niedziela, 20 maja 2018

18 Półmaraton Hajnowski

Nie znam nikogo kto będąc  chociaż  raz  na  biegu  w Hajnówce, powiedział  by coś  złego na ten bieg.  I nie ważne  czy chodzi  o październikową dwunastkę  czy majowy  półmaraton, każdy kto odwiedzi  Hajnówkę ,  z chęcią  tu wraca. I tak właśnie  było  ze mną. Kiedy  w  2015 roku  pobiegłem  półmaraton  Hajnowski obiecałem  sobie  że  kiedyś  tu  wrócę.  Trener nie miał  nic przeciwko  bo stwierdził  że  takie bieganko  na dwa tygodnie  przed rzeźnikiem  jest jak znalazł. A kiedy  znajomi zaproponowali  zgłoszenie wspólnej  drużyny  motywacja  do tego startu  wzrosła  do 100 %.
Wspólne  wyjazdy  zawsze  są  fajne i tak też  było  tym razem. 6 rano pobudka , śniadanie  i wyjazd.
Kilka  minut po dziewiątej  odbieraliśmy  już  pakiety  startowe.  Wiedząc  że gdzieś  w pobliżu  jest piekarnia  o bardzo dobrej  sławie  zaproponowałem  abyśmy  ją  odwiedzili . Cała ekipa  nie miała  nic  przeciwko bo od śniadania minęło kilka  godzin  i trzeba było  coś  przekąsić.
Niestety  drożdzówki były  nie dość  że drogie  to jeszcze i niezbyt  smaczne.
Start  honorowy  przewidziano  na godz 10.30 z amfiteatru  w Hajnówce  po czym  autobusy  przewiozy wszystkich zawodników  do Białowieży  skąd  punktualnie o godz 12 miał  odbyć  się  start  ostry. Autobusy  zajechały  na miejsce dosyć  szybko  tak więc  wszyscy mieli  prawie godzinkę  na mały  odpoczynek i rozgrzewkę  . Czując  cały czas  drożdzowkę w żołądku po małym  spacerze  postanowiłem  troszkę  potruchtać  z nadzieją  że  to średniej jakości  drugie śniadanie  ułoży  się  i da mi spokój.  2 km ze znajomymi  troszkę  rozciągania i szybszych  przebieżek  i wszystko  było  ok. Można startować.  Wybiegajac  z Białowieży  nie wierzyłem  do końca w to co się  dzieje.  Byłem  trzeci  .
Taki  układ  nawet nie pojawił  się  w żadnym  z moich  scenariuszów na ten bieg. Dlaczego  tak ? i czy uda się  utrzymać  to miejsce ? to dwa pytania  które zdawałem  sobie przez pierwsze 10 km.  Od czasu  do czasu obejrzałem  się  do tyłu  i zauważyłem  że  zwiększam przewagę  nad 4 zawodnikiem. Było  bardzo  dobrze . Szybki  żel  i woda na 12 km i jedziemy  dalej. Zegarek  niezmiernie  pokazywał 3'42'' .Było  mega szybko . Pogoda sprzyjała. Boczny  wiatr  który dał  się  odczuć  na pierwszych  kilometrach,  ginął  gdzieś  w lesie. Na 17 km nie widziałem  już  z tyłu  nikogo,  jeden pan tylko krzyknął  mi że pierwszych  dwóch  zawodników  są  kilometr  przedemną. I tak wiedziałem  że ich nie dogonię. Ostatni  podbieg i woda na 18 km i już  wbieg  do Hajnówki  . 2km do mety  i doping kibiców  na ulicach  miasta .  O dziwo  udało się  jeszcze przyśpieszyć,  w myśl  zasady  jednego z moich  biegowych  znajomych,  finisz  zawsze  dla kibiców.  Wbiegałem  na metę  z myślami  że kiedyś  powiedziałem  takie słowa,  że wolał  bym być  pierwszy  w wiekówce  niż  trzeci  open.  Jednak w tym  momencie  nie zamienił  bym się  z nikim. Było rewelacyjnie. 1 : 18 : 41 pokazał  zegar  a zapytany  przez spikera  jak się  biegło  ? odpowiedziałem  że świetnie,  zupełnie  jak 3 lata temu  😄 .  Kiedy  reszta znajomych dotarła  na metę  udaliśmy się  na miejski  basen bo akurat  pobyt  tam był  w pakiecie  startowym,  zupełnie  jak wieczorna impreza  której  uroki  zapamiętamy  na długo.  Jako drużyna  zajęliśmy 4 miejsce  ze stratą  2 minut  do trzeciej pozycji.

18 Półmaraton  Hajnowski
Skóra Tomek  1:18: 41
3- open .  2 -m3

sobota, 5 maja 2018

Poznaj rzekę Świdnicę

Jakiś  czas temu przyszło  mi do głowy  spróbować  biegania  wzdłuż  rzeki . Pierwsze myśli  skierowane  były na jedną  z większych  okolicznych  rzek ,  mianowicie  Kostrzyń.  Znając  w miarę  topografię  tej rzeki  wiedziałem że swój początek  ma w okolicach  Domanic a swój bieg kończy wpadając  do Liwca. Wyczytałem  że jej długość to 44 km ,  wyprawa  na jeden dzień  lub nawet na dwa  wiązała  się z niezłym  hardkorem. .. Czytając  historię  Skórca i okolic wpadłem na trop rzeki o której istnieniu nie miałem do tej pory pojęcia  . Świdnica  swój  początek  ma w łąkach  obok wsi Żelków, zasilając  w wodę  stawy  Broszkowskie  wypływa  z nich , omijając  Kotuń  i Koszewnicę    wpada  do Kostrzynia  we wsi  Kępa.  Całkowita jej długość  jak podaje Wikipedia  to coś  około  20 km. Idąc  dalej natrafiłem  na notki  które mówiły o tym że  Świdnica  wypływa  ze Stawu  w Żelkowie.  Postanowiłem  sprawdzić  i przeanalizować  trasę  jaka by była  do pokonania  i stwierdziłem  ze jest do pokonania  dla każdego  biegajacego  mniej lub więcej  biegacza.   W między czasie  napisałem  do kilku  znajomych  czy byli by zainteresowani  taką  biegową  wyprawą  .  Największą  euforią  co do tego pomysłu  zaraziła  mnie Kasia  Skolimowska  i dzisiaj powiem szczerze  że gdyby  nie jej  optymizm  i chęć  udziału  być  może wszystko  skończyło  by się  na planach lub na mojej samotnej  wyprawie , bo na to miałem oczywiście  chęć  olbrzymią.  Kilku biegowych  znajomych  przyłączyło  się  do nas .Ustaliliśmy  że całość  pokonamy  w dwóch  etapach.  Żelków  -Kotuń ,  Kotuń  - ujście  rzeki  do Kostrzynia.
W sobotę  28 kwietnia  o godz 9 grupa 9 osób  wybiegło na trasę  pierwszego  etapu. Jakież  było  zdziwienie  niektórych  gdy już  po pierwszych  200 metrach  prawie  wszyscy mieli buty pełne  wody i mokre skarpety  ... później  było  już tylko  lepiej  . Zadbany  pas nadrzeczny  pozwolił  na  bieganie. Nie  biegliśmy  na czas  więc  umówiliśmy  się  wstępnie  że przy każdym mostku  będziemy robić  postój,  tak aby trasę  pokonać  razem i nie pogubić  się  po kniejach do których  dotarliśmy  mijając  Stawy  Broszkowskie.  Po dwóch  godzinkach  biegu  zakończyliśmy  pierwszy  etap  przy wylocie  rzeki  z rezerwatu  przyrody  Stawy Broszkowskie,  jedząc  pączki  które  podwiozła  nam Aldonka.
Pierwszy  etap ukończyli :
Katarzyna  Skolimowska
Wioleta  Szczypiorska
Michał  Szczypiorski
Hubert Kamut
Tomek Hajduk
Paweł  Czarnocki
Leszek Skorupka
Karol  Kulik
Tomek Skóra
Drugi  etap  postanowiliśmy zrobić  w dwóch  odsłonach  ,  dlatego  że data 1 maj nie pasowała  wszystkim.  Ruszając  w nieznane  nie wiedzieliśmy  na co się  szykować. Na całe  szczęście  była z nami Wiola która okolice Kotunia i ujścia rzeczki  znała  bardzo dokładnie.  Rozlewiska  utworzone przez bobry  i  mnóstwo  drobnych  dopływów  przyczyniły  się  do  tego że  buty  po raz kolejny nadawały  się  tylko do prania. Nasze  zdziwienie  wywołał  również fakt że w ciągu  zaledwie  3 dni trawy  i pokrzywy  były  wyższe  o dobre 10 cm.  Kończąc  drugi  etap nikt z nas nie mógł  sobie odmówić  przeprawy  na drugi brzeg  ,   szczerze  mówiąc  była  ona obowiązkowym  punktem zakończenia  biegu .
Drugi  etap tego dnia zaliczyli :
Kaśka  Skolimowska
Wioleta  Szczypiorska
Edyta Kornilak
Adam Skolimowski
Tomek Hajduk
Tomek Skóra
Poprawiny  to już  tylko  ja i dwóch  panów,  Karol  Kulik  i Paweł  Czarnocki.  I znowu  zdziwienie bo trawa i pokrzywy  wyższe  o kolejne 15 cm. Trasa ta sama chociaż  rozrywek nie brakowało .   Chłopaki  lgneli  w  błocie  po kolana twierdząc  że nie będą   szukać  bezpiecznego przejścia  na drugą  stronę  rowków  dopływowych .Karol który  obiecał  kąpiel  w Kostrzyniu  na finał  wyprawy  ,  nie wytrzymał  i zrobił  to ....w Świdnicy ,  kilometr  przed  finiszem , oczywiście  dotrzymując słowa uczynił  to  po raz drugi w Kostrzyniu.
Podsumowując  tą  naszą  biegową  wyprawę  dziękuję  wam wszystkim  za udział i  miłe słowa. Myślę  że wspólnie  możemy planować  kolejny  taki wypad  biorąc  pod uwagę  zdobyte  doświadczenie.
Dziękuję Aldonie , Michałowi  i Pawłowi  za pomoc  w komunikacji.  Mam nadzieję  że powtórzymy to za rok ,  być  może  pokonując  całość  trasy jednego dnia.




czwartek, 3 maja 2018

Kwiecień 2018

Kwiecień  2018  to przede wszystkim mnóstwo kilometrów. Kiedy wchodzisz  na pewien poziom to nawet dwadzieścia  parę  kilometrów  nie robi na tobie wrażenia, tak jest w tej chwili ze mną. Wstaję  rano , jem śniadanie,  ogarniam jakieś  drobne  sprawy, idę  biegać. Po bieganiu  mam zazwyczaj godzinkę  na ogarnięcie  się i do pracy. Takie jest życie  amatora  i cieszę  się że nie muszę  biegać  tak jak inni, po pracy. 412 km biegiem i 65 na rowerku.
Takie rzeczy potrzebują  czasu . W kwietniu spędziłem na treningu ponad 33  godziny.  Przy takim obciążeniu  treningowym  bardzo ważną  rolę  odgrywa  regeneracja.  Jak dla mnie najlepszy  jest sen.  Staram się  spać  8 godzin dziennie i kiedy  ostatnie  dni kwietnia zmusiły  mnie do skrócenia  tego czasu do 6 h odczułem  to bardzo  szybko.
Kwiecień  to również  dwa udane starty . Ten pierwszy  to Leśny  półmaraton ,,Na żarcie''  który  odbył  się  w Legionowie. https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2018/04/lesny-pomaraton-na-zarcie.html?m=1
Ten drugi to 10 km podczas warszawskiego  Orlen Warsaw Maraton  22 kwietnia 2018 i to właśnie  od tego dnia mogę  się  pochwalić    mega życiówką na dystansie  10 km.
35: 41  to jest to czego mogłem  sobie  życzyć  na początku  tego roku.
https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2018/04/orlenowska-dycha.html?m=1
Cieszy  fakt że  przygotowania do Rzeźnika  idą  bardzo dobrze  a ja mimo olbrzymiego  obciążenia treningowego  cały  czas czuję  luz  i nie dopuszczam  do siebie zmęczenia . Co w planach  na maj  ? 19 maja pobiegnę  kolejny w tym roku  półmaraton   (chyba  trzeci 😉) . Po dwóch  latach  wracam do Hajnówki . 16 edycję  tego półmaratonu   w 2016  roku  ukończyłem  na ... miejscu z czasem 1:27. Trzeba przyznać  że w tym roku  liczę  na więcej  😄 Trzymajcie  kciuki  i do zobaczenia  w Hajnówce  😄