręki. Jeszcze tego dnia trafiłem do Krakowskiego szpitala Ludwika Rydygiera na odział chirurgii i plastyki gdzie przeszedłem 8 godzinną  operację. Dzięki Bogu trafiłem na znakomitych specjalistów w zakresie replantacji i po dwóch tygodniach od operacji można powiedzieć że będę miał wszystkie palce jednak za wcześnie jest aby mówić o przywróceniu ich sprawności.

Tylko 176km przebiegłem w lipcu. Niestety czeka mnie przymusowy odpoczynek od biegania a to czy uda się wrócić na biegowe ścieżki i jak długo potrwa przerwa to jedna wielka niewiadoma.

 Od dziś postanowiłem troszkę zacząć się ruszać. Jakieś spacery i rowerek stacjonarny na pewno mi nie zaszkodzą. Nie wiem czy będzie o czym pisać w podsumowaniu sierpnia ake postaram się aby było bo motywacji do działania nie brakuje mi wogóle. 

środa, 29 lipca 2020

Karol Kulik 16 dni kajakiem do morza

Nawet nie pamiętam kiedy poznałem Karola. Na pewno było to gdzieś na biegu. Zawsze miły, uśmiechnięty i chętny do pomagania. Imponuje mi swoim poświęceniem czasu dla swoich dzieci Niny i Oliwiera którym stara się pokazać jak najwięcej oraz swoją zawziętością uporem w morsowaniu oraz dystansem do wszystkiego. Kiedy 16 maja wyruszył w wyprawę kajakiem z nad siedleckiego zalewu do polskiego morza, wszyscy znajomi nie mogli uwierzyć. Dla mnie na przykład było to coś nie do wykonania i powiem szczerze od samego początku do końca wyprawy byłem sercem z Karolem. To że zakończył wyprawę tak blisko celu uszanowałem chociaż poczułem niedosyt. Zabrakło naprawdę niewiele ale wierzę że była to mądra decyzja. Oczywiście nie był bym sobą gdybym nie zapytał Karola o kilka spraw związanych z tą wyprawą.


 - Skąd wziął się pomysł na wyprawę?

- Siostra na spotkaniu rodzinnym powiedziała że ma chęć pojechać rowerem nad morze. Podchwyciłem temat i powiedziałem że ja popłynę kajakiem i tak około pół roku temat spływu dojrzewał.

- A dlaczego akurat kajak?

 - Jako dziecko marzyłem popłynąć kajakiem na mazury, ale jednak morze bardziej mnie skusiło.

 - Jak zaplanowałeś wyprawę bo przecież jakiś plan był potrzebny. Noclegi, jedzenie, zabezpieczenie ekwipunku?

-Pierwszy nocleg był planowany u właściciela wypożyczalni kajaków KAJAKI - LIWIEC p. Rowickiego w Wólce Proszewskiej. Druga noc u znajomego w Węgrowie i uzupełnianie zapasów żywności. Dalsza podróż już na spontanie. Noclegi pod trapem, na karimacie lub w hamaku.


 -  Ci co obserwowali Twoją wyprawę wiedzą ze największym twoim wrogiem był wiatr. Jak sobie z tym radziłeś? Fale na Wiśle to nie te na Kostrzyniu 😕😕😉

 - Północny silny wiatr który wiał pod prąd potegował duża falę na rzece. Pierwsze pływanie blisko brzegu ze względów bezpieczeństwa było już na Liwcu w okolicach zamku w Liwie. Zalew Zegrzyński też przywitał mnie duża falą, ale po południu wiatr i fala się uspokoiła. Na Zalewie Włocławskim fala spowodowała przymusowy całodzienny postój na bezegu co było jedynym rozsądnym i bezpiecznym rozwiązaniem. Dlatego w Grudziądzu
podjąłem decyzję o zakończeniu spływu.

 - Coś o chwilach słabości i zwątpienia ile razy były bo domyślam się że były i czy decyzja o przerwaniu była słuszna jeżeli spojrzysz na to z perspektywy dnia dzisiejszego?

-  Tak były chwile zwątpienia i słabości jak płynąc liwcem prawie cały dzień padał deszcz. Odciski, popękana skóra na dłoniach, odparzenia i trzy kleszcze. Ale jak mijałem piękne miejsca, dopływałem do kolejnego ujścia rzeki. Widziałem dzikie zwierzęta i ptaki. Widziałem jak rodzina i znajomi na fb mi kibicują to wszystko mi mijało i nabierałem nowych sił i chęci do dalszego płynięcia. Decyzje o zakończeniu rejsu cały czas uznaje za słuszną. Żebym mógł płynąć dalej musiałbym czekać na brzegu 5 dni. Był delikatny niedosyt ale i tak jestem zwycięzcą.


 - No i na koniec ostatnie pytanie. Czy są plany powrotu na trasę wyprawy?

 - Na tą chwilę trudno powiedzieć czy będzie drugie podejście do zdobycia morza z Siedlec.Pokonałem wszystkie przeszkody na trasie i już została mi prostą drogą wodną do celu. Czas wszystko zweryfikuje.

-Widzę że pozostawiasz kibiców w niepewności. Ja napewno będę trzymał kciuki. Teraz już wiesz czego możesz się spodziewać, co zmienić co poprawić tak aby było jeszcze lepiej.  Życzę Ci tego aby kiedyś wrócił na trasę soływu atwoje marzenie zostało zrealizowane.

piątek, 17 lipca 2020

Przez Piekło do Nieba

Start w maratonie chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Robiona liczba kilometrów napawała optymizmem a  akcenty treningowe były też na coraz lepszym poziomie. Duża w tym zasługa przygotowań do Biegu Rzeźnika który jak już wiecie odbył się na tak zwane zaliczenie a mi pozostało coś tam w nogach co trzeba było jak najszybciej wykorzystać. Maraton w Kodniu miał być nie tyle co docelowym startem wiosennym co spełnieniem marzeń. Bo to właśnie na cross maraton do Kodnia wybierałem się od kilku lat i obiecałem sobie ze w końcu się tam pojawię. Terminy marcowe w których zazwyczaj był rozgrywany niestety do tej pory zazwyczaj po prostu mi nie pasowały. Tym razem termin wiosenny z powodów koronawirusowych został zamieniony na 11 lipca. Termin który mi bardzo podpasował i nie pozostało nic innego jak przyłożyć sie do treningów po ukończonym wspomnianym rzeźniku.
 Niestety covid19 po raz kolejny w tym roku pokazał ze nie ma żartów i z powodu dużej liczby zakażeń w rejonie Kodnia bieg został odwołany. Do Kodnia miałem jechać z Tomkiem Hajdukiem któremu wymarzył się start w maratonie i to on stał się siłą napędową planu B czyli znalezienia czegoś w zastępstwie. Jedną z propozycji był maraton z Nieba do Piekła (cóż za nazwa 😜) organizowany od 15 lat w okolicach zalewu Sielpia i miasteczka Końskie. Cross maraton który również miał się odbyć w pierwszym terminie w połowie maja a z powodu obostrzeń został przeniesiony na inny termin. Kilka ustaleń logistycznych bo wyjazd dwustukilometrowy z rana przed biegiem nie wchodził w grę, tym bardziej że start maratonu przewidziano na 9 rano. Postanowiliśmy jechać w piątek wieczorem, złapać gdzieś jakieś spanie w agroturystyce nieopodal i z rana podjechać na start. Tak też zrobiliśmy. Nocleg w agroturystyce Barycz46 był strzałem w 10. Rano śniadanko z moimi bułkami i dżemem Tomkowej roboty i lecim do tego nieba 😜
Około 8 mieliśmy już odebrane numery startowe i byliśmy prawie gotowi do startu. Organizatorzy przewidzieli że ktoś będzie chciał zostawić sobie jakiś prowiant na trasę i ustawili w tym celu stoliki w okolicach nawrotki po każdym okrążeniu. Tam też ustawiliśmy swoje żele i colę aby uzupełniać zapasy straconej energii. Punktualnie o 9 dyrektor zawodów Wojciech Pasek wraz z prowadzącym imprezę dali sygnał do startu. Pierwsze dwa kilometry to takie rozpoznanie sie, co kto jak i może dlaczego 😝 chociaż niekoniecznie😝 bo byłem tu pierwszy raz i nikogo poza Tomkiem który został gdzieś z tyłu, nie znałem. Na prowadzenie wyskoczył pan w moim wieku a może i trochę starszy 😉oraz dobrze zbudowany zawodnik który ładnie trzymał tempo. Jak sie później okazało był to zwycięzca kilku poprzednich edycji. Po dwóch kilometrach zmienił go chłopak około dwudziestu paru lat. Po pierwszym okrążeniu czyli siedmiu kilometrach tych dwóch wyraźnie wysunęło się na prowadzenie a ja jako trzeci. Robiąc nawrotkę zauważyłem ze mam na plecach jeszcze kilku zawodników a zegarek pokazywał tempo około 4.14 - 4.12. Po trzech okrążeniach prowadząca dwójka oddaliła się na tyle że widziałem ich tylko na nawrotkach. Miałem do nich prawie dwie minuty straty ale nie to było ważne. Zaczęłem czuć ze tempo które sobie narzuciłem było za mocne. Nogi robiły się ciężkie a podbieg z Piekła do Nieba robił się za każdym razem cioraz cięższy. 4 okrążenie udało się jeszcze w miarę przebiec i na zegarku miałem już 27 km bo leśne zakręty i gesty las skutecznie zakłucały sygnał GPS który jak wiadomo w polarze m400 i tak nie jest za rewelacyjny. Deszcz który zaczął padać na 3 okrążeniu był coraz mocniejszy. 5 kółko było już walką. Walką o utrzymanie tempa o utrzymanie się na nogach na mokrych korzeniach i trawie oraz o utrzymanie miejsca. Mijanie osób które tego dnia brały udział w biegu wymagało też sporego skupienia i koncentracji. Kiedy wybiegłem na ostatnie szóste okrążenie minął mnie biegacz. Minął mnie na tyle szybko że po kilometrze straciłem go z oczu, już wtedy wiedziałem że straciłem 3 pozycję. Na pocieszenie została mi jeszcze możliwość złamania 3h w tym maratonie. Było to do zrobienia bo na 3 km przed metą miałem 18 minut na ukończenie. Cieszyło mnie to że to już ostatnia pętla, że to już ostatni raz wspinam się do Nieba. Ostatni kilometr i ciach, skurcz. Najpierw delikatne ciągnienie z tyłu prawego uda, później coraz mocniej. Meta była coraz bliżej a udo sztywniało coraz bardziej mimo to dawałem radę jeszcze biec . Jeszcze raz spojrzałem na zegarek 2.55 i już byłem na asfalcie 300 metrów i Meta. Ostatni zakręt i jest. 2.58.48 z takim czasem zatrzymałem zegarek. Prowadzący zapytał mnie czy boli mnie to 4 miejsce. Odparłem że nie, bo ten czas w takich warunkach rekompensuje wszystko. Byłem cały mokry a Tomkowi którego spotkałem na mecie pozostało jeszcze 2 okrążenia.
 Nie pozostało nic innego jak przebrać się osuszyć i ogrzać jedząc kiełbasę przy ognisku.
 Maraton to wielki sprawdzian. Sprawdzian umiejętności, siły głowy, determinacji. Maraton nie wybacza błędów w przygotowaniu. Maraton nazywają królewskim dystansem bo aby pokonać dystans 42 km trzeba mieć naprawdę mocną głowę tym bardziej jak biega się 6 razy w kółko 😉.
To był naprawdę dobry bieg. I mimo że były chwilę słabości udało się wykorzystać całą robotę z minionego półrocza. Czas na roztrenowanie i bierzemy się do roboty dalej bo jak korona pozwoli w tym roku czeka mnie jeszcze jeden półmaraton i jeden maraton.


Cross Maraton przez Piekło do Nieba
Skóra Tomasz
2:58:37
Open 4
M40 - 2

wtorek, 7 lipca 2020

Czerwiec 2020

  • Mija kolejny miesiąc walki z covidovskimi obostrzeniami. I mimo że troszkę zostały poluzowane to cały czas czujemy skutki pandemi. Nikt tak naprawdę nie wie co dalej. Niektórzy rezykują i próbują coś zorganizować przy zachowaniu specjalnych wytycznych inni nawet nie próbują i odwołują imprezy. I tak stało się z maratonem w Kodniu który miał odbyć się w najbliższą sobotę, którego start wymyśliłem sobie po tuż przed Rzeźnikiem. Ale co tu pisać o lipcu skoro post ma dotyczyć podsumowania czerwca.
 391 km udało się przebiec w mijającym miesiącu i trzeba przyznać ze w głównej mierze zasługa w tym właśnie rzeźnickich 80 km no i trzydziestki którą pobiegłem dwa tygodnie po rzeźniku.

 Czerwiec rozpoczął się wirtualnym biegiem dla Marysi Tchórzewskiej.
https://facebook.com/events/s/wirtualny-bieg-charytatywny-dl/381263712791412/?ti=cl
 Tuż przed wyjazdem w Bieszczady udało się ogarnąć mój #Hot16challenge2
https://youtu.be/jEakX1z9XXw
aby 10 czerwca być już w Cisnej.
 O biegu Rzeźnika możecie poczytać tutaj
http://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2020/06/rzeznik-2020.html?m=1
26 czerwca zakończyłem akcję zbierania nakrętek dla Kacperka Boruty:
https://facebook.com/events/s/nakretki-dla-kacpiego-vol2/780169442511254/?ti=cl

a 30 akcję zbierania makulatury dla Oliwierka. Od 1 lipca makulaturę będę oddawał na konto stowarzyszenia MGIEŁKA i każdy kto chce może mnie w tym wesprzeć zawożąc makulaturę na skup w Siedlcach na ulicy Targowej.
Przed nami 2 miesiące wakacji. Chciałbym napisać ze w planach mam pobiegnięcie maratonu ale jak wspomniałem na początku wpisu został on odwołany z powodu dużej ilości zachorowań na Covid19 w okolicach Kodnia. To juz 3 bieg w tym roku w którym miałem wystartować i nie wyszło. Mam nadzieję że robota którą zrobiłem na treningach nie pójdzie na marne i uda się coś pobiec a później spokojnie odpocząć jak na wakacje przystało. 😊

wtorek, 30 czerwca 2020

Rzeźnik 2020

Kiedy prawie rok temu Paweł zaproponował mi aby pobiec z nim w parze Bieg Rzeźnika z okazji jego 40 urodzin nie zastanawiałem się ani chwili z odpowiedzią. Miałem nierozliczone osobiste porachunki z tym 
biegiem i każda okazja do ich rozliczenia 
była a dla mnie do przyjęcia. Mimo ze dzielił
 nas w bieganiu pewien dystans wiedziałem że Paweł zrobi wszystko aby przebiec ten bieg. Losowanie było dla nas szczęśliwe i nie pozostało nic innego jak trenować. Niestety ograniczenia spowodowane epidemią koronawirusa cały czas naganiały wiele pytań, w tym to jedno podstawowe, czy bieg się odbędzie. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i jak to sami określili zorganizowali antywirusową wersję biegu. Bez wspólnych startów, bez limitów z mnóstwem czasu na zaliczenie. Nasze optymistyczne plany przewidywały ukończenie biegu w limicie z poprzednich edycji czyli 16h więc nie spieszyliśmy się ze startem aby dobrze się wyspać postanowiliśmy ruszyc o 5 rano. Te plany zmieniliśmy już po pierwszych 15 km biegu 😊 błoto, las, woda no i góry tyle pamietam z tych pierwszych 15 km.
Kolejne kilometry były suche ale zaczeło się robić gorąco. Około 21 km w miejscowości Maniów mieliśmy umówiony punkt żywieniowy z Tomaszkiem. Żele z kabanosami może nie smakowały rewelacyjnie ale dały dużo energii na kolejne kilometry. Po 30 km coś zaczęło dziać się z Pawłem. Noga z którą miał problem niemal od zawsze nie pozwalała mu biec. Ostatnie 10 km pierwszej pętli to przemyślenia w stylu co dalej a na ostatnim zejściu byliśmy już prawie pewni że na dzisiaj kończymy przygodę z Rzeźnikiem. Dochodziła 13 a upał dawał się we znaki. Po wizycie w miejscu naszego noclegu który był bardzo blisko startu /mety postanowiliśmy że stawimy się na punkcie kontrolnym i odbijemy na pomiarze czasu pierwszej pętli. Mieliśmy 8 godzin rzeźnickiej przygody za sobą. Obiad jedliśmy w ciszy i z planem ruszenia na drugą pętle nazajutrz rano. Nie ma limitu to powalczymy chociaż o medal, stwierdziliśmy zgodnie. Dochodziła 14.30 kiedy Paweł powiedział, ruszaj się Skóra, ruszamy na drugą pętle! Przez chwilę popatrzyłem na niego czy on sobie jaja robi? W górach zastanie nas noc przy nawet bardzo optymistycznej wersji 9 godzin. Nie mamy latarek no i co z twoją nogą? Zapytałem. 
Już nie boli. Musimy to zrobić! W dziesięć minut byliśmy spakowani. Tomek załatwił nam czołówki od Pawła i Agnieszki. Można było ruszać. Ktoś jeszcze zaproponował ketonal Pawłowi, który miał być w razie czego. Punkt 15 wychodziliśmy na drugą pętlę z planami zjawienia się na mecie o północy. Piekna sprawa bo Mirek ze swoją dubeltówką pojawił się akurat na starcie.
Padał deszcz, bo od około 13.30 nad Cisną przechodziła Burza. Współczuliśmy biegaczom zbiegającym z góry bo mimo że mieli już tylko 2 - 3 km do mety to widać było że burza zastała ich w górach co mocno dało im się we znaki. Pierwsze podejście tą samą trasą i płynące błoto z góry nie robiło już na nas takiego wrażenia jak na początku. Szło nam się naprawdę dobrze. Mijaliśmy kolejne osoby a ja miałem po mału dosyć tego tłoku na trasie i marzyłem o tym aby wyjść w końcu na odcinek trasy przewidziany tylko dla biegaczy z Rzeźnika. Na około 60 km odwiedziła nas znowu Niezastąpiona ekipa, Tomek, Paweł i Zbyszek. Przwieźli nam jedzenie i ciepłe ubrania bo dochodziła już 19.30 a przed nami było jeszcze ponad 20 km. Na podejściu minęliśmy jeszcze dwie pary. Kolejna godzina marszu i byliśmy już wysoko w górach.
Tu było mniej błota bo ta trasa byla mniej uczęszczana. Z włączeniem latarek zwlekaliśmy maxymalnie długo. Troszkę dlatego aby przyzwyczaić  oczy do ciemności, troszkę ze strachu że może nam nie wystarczyć baterii. Około godziny 22 po naszej prawej stronie pojawiły się na niebie błyski. No tak jeszcze tego brakowało aby na koniec nas wymyło. Paweł dzielnie walczył mimo to zwalniał. Latarki które mieliśmy nie dawały zbyt wiele światła a szukanie strzałek na drzewach dodatkowo nas zwalniało. Nie było odwrotu. Zbliżał się 70 km i trzeba było po prostu zejść z gór do Cisnej.Co chwilę niebo rozjaśniały błyski jednak nie padało. Jeszcze kilka godzin temu narzekałem na nadmiar ludzi na trasie a teraz tęskniłem po prostu za każdą lampką zobaczoną w ciemności lasu. Nasze plany o powrocie na północ legły w gruzach, coraz bardziej oddalał się też plan B czyli wyrobić się w 20 h. Minęła północ, minęła pierwsza a my dalej zsuwaliśmy się po błotnym szlaku od czasu do czasu zatrzymując sie na chwilę aby przepuścić tych którzy o północy wyruszyli na setkę. Było ich coraz więcej a mroczny las co raz bardziej rozjaśniała una nad orlikiem w Cisnej. Odpocznijmy jeszcze chwilkę zaproponował Paweł. No chodź już kurwa bo ma już dosyć, jest mi zimno jestem głodny i mam dosyć tego jebanego błota odpowiedziałem. No dobra przytaknął zgodnie i ruszył przed siebie jakby trochę szybciej. Przed nami był już tylko strumyk. Strumyk pełny wody do tego stopnia że nawet przejście po słupie który pełnił rolę mostka sprawiało olbrzymią trudność. 
Meta! Wytęskniony medal i piwo.... Brrrr. Tylko nie zimne proszę 😊 


wtorek, 9 czerwca 2020

I co dalej?

Obserwując ostatnie sprawy związane z koronawirusem napewno wielu z nas zadaje sobie pytanie co dalej? Czy pandemia zmieni biegaczy i ich środowisko? Czy uda się ruszyć z organizacją imprez biegowych? czy wróci w końcu normalność czy powrócą duże imprezy biegowe? . Mimo że obostrzenia są po malutku znoszone cieżko tak naprawdę patrzeć z optymizmem w przyszłość chociaż niektórzy mówią że trzeba. Osobiście nie wyobrażam sobie organizacji imprezy biegowej z obowiązującymi w tej chwili zaleceniami. Maski, przyubice, i rękawice gumowe w biurze zawodów?  Płyny do dezynfekcji i urządzenia do mycia rąk na pewno dodatkowo wpływają na koszt organizowanej imprezy. Dodatkowo według mnie nie wygląda to po prostu dobrze.
To prawda na otwartym terenie można na być bez maseczki ale mimo wszystko cały czas w zaleceniach jest zachowanie odstepów. Może nie każdy do tego się stosuje ale zawsze trafi się ktoś komuś nie będzie się coś podobać. Jestem w przeddzień startu w biegu Rzeźnika. Jesteśmy już w Cisnej i byliśmy już na orliku gdzie zawsze było zorganizowane biuro zawodów. Wszystko wygląda jakoś dziwnie. Taśmy, barierki zakazy wstępu. To nie jest to samo i dla każdego dego kto chociaż raz poczuł atmosferę rzeźnickiego festiwalu widok tego jak wygląda to w tym roku może być po prostu przytłaczające 😕 Nie mniej jednak cieszymy się że ktoś odważył sie w końcu zrobić pierwszy krok w stronę normalności. 
 Po malutku pojawiają się pierwsze lokalne imprezy biegowe póki co małe ale takie właśnie lubimy najbardziej. Bo przecież gdzie można najeść się najlepszej grochówki czy pajdy chleba ze smalcem jak nie na lokalnym biegu. Bo gdzie lepiej będzie smakować drożdżówka z jabłkiem czy pączek jak nie w gronie znajomych po przebiegnieciu wspólnej sympatycznej piąteczki? ☺️
Trzymam kciuki za kolejne małe biegi i sam po malutku zaczynam planować. Chociaż troszkę się boję bo czasy są strasznie niepewne i tak naprawdę nikt nie wie czy za tydzień lub dwa nie wróci obowiązek zakładania maseczek w przestrzeni otwartej, czy rządzący przypadkiem nie uznają że liczba zachorowań wzrasta i trzeba wrócić do zakazu zgromadzeń publicznych. 

wtorek, 2 czerwca 2020

Maj 2020

  Maj rozpoczęłem od udziału w 3 dniowej rywalizacji biegowej - Wirtualnego Biegu po kolorową czapeczkę. W ciągu tych trzech dni udało się nabiegać 56.5 km co dało pewną wygraną w tej rywalizacji. Niestety tym razem były nagradzane osoby z 4 i 13 miejsca ale trzeba przyznać że ta rywalizacja pomogła dobrze rozpocząć kilometrowo miesiąc.
A kilometry były potrzebne bo jak się okazało jednak odbędzie się wirusoodporna wersja Biegu Rzeźnika na ktorego starcie mam tym razem stanąć z wieloletnim przyjacielem Pawłem Czarnockim. Co wyjdzie z tego startu zobaczymy bo po ostatnich doświadczeniach z tym biegiem mam kaca moralnego do dzisiaj 😕.
  5 maja przyjąłem wyzwanie 25 pompek przez 25 dni aby przybliżyć problem depresji i stresu pourazowego.
  8 maja otrzymałem informację że ruszyła sprawa makulatury i w ciągu tego miesiąca udało się wywieźć prawie 3 Tony tego surowca. Całość pieniążków oczywiście trafia bezpośrednio do mamy Oliwierka Staręgi któremu od jakiegoś czasu staram się pomóc co nieco.
 20 maja razem z grupą Biegaczy Skórzec Biega ruszyliśmy z organizacją wirtualnego biegu dla Marysi Tchórzewskiej. Bieg potrwa jeszcze do 7 czerwca a szczegóły oczywiście znajdziecie na fejsbukowej stronie wydarzenia....https://facebook.com/events/s/wirtualny-bieg-charytatywny-dl/381263712791412/?ti=cl
 Ciężko jest kręcić konkretne kilometry i pracować fizycznie. Budowa płotu którą rozpoczęłem zaraz po świętach Wielkanocnych pochłania cały moj wolny czas a czesto bywa tak że kończę jedną pracę jem i idę do drugiej. Mimo wszystko postęp prac cieszy a i efekt końcowy mam nadzieję da satysfakcję.
Jeszcze w połowie maja obiecałem sobie że od tego miesiąca w podsumowaniach będę pisał o największej porażce jaka mnie spotkała w mijającym miesiącu. I tak wiem że nie wiele osób czyta te podsumowania także mam nadzieję że tekst trafi do tych bardziej życzliwych mojej osobie ☺️ a jak trafi do tych którzy cieszą się jak mi się noga powinie to i oni z takich podsumowań będą mieli trochę radości 😜
  Największą porażką maja była dla mnie akcja Siedleckiego Hospicjum z okazji dnia mamy. Tradycyjnie już chciałem pomóc Marlenie prezenty z których dochód zawsze jest przeznaczony dla podopiecznych Hospicjum. I mimo wielu ogłoszeń z tym zwiazanym udało nam się z Aldonką sprzedać tylko 15 prezentów 😕 Moje oczekiwania co do tej akcji były sporo większe i szczerze myślałem o większym zainteresowaniu, niestety tymnrazem po prostu nie wyszło.
 414 km udało się nabiegać w maju i tezeba przyznać ze kilka treningów dało radość z aktualnie posiadanej formy.
Miejmy nadzieję że w końcu będzie mozna gdzieś wystartować, oczywiście poza Rzeźnikiem.
 Co do planów na czerwiec oprócz wspomianego wyjazdu na bieg Rzeźnika?
Sporo kiełkuje w mojej głowie i mam cichą nadzieję ze po złagodzeniu koronawirusowych obostrzeń w koncu uda się coś podziałać.

niedziela, 3 maja 2020

KWIECIEŃ 2020

Akcją TULIPANY DLA SIEDLECKIEGO HOSPICJUM rozpoczęłem kwiecień. Akcja która wzięła się z nikąd, tak po prostu bo żona chciała kupić tulipany od lokalnych producentów tych kwiatów a ja jak to ja postanowiłem zrobić z tego coś większego. A że Marlena z Hospicjum wymyśliła ze będzie rozwozic tulipany po Siedlcach aby wesprzeć działania Hospicjum to i ja postanowiłem ruszyć wctym temacie i zajęłem się okolicami Skorca. W ciągu kilku dni zostalem chyba najwiekszym dystrybutorem tulipanów w okolicya telefony typu : czy dodzwoniłem się do hurtowni tulipanów? były na porządku dziennym jeszcze kilka dni po akcji.
424 bukiety sprzedane w Skórcu i ponad 500 w Siedlcach, które osobiście rozwieźli pracownicy Hospicjum to coś czego raczej nikt się nie spodziewał a tym bardziej w tym trudnym czasie. Przedświąteczne drewniane zające wykonane własnoręcznie z krążków drewna też rozeszły sie jak świeże bułeczki i jeszcze w wielką sobotę dorabiałem dwa aby zaspokoić prośby znajomych.. Ciut przed świętami dowiedziałem się ze muszę wykorzystać cześć zaległego urlopu. A ze było kilka zaległych spraw postanowiłem ten właśnie czas poświęcić na to co czekało na realizację kilka lat. Budowa płotu z kamienia którą planowałem od dawna doczekała się spełnienia.


Po prawie 3 tygodniach ciężkiej pracy jestam na etapie, tak myślę 1/3 tego przedsięwzięcia. Nie mogło zabraknąć też biegania a i na ćwiczenia znalazł sie czas. Treningi prowadzone na żywo w relacjach na #wposzukiwaniumotywacji dawały mi dużo radości i motywacji. Udało się też rozpocząć akcję nakrętkową NAKRĘTKI DLA KACPIEGO VOL2. Akcja ta będzie trwała do końca czerwca.
W minionym miesiącu udało się przebiec 306 km i oprócz zwykłych kilometrów udało się zrobić kilka wartościowych treningów BC2 w terenie na średnim tempie 3.57 min /km, 2 x5 km po 4.02 no i ten chyba najważniejszy sprawdzian w półmaratonie który udało się pobiec w 1.24.00.
To wszystko daje olbrzymią radochę i poczucie dobrze wykonanej roboty. Cały czas czekam na złagodzenie restrykcji dotyczących koronawirusa. Mam nadzieję że coś po malutku zacznie się dziać i tą dobrą myślą zakończę to podsumowanie, przesyłając wam najserdeczniejsze pozdrowienia.

środa, 1 kwietnia 2020

Marzec 2020

Doczekaliśmy czasów kiedy to trzeba będzie ukrywać się z bieganiem a sam biegacz spotykany na ulicy może być traktowany jako wróg publiczny nr1. Przykre to ale niestety prawdziwe. Kolejne obostrzenia narzucane nam przez rządzących nakazują nam siedzenie w domach i unikanie zbiorowisk ludzkich. Wszystko przez Koronawirus który grasuje i ma się dobrze. Słabo to wygląda ale musimy to przetrwać tak po prostu. Biorąc się za podsumowanie marca napisałem troszkę o swoich planach, które trzeba było zmienić no ale cóż nie takie ludzie mają problemy i żyją. Wszystko co dzieje się do okoła niestety nie napawa optymizmem, jednak postaram się w najbliższych paru słowach napisać coś pozytywnego.
Marzec rozpoczęłem akcją zbierania nakrętek dla Kacperka Boruty. To w jakim tempie napływały nakrętki było dla mnie szokiem. Nie spodziewałem się czegoś takiego i juz 14 marca musiałem organizować pierwszy kurs na skup. 2040 kg zebrane w dwa tygodnie naprawdę niezły wynik i powiem szczerze że myślałem ze to wszystko się troszkę uspokoi. Kolejne nakrętki zaczęły napływać bez żadnych ograniczeń i nikt nie patrzył na zakazy. Kiedy mówiłem że ograniczam odbiory ludzie zaczęli po prostu przywozic mi nakrętki do domu a to że na akcję docierały nakrętki z takich miejsc jak Pratulin, Kosów Lacki, Łosice, Ząbki czy Kobyłka było dla mnie olbrzymią motywacją. 28 kwietnia razem z Pawłem zrobiliśmy drugi kurs na skup. Tym razem nakrętk było dużo wiecej. 2810 kg za kwotę 3400 zł. Razem przez marzec udało się sprzedać 4850 kg nakrętek za które uzyskaliśmy 5.900 zł.
Co do aktywności to po odwołaniu Półmaratonu w Gdyni i kilkuiinnych biegów trener postanowił dał mi troszkę odpocząć. Dzięki sprzyjającej pogodzie udało się nawet 3 razy wsiąść na rowerek i troszkę pokrecić. Nie sposób też nie wspomnieć o biegowych wycieczkach wzdłuż rzek. Pierwsza to Świdnica którą biegamy co roku na wiosnę od 3 lat a druga to spontaniczny pomysł wyprawy wzdłuż rzeki Kostrzyń, na którą wybrałem się z Leszkiem. Bieganie w takim terenie to coś zupełnie innego. Obcowanie z przyrodą która rządzi sie swoimi prawami daje możliwość nie tylko zauroczenia ale i olbrzymiego odpoczynku od codzienności.
336 km udało się przebiec w marcu no i 80 km nawspomnianym rowerku.Do końca marca udało się też zamknąć pierwszego tysiaka na nogach w tym roku 😍
Planów NIE MA i póki co ciężko co kolwiek planować więc skupiamy sie na tu i teraz i siedzimy w domach na tak zwanej kwarantanie.
P. S. Jeżeli ktoś czytał podsumowanie lutego i zastanawia się dlaczego urwało się na słowie,, w planach'' tłumaczę : nie wiem 😉 widocznie tak miało być.

Koronawirus

Przygotowując się do napisania podsumowania marca postanowiłem przeczytać najpierw podsumowanie lutego. Aż nie wierzyłem że jest nie skończone a kończy się na słowie... A w planach.... I tyle
Dokładnie kochani tyle zostało nam z naszych planów! I co najgorsze nic na to nie możemy poradzić. Koronawirus rozwala wszystko a to że przez najbliższe dni nie wyjdziemy na trening to tylko jakiś tam mały szczegół wszystkich problemów które zaczynają nas otaczać w związku z epidemią. Nie lubię o tym pisać, rozmawiać a tym bardziej myśleć a samo słowo korona powoduje u mnie odruch wymiotny. Tak wiele planów tak wiele do zrobienia i pstryk i pozamiatane. Doczekaliśmy czasów kiedy to biegacz biegnący na ulicy jest wrogiem publicznym nr 1 a wszelkie chęci spotkania się z kimś są traktowane conajmniej dziwnie. Dla mnie to cios.... Olbrzymi cios bo bardzo lubię spotykać się z ludźmi, rozmawiać, opowiadać i działać bo robota społecznika to robota w terenie z ludźmi właśnie. Nie mogę patrzeć na to co się dzieje z handlem, z ludźmi którzy po prostu po malutku będą zostawać bez pracy. Niestety nic nie jestem w stanie poradzić a wszelkie działania jakie są nam zlecone to siedzieć w domu i czekać. Ponoć właśnie w ten sposób mamy przyczynić się do spadku zachorowań i rozprzestrzeniania się wirusa COWID 19.
Ten tekst miał być podsumowaniem marca... Niestety nie wyszło... Nie wyszło tak jak wiele rzeczy które planowaliśmy na najbliższe miesiące, ale niech zostanie bo wierzę że kiedyś mi się przyda.
A na zdjęciu mój plan sobót, jak widać mocno dostał po dupie. No ale cóż najważniejsze w tych czasach to zdrowie i rodzina. Pozdrawiam serdecznie 😍

niedziela, 1 marca 2020

Luty 2020

Fajny ten luty w tym roku 😍 taki o dzień dłuższy jakby 😊 No i może troszkę szkoda że nie ma normalnych 30-31 dni bo można było by powalczyć o 350 km a tak? No cóż troszkę brakuje. Ale brakuje nie tylko ze względu na to że miesiąc krótszy, brakuje też że dlatego że trener przed startem 29 lutego w Studziance dał mi troszkę odpocząć i z 97 km w poprzednim tygodniu zrobiło się tylko 53 w tym, oprócz niedzielnego wybiegania które niestety nie liczy się już do lutego. 323 kilometry udało się nabiegać w lutym. Całkiem nieźle i w większości były to bardzo dobre treningi. Oprócz biegania było sporo pączków które zaczęły się już we wtorek przed tłustym czwartkiem, konkursem dla Liderów wśród fanów Facebookowego profilu #wposzukiwaniumotywacji. Trzy najszybsze osoby wygrały moją wizytę z pączkami u siebie. Następnie w środę tradycyjnie już przybyła z Siedlec do Skórca pączkowa pielgrzymka w celu sprawdzenia jakości Tłusto czwartkowych pączków 😉
Temat pączków zakończyłem we wtorek czyli w ostatki akcją #WyślijpączkadoAfryki do udziału w której zaprosiła mnie siostra Sylwia koordynująca akcję w Skórzeckich szkołach.
 28 lutego oddałem ostatnie 520 kg nakrętek na akcję #7tondlaFilipka. Ponad 7 Ton nakrętek udało się zebrać tym razem w przeciągu 6 miesięcy.
29 lutego zaliczyłem już wspomniany drugi etap Tatarskiego Grand Prix  w Studziance.
2 miejsce z czasem 36.51 satysfakcjonuje bardzo.
W planach

środa, 26 lutego 2020

9 milionów za lek?

Tak ostatnio mało pisze na blogu że aż się cieszę że mnie natchnęło. Natchnęło mnie na wpis w którym wogóle nie chcę nikogo urazić jedynie chciałbym skłonić do przemyśleń. Skłonić do przemyśleń czytelników #wposzukiwaniumotywacji i osób które przypadkiem być może wpadną na ten tekst. Jestem osobą która słucha, słucha innych słucha świata, obserwuje i wyciąga wnioski.Tak wiele pytań na które nie do końca znam odpowiedź. Bo jak zapracować na szacunek osób inteligentnych i jak odróżnić te bardziej inteligentne od tych mniej? Bo przecież każdy ma swoje racje i każdy ma swój punkt widzenia i odbierania różnych spraw.
Czy punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia? Absolutnie nie bo to co wydarzyło się w moim rozumowaniu przez ostatni miesiąc skłania mnie do tych przemyśleń. I nie obużcie się proszę na to co napiszę bo to tylko moje przemyślenia i chociaż rozmawiając  z wieloma osobami popierały to o czym będę pisał jednak nikt szczerze się do tego nie przyzna. Sprawa dotyczy zbiórki 9 mln dla Kacpiego... Jeszcze miesiąc temu byłem troszkę zły że przez tą jedną akcję cierpią inne... Że ludzie skupili się na pomaganiu jednej osobie i wręcz oleli inne akcje a przecież potrzeby są wszędzie i trzeba pomóc. Bo tu potrzeba tak dużo pieniędzy.... Bo tu nie ma czasu, bo lek musi być podany przed drugimi urodzinami chłopca. Zgoda ale dlaczego pytałem? Dlaczego 9 baniek za zdrowie dziecka....? Czy nie ma tańszych leków? Refundowanych? Pytałem i czytałem komentarze i opinie osób będących w temacie, rodziców dzieci które również chorują na SMA. Prawdopodobnie nie wszystko do mnie dotarło i nie wszystko zdołałem przeczytać bo jak dużo chorych dzieci tak wiele zdań na ten temat.  Gdzieś przeczytałem że jest lek refundowany ale on nie leczy tylko wstrzymuje chorobę. Ktoś gdzieś napisał że terapia genowa to doświadczenia na dzieciach, ile w tym prawdy nie wiem, wiem jednak że warci słów uznania są rodzice dzieci niepełnosprawnych którzy za wszelką cenę podejmują walkę I nie ważne czy ta walka ma cenę 9 tysięcy, 90 tysięcy czy 9 milionów. Pomagając od kilku lat niepełnosprawnym dzieciom poznałem wielu rodziców. Byli tacy którzy rezygnowali z pracy tylko po to aby pomóc dziecku w odpowiedniej rehabilitacji, poznałem takich którzy praktycznie co tydzień co miesiąc meldują się z dzieckiem w szpitalu. Poznałem też takich którzy mimo tego co mówili lekarze (przypadek Amelki) podjęli walkę o zdrowie dziecka o pełną sprawność o lepsze życie. Chylę czoło przed takimi ludźmi bo mimo wielu niepowodzeń mają siłę walczyć i zwyciężać.Jeszcze miesiąc temu dziwiłem się ludziom że tak bardzo angażują się w akcję dla Kacperka dzisiaj sam zabieram się za pomoc Kacperkowi.   Kilka telefonów z prośbą o pomoc, kilka udanych akcji zorganizowanych przez znajomych i kilka innych bodźców które mnie po prostu tchnęły spowodowało że I ja postanowiłem ruszyć na pomoc Kacperkowi. W myśl zasady rób to co lubisz i to co potrafisz wymyśliłem że podziałam w temacie nakrętkowym a jako że właśnie zakończyłem akcję #7tondlaFilipka w której razem z rodzicami i znajomymi Filipka zebraliśmy 7 Ton nakrętek postanowiłem że kolejne nakrętki które będą napływać do mnie przeznaczę na pomoc dla Kacperka. Tak wiem to są grosze w porównaniu do potrzebnej kwoty, bo cena nakrętek w tej chwili to 0.70 gr za kilogram, jednak te grosze zupełnie jak te małe pojedyncze nakręteczki budują miliony. Jak długo potrwa akcja? Nie wiem jestem przygotowany przynajmniej do końca roku szkolnego. Czy mam wyrzuty sumienia za te wcześniejsze przemyślenia? Nie bo jak to mówią lepiej późno niż wcale.

niedziela, 2 lutego 2020

Styczeń 2020

Prawie 350 km udało się przebiec w styczniu. Jest to największy miesięczny dorobek kilometrowy od lipca 2018. I cieszy bardzo to że bieganie znowu daje radość a treningi których w mijającym miesiącu było... powodują poprawę szybkości. Mocy przybywa z tygodnia na tydzień a mocne akcenty robione dwa razy w tygodniu wychodzą tak jak trzeba.
 Styczeń rozpoczął się narodzinami wnusi o których po prostu nie sposób nie wspomnieć bo tak szczerze powiedziawszy już dawno czekałem na to aby zostac dziadkiem i dobrze mi z tym że w końcu nim jestem. ☺️ 5 stycznia razem z Grupa biegaczy Skórzec BIEGA zorganizowaliśmy III Charytatywny Marszobieg Grupy Biegaczy Skórzec Biega podczas którego zbieraliśmy fundusze dla podopiecznych siedleckiego Hospicjum domowego dla dzieci. 14.349.50  zł to kwota którą podsumowalismy ten dzień.
12 stycznia razem z Pawłem udaliśmy się do Studzuanki aby wziąć udział w Tatarskiej zimowej piętnastce. III miejsce było dla mnie bardzo bardzo zadowajace tym bardziej że wbiegłem na nie praktycznie na finiszu.https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2020/01/zimowa-tatarska-pietnastka.html?showComment=1580683782580&m=1#c2895550451300376473
 15 stycznia odwiozłem ostatnie dostawy makulatury na skup i tymczasowo  zawiesiłem odbiory makulatury z powodu braku opłacalności tego działania. Może uwierzcie może nie ale przez blisko półtora roku wywiozłem na skup prawie 40 ton tego surowca (30 dla Amelki i 9 dla Oliwierka) + ta wakacyjna która wsparła konto zbiórki na materac dla Siedleckich tyczkarzy.https://zrzutka.pl/kuc3fc Nakrętki po grudniowy zastoju w końcu się ruszyły i 20 stycznia kolejne 1240 kg pojechało na skup w ramach akcji #7tondlaFilipka
Styczeń zakończyłem rozkręcaniem kolejnego przedsięwzięcia czyli..https://www.facebook.com/Grand-Prix-Poznaj-Gminę-Skórzec-114086846812922/..oraz wizytą w szkole podstawowej w Grali Dąbrowiźnie. Tym razem z dziećmi z tej szkoły piekliśmy pizzę. Było mnóstwo radości i dużo nowych doświadczeń.

środa, 15 stycznia 2020

Zimowa Tatarska Piętnastka

Od kilku lat było tak że swój biegowy rok rozpoczynałem startem w Biegu WOŚP lub w innym Charytatywnym. W tym roku wyszło troszkę inaczej. Postanowiłem że pierwszy start odbędzie się w miejscowości Studzianka. Tam gdzie wielu znajomych co roku w lipcu jechało aby wziąć udział w Tatarskiej Piątce a ja mimo dziesiecioletniej historii biegania nigdy nie byłem. Dlaczego właśnie tam? No cóż, zaciekawiła mnie formuła Grand Prix jaką zaproponował biegaczom organizator tego biegu Łukasz Węda. Wybierać trzeba przyznać jest w czym, od piątki po ultra. A jeżeli komuś przypadnie do gustu bieganie crosów w Studziance może wypełnić sobie nimi  kalendarz biegów.
 Start biegu przewidziano na godzinę 11 więc po odebraniu pakietu startowego w którym była fajna czapka numer startow, kilka pocztówek i pamiątkowy magnes, przebrałem się i ruszyłem na rozgrzewkę. Około 10.50 wróciłem na miejsce startu gdzie dowiedziałem się że start będzie opóźniony o 10 minut. Za chwilę przybieł też Paweł który tego dnia wyruszył ze mną  na ten bieg. No cóż pozostało nic innego jak podskoki w miejscu aby się za bardzo nie wyziębići i słuchanie konferansjera który sypał żartami jak z rękawa i do dzisiaj się zastanawiam co było prawdą a co nie 😉 Grunt że było wesoło i dziesięc minut oczekiwania minęło bardzo szybko. Plan był prosty, pobiec poniżej godziny. Odliczanie i start. Po pierwszym kilometrze uformowała się grupa 4 zawodników (w tym ja) którzy szybko złapali sporą przewagę nad resztą. Czułem że nie utrzyma tego tempa bo zegarek pokazywał  coś około 3.50. Na 4 kilometrze pierwsza trójka zaczęła mi się oddalać. Na piątym zobaczyłem że z tej trójki zaczął odstawać jeszcze jeden chłopak. Bieg był rozgrywany na dwóch pętlach 6.5 km i 8.5 km. Przy wbiegu na drugą pętlę biegłem już z chłopakiem z 3 pozycji. Kolejne kilometry leciały szybko chociaż wybiegając z lasu dostaliśmy mocny podmuch wiatru. Dycha była już za nami. Polne drogi zmuszały do częstego szukania wygodniejszej ścieżki. Około 12 km obejrzałem się do tyłu i zauważyłem że zawodnik z piątego miejsca zmniejsza przewagę. To była olbrzymia motywacja. Powiedziałem do towarzysza biegu że trzeba brać się za robotę i przyśpieszyłem mocno. Czułem jak łapię przewagę a trzeba przyznać że wiatr który do tej pory przeszkadzał teraz zaczął pomagać. Na metę wbiegłem jako 3 open z 10 sekundami przewagi którą udało się wypracować na ostatnich 3 km. 59.45 sekund na tej trasie to było dobre rozpoczęcie roku. Postanowiłem że w ramach schłodzenia pobiegnę po swojego Pawełka który przybieł na metę z czasem 1.22. 24. Szybka kawka i pyszna zupka i trzeba było wracać do domu bo jak to bywa u mnie, trzeba do pracy 😉.
Kolejny bieg już 29 lutego no i mam zamiar tam być a to czy uda się ukończyć całe Grand Prix na pewno będzie zależało od tego czy dam radę przygotować się do maratonu w październiku który jest wymagany do zaliczenia całego cyklu Tatarskich Biegów.
Pozdrawiam znajomych których spotkałem tak daleko od domu. Leszka Borowskiego, Bożenkę i Janusza Zbieciów. Alicję, Agę i Marka z którym biegłem pierwsze 3 km biegu, No i oczywiście samego organizatora biegu Łukasza Węde który robi w swojej okolicy dużo dobrej roboty. Do zobaczenia 29 lutego 😉

poniedziałek, 6 stycznia 2020

2019

 Kończymy trzeci rok funkcjonowania bolga #wposzukiwaniumotywacji. Kolejne nowe doświadczenia i kolejne nie tylko sukcesy ale i upadki. Mniej pisania na blogu spowodowało to że strasznie spadły ilości wyświetleń bloga i statystyki runęły w dół no ale jak się nie pisze to skąd brać odbiorców? Za to fanpage na FB ma się dobrze i tam systematycznie każdy może znaleźć cos dla siebie.
 Styczeń upłynął pod znakiem organizowanego przez Grupę Biegaczy Skórzec Biega po raz drugi Charytatywnego Marszobiegu dla Lenki Rybak. Fajnie też pobiegło mi się w biegach WOŚP. Sporo odbiorów nakrętk i makulatury którą zbierałem na akcję #10tondlaAmelki.
 Luty to Piątka w Wiązownej którą ukończyłem z czasem 17.46oraz Bieg Trapera w Kisielewie który pobiegłem po raz trzeci. Oprócz biegania była akcja wyślij pączka do Afryki w której pomogłem siostrze Sylwi dowożąc pączki podarowane przez piekarnie w której pracuję.
 Marzec to Półmaraton Warszawski który pobiegłem w stroju piekarza dla Fundacja Wcześnik RODZICE-RODZICOM. Udało się też po raz pierwszy zorganizować akcję zbiórki koszulek wśródzznajomych Biegaczy dla podopiecznych MOW Wojnów.
 Kwiecień rozpoczęłem zwycięstwem w Biegu Charytatywnym w Węgrowie. Tam też po raz pierwszy pojawiły się numery z logo #wposzukiwaniumotywacji a wszystko dzięki uprzejmości Marcina Seredzińskiego. Oprócz biegu w Węgrowie pobiegłem dwie tury Siedleckiej ligi biegowej. A w ostatni weekend kwietnia pobiegliśmy razem ze znajomymi po raz kolejny wzdłuż rzeki Świdnica. Kwiecień to również charytatywny koncert dla Filipka który odbył się dzięki dużemu zaangażowaniu dyrektora GOK Wiśniew Pawła Ksionka.
 Maj to wyjazd do Ryk na Mistrzostwa Polski w biegach przełajowych Biegusiem.pl. 4 miejsce i 1 w m40, kolejny bieg wzdłuż Świdnicy oraz organizacja Skórzeckich Biegów Majowych. Podsumowanie Ligi Biegowej przyniosło również 4 miejsce open i 1 w m40. Wielkim wydarzeniem dla mnie było wręczenie mi orderu uśmiechu które odbyło się 24 maja. Ta niecodzienna uroczystość została połączona razem ze złotem placówek im. KAWALERÓW ORDERU UŚMIECHU.
Czerwiec rozpoczęłem akcją cała Polska czyta dzieciom. W ciągu 5 dni odwiedziłem 6 szkół i przedszkoli w których czytałem dzieciom fragmenty wybranych przezemnie książek. Kolejnym czerwcowym przedsięwzięciem był Bieg w Lepszą stronę który był następstwem mojej wizyty w Wojnowie i miał na celu integrację z młodzieżą z Ośrodka Wychowawczego w Wojnowie.
Jak czerwiec to również wyjazd w Bieszczady. W tym roku zdecydowałem się na Nocny Bieg rzeźniczka. Kolejny biegowy sukces na dużej imprezie to wielka motywacja do dalszego działania i treningów. Koniec czerwca to Wielki Charytatywny Mecz Gminy Skórzec który Grupa Biegaczy Skórzec Biega organizowała wspólnie z Klubem sportowym Naprzód Skórzec a miał na celu wsparcie leczenia i rehabilitacji niepełnosprawnej dziewczynki mieszkającej w naszej Gminie.
Koniec czerwca to również zakończenie akcji #10tondlaAmelki w trakcie której udało się zebrać 10.400 kg nakrętek i ponad 30 ton makulatury.
Lipiec to wiadomo wakacje a że po mału pojawiał się głód startów to postanowiłem wystartować w  półmaratonie tradycji w Adamowie. Niestety to był chyba mój najgorszy bieg w tym roku. Takiego odcięcia mocy nie miałem już bardzo dawno i nawet 8 miejsce nie cieszyło bo sponiewierało mnie wtedy okrutnie. Wyjazd urlopowy z rodziną trwał tylko 4 dni bo niestety nie było i pogody i czasu na odpoczynek. 20 lipca razem z Gminą Kotuń I Grupą Biegaczy Skórzec Biega zorganizowaliśmy Bieg Pamięci 75 Rocznicy Akcji Burza. Piękna akcja  z historią w tle i mnóstwo zadowolonych biegaczy.
 Sierpień bardzo rowerowy w tym roku rozpoczął się rajdem do Liwu z OSP NOWE OPOLE. Następnym punktem był mój urodzinowa traska Warszawa - Skórzec i zrobione 100 km.
Nazajutrz po setce Rodzinny Rajd Rowerowy Skórzec - Jeruzal. Oprócz rowerku był też oczywiście tradycyjnie już w sierpniu Bieg Jacka. W tym roku aby uczcić swój 10 start w tym biegu postanowiłem pobiec z Olą Stańczuk na wózku inwalidzkim. Ostatni dzień sierpnia to plogging na Gołoborzu I tu po raz drugi poprowadziłem swoją grupę.
Wrzesień rozpoczęłem startem w 2 mistrzostwch gminy Skórzec w biegach przełajowych. 2 miejsce open tego dnia w zupełności mi wystarczyło i nawet ucieszyło. Wrzesień to również rozpoczęcie nakretkowej akcji #7tondlaFilipka. Kilka pracowitych dni spędzonych przy organizacji Ultramaratonu Nadbużańskiego w Mielniku przyniosło nowe doświadczenia i nowe znajomości 😉
a trzeci weekend września to już tradycyjnie Sprzątanie Świata. W tym roku po raz drugi że strażakami z OSP Nowa Dąbrówka jak również gosciłem w szkołach w Gołąbku i Grali Dąbrowiźnie.
Październik stał pod znakiem startów i to udanych startów 4 miejsce w półmaratonie Jata, 6 miejsce i 1 w kategorii wiekowej podczas 6 siedleckiego biegu prawie górskiego i 5 miejsce open podczas biegu Górska ZaDYSZKA który organizowała ekipa RYKOwisko w Łącku.
Listopad to pierwsze odbiory nakrętek na wspomnianą akcję #7tondlaFilipka i oczywiście biegi Niepodległości. W sobotę 9 listopada pobiegłem u siebie Niepodległości ową piątkę zajmując 7 miejsce open 1 w kategorii wiekowej i zdobywając tytuł najszybszego mieszkańca Gminy Skórzec. Nazajutrz czyli w niedzielę udałem się do Lubartowa gdzie również wystartowałem na dystansie 5 km. Tutaj w strugach deszczu i przy ograniczonej widoczności bo bieg był rozgrywany o godz 19.18 udało się wygrać i przywieź do domu kolejny puchar.
Grudzień to już biegi Mikołajkowe jak wiadomo. Siedlecki wspierałem w tym roku tylko od kuchni niestety bo dzień wcześniej udałem się do Ośrodka Wychowawczego w Hucie gdzie zostałem zaproszony jako Kawaler orderu uśmiechu przez dyrektora tego ośrodka. Tutaj udało się zająć 2 miejsce open a przy okazji poznać kolejne wspaniałe osoby które chętnie działają na rzecz dzieci.
Grudzien to również finał Mikolajkowej zbiórki koszulek i dostarczenie ich do środków w Gostchorzy i Czuchowie. Na zakończenie roku postanowiłem pobiec w Sylwestrowej Nordicowo Biegowej piątce organizowanej na terenach przylegających do rezerwatu Gołobórz przez klub NoWi Siedlce. I to również był udany start.
Podsumowując w 2919 roku przebiegłem 3010 km zaliczając 24 starty w biegach na różnych dystansach. Ten najlepszy dla mnie to Lubartowskanniepodległościowa piątka a najgorszy (i oczywiście nie chodzi tu o organizację tylko o ściganie się na trasie) to półmaraton Tradycji. Zorganizowałem kilka udanych akcji w których wspieraliśmy potrzebujące osoby. A największy sukces i wyróżnienie to zdecydowanie Order Uśmiechu.