piątek, 17 grudnia 2021

W poszukiwaniu nadziei

 ,,Nadzieja umiera ostatnia'', ,,Nadzieja jest matką głupich'', ,,Nadzieja jest jak cukier w herbacie, nawet jeśli mała - zawsze osłodzi''. To najbardziej znane przysłowia odnosząca się do słowa "nadzieja". Nadzieja, obok wiary i miłości, jest jedną z trzech Cnót Boskich. To jak i z jaką nadzieją patrzymy na kolejny dzień życia, kolejny miesiąc lub rok, na pewno w dużej mierze oparte jest na naszym samopoczuciu psychicznym. Ciężko jest mieć dobre myśli, jeżeli wszystko wali Ci się na głowę. Jeżeli dosięgają cię wszystkie plagi egipskie. Rozbijasz ulubiony samochód, tracisz pracę, którą kochałeś. Trudno jest patrzeć pozytywnie w przyszłość gdy wyniki badań mówią, że zostało Ci kilka miesięcy życia lub gdy odchodzi bliska Ci osoba.


,,Skoro można pomyśleć, że może być lepiej, to znaczy, że już jest lepiej'' napisała w książce „Moment Niedźwiedzia” Olga Tokarczuk. 

Jakiś czas temu poprosiłem znajomych, w małej sondzie, aby napisali mi co daje im nadzieję. Niektórzy zaczęli rozkminiać  wymiary rozpatrywania słowa nadzieja, na świecki i religijny. 

Niektórzy w szybkiej odpowiedzi napisali, wiara, rodzina, miłość.


Nie wiem co się kryje pod tym pytaniem - odpowiedział mi Paweł - ale pierwsze co mi przyszło do głowy to ludzie. Tacy normalni. Starsi nie zgorzkniali i nie marudzący na wszystko dookoła, w średnim wieku zaradni a nie ślizgający się na kimś i leniwi, młodzi - nie przeklinający na każdym kroku i chętni do czegokolwiek. 

Ogólnie ludzie uśmiechnięci i chętni zrobić coś z innymi... 🙂


Nadzieję daje mi to, że wiem doskonale, że wszystko co złe to mija, że z nawet najgorszej sytuacji jest wyjście. Przekonałam się o tym wiele razy - napisała mi Olga, dodając - Dzieci, wsparcie bliskich, dają nadzieję i siłę.


Kolejna wypowiedź to kilka słów od niedawno poznanego na imprezie biegowej Adama:

Największą nadzieję na resztę życia daje mi mój synek z rozpadniętego niedawno związku, który mam nadzieję kiedyś będzie moim przyjacielem i partycypował będzie zaszczepione przeze mnie pasje.

Nadzieję dają mi ludzie, których spotykam setki w pracy na PKP... Ci wartościowi, nawiązujący mimowolny kontakt i darzący szacunkiem.

Nadzieję dają mi ludzie, z którymi dzielę swoje zainteresowania a w szczególności Ci zapoznani niedawno ze środowiska biegowego. Postanowiłem sam wyjść do nich i przyszedłem jakiś czas temu na pierwszy trening w Siedlcach… To zmieniło moją beznadziejną sytuację jeśli chodzi o interakcje społeczne pozazawodowe.


Nadzieję dają narodziny dziecka i ludzie którzy cię wspierają. Rodzina i bliscy. Ludzie na których można liczyć, którzy nigdy cię nie zawiedli - dodał ktoś, kto chciał pozostać anonimowy.


Jutro.... jutro daje mi nadzieję - napisała mi Ania a Agnieszka dodała:

Nadzieja to dla mnie... rodzina... to moje zwierzęta, które czekają tylko na mnie... to ludzie wokół, którzy wierzą we mnie... w moje pomysły... pasje... nawet w to co może wydaje się być nierealne... nadzieja to dla mnie  każdy poranek... ciepły ze słońcem... lub mroźny i zimny... to... jak się budzisz i mówisz, że nie chce Ci się dziś  biegać... a potem wstajesz i robisz dobry trening... to moja praca... to  moje powroty do domu by ugotować obiad, dać trochę wolności moim koniom... nadzieja to dla mnie każdy spełniony dobrze dzień... to czekanie na dzikie gęsi wiosną... to moje łąki... to moje bieganie każdego dnia... by być ciut lepszy niż wczoraj...

Nadzieja to po prostu życie.


Nadzieję dają mi pierwsze krople deszczu po wielotygodniowej suszy, pierwszy pączek liści wydobywający się na siłę z gałęzi w ciepłych promieniach wiosennego słońca. Nadzieję dają mi klucze żurawi lecących wysoko i nie ważne czy jest to wiosna czy jesień. Nadzieję daje mi wiara. Wiara w to co Boskie i to co ludzkie. 

No bo cóż gdyby nagle okazało się, że deszcz nigdy nie spadnie, słońce nie wzejdzie? Drzewa nie wypuszczą liści a ptaki nie przylecą. Cóż gdyby okazało się, że Bóg nie istnieje, a wokół nie ma dobrych ludzi?


Motywacją do napisania tych paru słów był dla mnie  jeden z rozdziałów książki Reginy Brett

,,Jesteś Cudem''

Co daje mi nadzieję? 

Pierwszy krokus, który kiełkuje z ziemi. Pączkujący bez. Zapach hiacyntów. Ptasie gniazdo pełne maleńkich niebieskich jajeczek.

Widok pierwszego motyla w roku.

Podwójna tęcza. Kobiety w ciąży i rozchichotane panny młode...

Dmuchawiec, który wyrasta z betonu, wychylając główkę do słońca...

Film ,, Skazani na Shawshank''...

Kałuża, w której kąpią się wróble. Taki zachód słońca, który sprawia, że zapominasz o złym dniu.



Wykorzystaj potęgę nadziei. To nadzieja sprawia, że z optymizmem patrzymy w przyszłość. To nadzieja na lepsze jutro sprawia, że chcemy się obudzić. To nadzieja sprawia, że rzeczy niemożliwe stają się tymi, które możemy mieć w zasięgu naszej ręki 😊

niedziela, 5 grudnia 2021

Listopad 2021

 Listopad rozpoczęłem z biegowym przytupem. 100 km przeciągu pierwszego tygodnia tego miesiąca. Biorąc pod uwagę to,  że średnia z ostatnich 4 miesięcy nie przekraczała 140 km, to ten tydzień był dla moich nóg olbrzymim wyzwaniem. Większość tych kilometrów pobiegłem czerwonym szlakiem turystycznym ze Stoczka Łukowskiego do Siedlec   https://mazowsze.szlaki.pttk.pl/942-pttk-mazowsze-stoczek-lukowski-siedlce-pkp

Całość tej ponad 60 kilometrowej wyprawy podzieliłem na trzy etapy. Pierwszy, 21 km pobiegłem z klubowym kolegą Michałem. Dwa następne 24.5 i 16.5 km pobiegłem już samotnie.


Po małym odpoczynku udało się popracować troszkę nad szybkością. Treningi takie jak 2x5 km po 3.50 oraz 5 X 2 km poniżej 3.50 pozwalają już teraz optymistycznie spojrzeć na najbliższe starty. Ten najbliższy to Bieg Pamięci naszego biegowego kolegi, Adama Burdacha. Oficjalnie jest to maraton ale organizatorzy dają możliwość pobiegnięcia również mniejszych dystansów. Odbędzie się on 12 grudnia w niedzielę a ile kilometrów tam pobiegnę sam jeszcze nie wiem. 

Listopad to także biegi Niepodległości. Po raz drugi w historii odwiedziłem w tym czasie Wiśniew i po raz drugi wygrałem organizowany tam bieg, szkoda tylko że frekwencja była tak mała. Tego samego dnia czyli 11 listopada razem z ekipą Skórzec Biega pomogliśmy przy organizacji Dziecięcych Biegów Niepodległości w Skórcu a 13 listopada zmierzyliśmy się wspólnie  z Gminą Kotuń z  wyzwaniem zorganizowania po raz pierwszy wyścigu rowerowego wraz z imprezą biegową. Sądząc po komentarzach uczestników, po raz kolejny daliśmy radę.     


10 Listopada wspólnie z uczniami i nauczycielami szkoły podstawowej w Grali Dąbrowiźnie rozpoczęliśmy akcję Dla Ciebie Polsko-Pomagamy układamy. Podczas tej akcji którą zakończyliśmy 19 listopada ułożyliśmy flagę Polski z białych i czerwonych nakrętek. Dzięki zaangażowaniu wielu osób powstała flaga z ponad 20.000 nakrętek o wymiarach 7x 3 m czyli 21 m².


          Listopad to także rekordowy miesiąc zbiórki makulatury dla Fundacja Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci.  W przeciągu 30 dni wywiozłem na skup 8 ton tego surowca.


niedziela, 7 listopada 2021

Październik 2021

 Październik rozpocząłem biegiem który był dla mnie wielką niewiadomą, wielkim wyzwaniem a na mecie  wielką niespodzianką. Mowa o półmaratonie w Platerowie który pobiegłem tak po prostu bez przygotowania. Brak dłuższych niż 12 - 14 km wybiegań, brak treningów siłowych czyli podbiegów i mocnych biegów terenowych nie dawały mi nadziei  na pokonanie tego półmaratonu w przyzwoitym, jak dla mnie czasie czyli w granicach 1.5 godz. Wyszło dużo lepiej a czas na mecie 1.25 .41 dał mi 7 miejsce open i 1 w kategorii wiekowej.


Tydzień później stawiłem się na kolejnym biegu tym razem była to NORDICOWO - Biegowa piątka. I gdyby nie sobotnia impreza, spotkanie po 30 latach z klasą z podstawówki pewnie walczył bym o 3 lub 4 miejsce. Niestety dyspozycja dnia nie była najlepsza i 5 miejsce na mecie zupełnie mnie usatysfakcjonowało. 15 października razem z małżonką i dwoma kolegami  wyjechaliśmy do Ośrodka Wychowawczego do Huty koło Zwolenia. Pojechałem tam na specjalne zaproszenie dyrektora oraz pracowników ośrodka aby pełnić rolę sędziego podczas biegu charytatywnego który odbył się tam w sobotę 16 października.

 

17 października to już dyszka w Adamowie którą biegliśmy dla zmarłego kilka miesięcy temu naszego kolegi Adama Burdacha. I znowu miła niespodzianka 37.29 czyli średnia około 3.45 km było czymś na tą chwilę wręcz niewyobrażalnym a optymistyczny plan na ten bieg był pobiec po 4.00. Wyszło pięknie a 4 miejsce w kategorii wiekowej wcale mnie nie rozczarowało bo obsada biegu była bardzo mocna.

23 października odbył się 4 etap Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec. Tym razem biegaliśmy w miejscowości Żebrak.  Bardzo miło mi było tego dnia poprowadzić całą imprezę a 5 miejsce w biegu było naprawdę spoko.

Październik zakończyłem wolontariacką akcją Hospicyjne Światełko podczas której wraz z wolontariuszami sprzedawaliśmy znicze. Dochód z tej akcji po odliczeniu kosztów zakupu wsparł konto Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. 


W planach na listopad oczy I Kotuński Bieg I wyścig rowerowy NIEPODLEGŁOŚCI a tuż po nim zabieramy się za zakończenie Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec które odbędzie się 11 grudnia.

poniedziałek, 4 października 2021

Wrzesień 2021

Aura końca sierpnia i pierwszej połowy września pokazała nam że lato się skończyło. Zimne i deszczowe dni dopadły nas także nad Bugiem podczas trzeciej edycji Ultramaratonu Nadbużańskiego. Mimo że jeszcze w czwartek trasy znaczyliśmy z krótkim rękawkiem tak już sobota i niedziela podczas których rozgrywane były biegi i wyścigi rowerowe, były po prostu zimne i mało przyjazdne uprawianiu sportu na świeżym powietrzu.  W tym roku po raz drugi miałem przyjemność pomagać przy organizacji tych zawodów jako wolontariusz. Każde takie doświadczenie pozwala zdobyć nowe umiejętności,  nowe znajomości oraz zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. W tym roku mogłem przywitać wielu z was w biurze zawodów i był to mój debiut w tej roli. Myślę że razem z dziewczynami z Mielnika i innymi wolontariuszami daliśmy radę.  Oprócz wyjazdu do Mielnika po raz drugi zmierzyłem się z wyzwaniem czytania swojej sceny podczas Narodowego Czytania. Tym razem tekst był nieco łatwiejszy od zeszłorocznej Balladyny.

Moralności Pani Dulskiej czytało się dużo prościej i na pewno szybciej. Dziękuję pani Oldze Gajo za zaproszenie i mam nadzieję że nasza współpraca będzie nadal się rozwijać. 
Kolejnym wrześniowym przedsięwzięciem był 3 etap Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec. Bieg był częścią pikniku charytatywnego podczas którego zbierane były fundusze na leczenie mieszkanki Ozorowa Ani Chmielewskiej.  Mimo wielu obowiązków związanych z organizacją imprezy udało się wystartować i po bardzo ciężkim biegu i dobrym finiszu zająć 5 miejsce. 

Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o zbiórce makulatury dla hospicjum której w tym miesiącu udało się zebrać rekordową ilość prawie 7 ton. Do tego można dorzucić tonę nakrętek. Po lipcu i sierpniu również we wrześniu biegowy licznik zatrzymał się ciut nad granicą 100 km. Słabo ale póki co naprawdę bardzo brakuje motywacji do treningów. Pisząc ten tekst jestem już po pierwszym październikowym starcie. Starcie który przyniósł bardzo dużo radości i nadziei. O którym być może napiszę odzielny post lub po prostu wspomnę w podsumowaniu października. 

czwartek, 2 września 2021

Sierpień 2021

 105 km udało się przebiec w minionym  miesiącu. Niby bardzo mało ale i tak o 100 więcej niż w tym samym miesiącu rok temu czyli w sierpniu 2020. Najlepszym biegowym epizodem sierpnia 2021 był XXI BIEG SAPIEHÓW który odbył się 7 sierpnia. Możecie o nim poczytać tutaj:https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2021/08/bieg-sapiehow-koden-2021.html?m=1


 Oprócz biegu Sapiechów niesamowitą imprezą okazał się plogging nad Bugiem który zorganizowała ekipa Fundacji Ultramaratonu Nadbużańskiego. Na tą imprezę udało zorganizować się wspólny wyjazd i tego dnia spędziliśmy ze znajomymymi którzy tego dnia odwiedzili Mielnik bardzo miły dzień. 


Nie sposób też nie wspomnieć o Biegu Jacka który w tym roku odbył się po raz 12 a mnie jako finishera wszystkich edycji po prostu nie mogło na nim zabraknąć. To była jedna z najdłuższych piątek w moim życiu ale i jedna z przyjemniejszych dzięki pomysłowi na biegnięcie tego biegu z dziewczynami z Grpy Biegaczy SKÓRZEC BIEGA. 


1 sierpnia odebraliśmy dla Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci  ambulans od Siedleckiego Meditransu. Dzięki temu pojazdowi udało się wywieźć na skup prawie 4.5 tony makulatury oraz 2.820 kg nakrętek 




czwartek, 19 sierpnia 2021

Starszy Pan ze szpitalnej sali.

 Wspomnienie 

Boję się tylko ze któregoś dnia moja żona zostanie sama, powiedział mi podczas jednej ze szpitalnych rozmów pewien staruszek który dzielił ze mną pokój. Miał 86 lat i bliżej nie zidentyfikowaną przezemnie  łatkę na głowie wielkości plastikowego kubeczka. Wie Pan, ja to już nie liczę lat tylko miesiące. Nie chciał bym umrzeć pierwszy bo żona bezemnie nie da sobie rady. To po co Pan idzie na tą operację? zapytałem. Z dyscypliny - odrzekł - może jeszcze ktoś się coś na mnie nauczy. Była to jego trzecia operacja w tym samym miejscu. Zmiany na głowie nie były nowotworowe ale cały czas się odnawiały i wyglądały niezbyt przyjemnie. Domyślam się że był wojskowym bo powiedział że od 40 lat jest na emeryturze. Usypiając modlił się głośno a mi wogóle to nie przeszkadzało. Powtarzałem razem z nim powoli.... Zdrowaś Mario, łaski pełna. Był strasznie głuchy. Kiedy rozmawialiśmy słyszał chyba cały oddział a kiedy rozmawiał z żoną przez telefon ja  słyszałem wszystko bo był bardzo głośno ustawiony. Opowiadał żonie o wszystkim. Jak smakował obiad, co było na kolację, jak wygląda sala. Kiedy Zapytałem go o dzieci spojrzał tylko namnie i odparł że ma syna. Ale wie Pan jak to jest dodał , każdy ma swoje życie. Na zawsze zapamiętam smak dwóch plasterków szynki które oddał mi w czasie kolacji. Stwierdził że nie lubi szynki. Miał cukrzycę i jego dania były inne od moich. Może dlatego tak bardzo mi ta szynka smakowała bo od trzech dni jadłem tylko serek wiejski, chleb z masłem i pasztet.

W dniu kiedy wychodziłem ze szpitala on miał mieć operację. Wstał bardzo rano o 4.40 mimo że pierwsze obchody pielęgniarek rozpoczynały się około 5.45 i zaczął się myć. Po porannej toalecie położył się do łóżka i zaczął znowu się modlić. Siostry przyniosły mu specjalne ubranie które musiał założyć każdy kto jechał na zabieg. Mimo problemów z ręką pomogłem mu zawiązać troczki operacyjnego stroju na plecach. Podziękował mi serdecznie. Jeszcze przed śniadaniem dostałem wypis. Na pożegnanie podziękował mi za moją obecność oraz za to że chciałem z nim rozmawiać mimo tego że jest głuchy. Powiedział że bardzo długo i dobrze będzie mnie wspominał. Ja również podziękowałem mu za towarzystwo i zapewniłem że pomodlę się dzisiaj  za jego zdrowie. Dostrzegłem w jego oczach olbrzymią  wdzięczność. 

Pan Bóg daje nam często znaki i stawia na drodze ludzi. Głęboko wierzę w to że ten czas spędzony w szpitalu był dany nam obu z góry. Na pewno za jakiś czas zapomniał bym o tej chwili, jednak to że zdecydowałem się opisać tą zwykłą przecież historię,  utrwala ten fakt na bardzo długo. Być może na wieki.

Pozdrawiam serdecznie i proszę o modlitwę za mojego towarzysza ze szpitalej sali. Niech spełni się jego marzenie i jego żona niech nie pozostanie nigdy sama.

wtorek, 10 sierpnia 2021

Bieg SAPIEHÓW Kodeń 2021

 Jeszcze w sobotę rano wracając z męskiego różańca zastanawiałem się po co ja właściwie jadę na ten bieg.  Zero treningów szybkościowych, kilometraż marny a jedyne co dobrego udało się zrobić w ostatnich tygodniach to dwie piętnasto kilometrowe górskie wycieczki biegowe. Jednak na zastanawianie się nad wyjazdem było za późno. Opłata startowa opłacona, towarzysz wycieczki załatwiony a  sprawa odbioru nakrętek zbieranych w Kodniu, którą nagrał sołtys Kodnia Darek Mackiewicz zdawała się być  priorytetem tego wyjazdu. Bieganie miało być tego dnia tylko dodatkiem, turystycznym dodatkiem.  Piętnastkę w Kodniu wspominam bardzo dobrze. Ładne medale, super jedzenie, atestowana naprawdę przyjemna  trasa no i wspomnienia z 2018 roku kiedy to miałem przyjemność zająć szóste miejsce open zwyciężając przy okazji kategorię M 40. Podczas rozgrzewki spotkałem dwóch bardzo szybkich zawodników. Jacka Chruściela z Miedzyrzeca Podlaskiego oraz Andrzeja Orłowskiego którego poznałem właśnie na wspomnianym biegu w 2018 roku. Nawet oni czuli respekt przed konkurencją którą widzieli na listach startowych. A ja? Ja napawałem się atmosferą i mnóstwem znajomych spotkanych tuż przed startem. Tuż przed 13 sędziowie PZLA dali znak do zajęcia miejsc na starcie. Święcenie wodą święconą przed startem które jest tu tradycją, krótkie odliczanie  i strzał startera.


Plan był krótki , miejsce w pierwszej 10 i utrzymanie tępa 4.00/km. Plan ten runął już na pierwszym kilometrze. Chociaż chłodna głowa podpowiadała wolniej, dwie rundy wokół parku oraz doping kibiców sprawiły że tempo było sporo szybsze niż to zakładane. Wybiegając z Kodnia byłem na szóstej pozycji. Radiowóz prowadzący czołówkę oddalał się dosyć szybko ja próbowałem uspokoić tempo i te 3.45 które biegłem na drugim kometrze było według mnie za szybko. Dwóch młodych chłopaków którzy wyrwali z czołówką chyba zwolniło. Na trzecim kilometrze minęłem ich obu i od tej chwili rozpoczął się samotny bieg. Udało się troszkę zwolnić. Wiejący wiatr chwilami dawał się we znaki ale opcja tego że spowrotem będzie z wiatrem dawała moc. Trasa biegu wyznaczona była na jednejprostej z nawrotką. Tuż przed ósmym kilometrem jechał na mnie prowadzący radiowóz a za nim dwóch zawodników, Jacek i Andrzej. Przez chwilę zastanawiałem się gdzie jest trzeci. Na sędziowskim stanowisku na nawrotce dowiedziałem się że to ja jestem trzeci i tu znowu doping biegnących w kierunku nawrotki zawodników, tych znajomych i tych nieznajomych spowodowało podkręcenie tempa które ciężko było uspokoić. Głowa mówiła oby do dwunastego kilometra, później jakoś się przetrwa. Właśnie koło 12 kilometra skończyło  się mijanie zawodników biegnących w przeciwną stronę.  Z minuty na minutę nogi dawały znać coraz większym zmęczeniu.  Jeszcze dwa, aby wbiec do Kodnia. Obejrzałem się do tyłu.  Wiedziałem że za mną jest Patryk z Mińska Mazowieckiego jednak był daleko. 300 może 400 metrów. Pięknie przybrane ostatnie pół kilometra flagi powiewały na wietrze a ja samotnie wbiegałem na ostatnią prostą. Jest cudnie pomyślałem przyjmując gratulacje na mecie.

Przewaga między mną a pierwszą dwójką to dobre sześć minut czyli ponad 1.5 km 😲 Trzeba przyznać,  kosmos jednak tak naprawdę to moje trzecie miejsce było dla mnie prawdziwą niespodzianką, bardzo miłą zresztą. Na tym biegu po raz kolejny nie zabrakło mi szczęścia a to że pobiegłem prawie dwie minuty wolniej niż trzy lata temu nie dziwi mnie wcale. Żeby robić progres trzeba trenować a ja po prostu w tej chwili biegam swoje 😊
Tego dnia z Kodnia wróciłem ze wspaniałymi wspomnieniami oraz z prawie 500 kg nakrętek przekazanymi przez Gminę Kodeń dla Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci 


XXI BIEG SAPIEHÓW 2021

SKÓRA TOMASZ 

Czas 58.23

Open 3 m-40 1

piątek, 6 sierpnia 2021

Lipiec 2021

 Lipiec od kilku lat jest miesiącem w którym biegam najmniej. Roztrenowania po rzeźnickich przygodach lub po czerwcowym maratonie, wakacyjne chwile odpoczynku przed przygotowaniami do jesiennych biegów. Nie pamiętam jak to było w tamtym roku ale wiem że jeszcze 18 lipca tuż przed wypadkiem pobiegłem maraton, także tych kilometrów musiało być sporo. W tym roku lipiec kończę na 170 km i to w głównej mierze zasługa dwóch górskich wybiegań bo gdybym był w domu pewnie nie było by i tego. Dużo nadmorskich spacerów w trakcie pobytu z Hospicyjną rodzina w Jantarze no i dwie wyprawy w góry podczas pobytu z rodziną w Szczawie. Lipiec to także organizacją biegu pamięci Akcji Burza w Kotuniu. W tym roku wszyscy chyba zgodnie stwierdzili że wszystkie sprawy organizacyjne zagrały i impreza przeskoczyła tą sprzed dwóch lat. Jeżeli jesteśmy w temacie biegów to nie sposób nie wspomnieć o wyjeździe do Studzianki na Tatarską piątkę i drugie zwycięstwo podczas biegu w tym roku. O tym możecie przeczytać tutaj : https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2021/07/x-tatarska-piatka.html?m=1


Zazwyczaj ostatnio nie pisałem o planach ale sierpień to mój urodzinowy miesiąc więc pozwolę sobie troszkę poluzować bo już 7 sierpnia wystartuje w Kodniu podczas 21 Kodeńskiej piętnastki i może większość mi nie uwierzy ale jadę tam tylko i wyłącznie po nakrętki które mam odebrać z Gminy Kodeń a bieg traktuje bardzo turystycznie, no bo jak już jechać te 130 km to mieć po co 🙂 15 sierpnia udaję się do Krakowa na kolejną operację (mam nadzieję że już ostatnią). No i  jak zwykle na zakończenie sierpnia chciałbym pobiec bieg Jacka ale to w dużej mierze zależy od powrotu do zdrowia po operacji. 

Trzymajcie kciuki za mój sierpień a ja będę trzymał za wasz jeżeli tego potrzebujecie 😊 Buziaki 😘

poniedziałek, 12 lipca 2021

X Tatarska Piątka

 Legendy o Tatarskiej piątce słyszałem już kilka lat temu jednak to że zawsze pracowałem w niedzielę było głównym punktem decydującym o tym że tam nie pojadę.  Po raz pierwszy do Studzianki zawitałem w styczniu 2020 a zawiodło mnie tam Tatarskie Grand Prix organizowane przez tamtejszego społecznika Łukasza Wędę a że słynna piątka była potrzebna do zaliczenia całego cyklu więc musiałem tam zawitać również w lipcu. Piątka przypadła mi do gustu tym bardziej że zajęłem 3 miejsce. Ten rok że względu na pandemię i moje problemy z ręką był od samego początku dużo uboższy w starty. Mimo że moc w nogach po przerwie spowodowanej wypadkiem wróciła nie było wiele okazji aby dać jej upust. 2 starty w Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec na dystansie 5 km oraz  jeden trochę dłuższy w Ruchence to wszystko co dało się nabiegać tej wiosny. Tatarska piątka mogła być kolejnym sprawdzianem. Do połowy czerwca wszystkie starty wisiały pod olbrzymim znakiem zapytania z powodu planowanej operacji. Kiedy dostałem decyzję o terminie przwidzianym na sierpień postanowiłem zgłosić się na bieg i opłacić opłatę. W międzyczasie udało się namówić na wspólny wyjazd Romana. Przeglądając listę startową na dwa dni przed zawodami stwierdziłem że chyba pierwsza trójka będzie trudna do zdobycia a męcząca infekcja, ból głowy i fluki lejące się strumieniami z nosa nie napawały optymizmem. Jeszcze w sobotę poważanie zastanawiałem się nad sensem wyjazdu jednak głód startów okazał się silniejszy. Prawie półtora godzinna podróż do Studzianki minęła spokojnie i o godz 12 byliśmy na miejscu. Odbiór pakietów bez kolejki,  trochę rozmów że znajomymi i właśnie gdzieś na parkingu dojrzałem Grzesia Machnowskiego pijącego zimne piwko. -A ty co? - Zapytałem - Dopalacza przed startem zażywasz? - Ta - odparł uśmiechając się gorzko. -Achillesa zerwałem, nie biegnę.  Popatrzyłem z niedowierzaniem. Dochodziła 12.30 i czas było troszkę się rozruszać. O 12.50 byłem już w okolicach linni startu, skupiony i myślący tylko o tym aby spokojnie ukończyć ten bieg. Rozejrzałem się do okoła nie było niko ze znanych mi szybkich Biegaczy. Nie było Rafała Golca z którym zawsze się liczę ani nikogo że zwycięzców poprzednich edycji. Chłodna głowa mimo upału mówiła mi: spokojnie,  zawsze na biegu może pojawić się jakiś czarny koń, objawienie i zgrzeje cię dziadku. 3.2.1 i ruszuli punktualnie o 13. Pierwsze metry to rozpoznanie i nie było w tym nic dziwnego że jakiś młodziak pędził 3 kroki przedemna a drugiego oddech słyszałem na plecach. Po pięciuset metrach ten prowadzący był dużo z przodu a oddechu na plecach już nie słyszałem. Słyszałem za to swój był równy i spokojnymimo że na zegarku tępo 3.30 . Mała buteleczka wody którą trzymałem w ręku była zbawieniem. Na pierwszym kilometrze prowadzący już był w moim zasięgu a ciut przed drugim to ja już prowadziłem. Trasa składała się z dwóch pętli opartych na kwadracie. Na dwóch pierwszych prostych było czuć troszkę wiaterek za to na dwóch drugich nie było czuć nic po za żarem lejącym się  z nieba. Nie oglądałem się  za siebie, robiłem swoje. Tuż przed 4 kilometrem pomyślałem że jeżeli ktoś mnie teraz wyprzedzi będzie znaczyło tylko tyle że był lepiej przygotowany. Przy wybiegnięciu na ostatnią prostą usłyszałem od osób obstawiających trasę, że nie mam co się spinać bo mam olbrzymią przewagę. Obejrzałem się.  Nie było wcale dużo może 100 metrów. Łyczek wody z gorącej już buteleczki i doprzodu. Jak mam wygrać sam to chociaż w ładnym stylu pomyślałem. Na metę wbiegałem sam a spiker , nie wiem czy żartował czy serio wspomniał że nie spodziewał się mnie tak szybko. 19.38 to czas zwycięzcy X Tatarskiej Piątki, mój czas. To prawda daleki od rekordu trasy, daleki od czasów zwycięzców z poprzednich edycji ale mimo wszystko historyczny bo zdobyty na X edycji tego biegu. Tuż po odebraniu medalu spotkałem wspomnianego Rafała Golca. Okazało się  że myślał że bieg jest o 14 i tak na niego przyjechał. Miał to być jego urodzinowy bieg. Oczywiście złożyłem mu najserdeczniejsze życzenia myśląc o tym jak wiele szczęścia potrzebuje każdy z nas nawet na najmniejszym kroczku naszego życia. Bieg mogę zaliczyć do tych udanych a sękacz który otrzymałem w nagrodę był tym z górnej półki. Niestety mojemu współyowarzyszowi wyprawy szczęście tego dnia też nie dopisało i tylko 15 sekund zabrakło mu do 3 miejsca w kategorii wiekowej.


Czasami tak się zdarza że licząc na mniej dostajesz więcej. Moje bardzo spokojne podejście do tego startu zostało nagrodzone zwycięstwem. Czy wrócę do Studzianki za rok nie wiem ale na pewno będę polecał ten bieg znajomym.


X Tatarska Piątka 

Skóra Tomasz

Czas 19.38 open 1.

poniedziałek, 5 lipca 2021

Czerwiec 2021

 To co dzieje się w moim życiu w ostatnich miesiącach jest czymś czego nigdy się nie spodziewałem. O niektórych rzeczach naprawdę nie można mówić głośno a tym bardziej pisać o nich na forach. Nie sądzę aby to co  przeżywam osobiście  było powodem pisania postów  na fb. Staram się pisać o czymś innym jednak to jakie znaki  w ostatnim czasie daje mi Pan Bóg, jest dla mnie czymś, czego nigdy nie doświadczyłem a być może, wszystko co działo się wokół mnie, działo się za szybko i nie byłem w stanie dostrzec tych znaków. Być może kiedyś dorosnę do tego aby podzielić się z kimś moim świadectwem, jednak to jeszcze nie ta pora. 

Czerwiec upłynął pod znakiem zbiórki nakrętek, makulatury i biegania czyli nic się nie zmieniło. Mimo że 9 czerwca wywiozłem zebrane nakrętki na skup to już 29 ponownie pakowałem busa. Efektem tych dwóch kursów jest 2.5 tony plastiku sprzedanego na recykling w ramach pomocy dla Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci.  


1 lipca mija rok kiedy to rozpocząłem współpracę z Stowarzyszeniem Mgiełka z Siedlec w ramach oddawania dla nich makulatury. Przez ten czas wywiozłem na skup prawie 25 ton makulatury i były by to naprawdę fajne pieniążki gdyby nie słaba cena na przełomie grudnia i stycznia. Na całe szczęście od kwietnia jest troszkę lepiej i w tej chwili wspominane  Stowarzyszenie otrzymuje przyzwoite pieniążki za dostarczoną przezemnie na skup makulaturę. Oprócz nakrętek i makulatury dużo ciekawych akcji wydarzyło się w czerwcu.  Ta najciekawsza to rowerowa wyprawa Tour tu Berlin której pomysłodawcą był wójt gminy Kotuń,  Grzegorz Góral. Dzięki jego pomysłowi wsparcia Hospicjum w trakcie rowerowej podróży do Berlina na konto Hospicjum wpadło około 5000 zł a przy okazji wiele osób wsiadło na rower aby wesprzeć cel wyprawy i wirtualnie wesprzeć podróżujących z wójtem Krzyśka i Krystiana. Ta akcją była również dla mnie motywacją i 14 czerwca popełniłem pierwszą setkę na rowerze w tym roku.


Co do mojego biegania to na biegowym  liczniku znalazło się 1500 km a dwa starty które zaliczyłem w tym miesiącu należy zaliczyć do tych bardzo udanych.  Ten pierwszy w Ruchence pod Węgrowem to wspaniałe zwycięstwo na 9.2 kilometrowej trasie. Ten drugi to start w drugim etapie Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec.  Drugie miejsce tego dnia może i nie było szczytem moich możliwości ale jak to kiedyś ktoś powiedział:  jak organizujesz to nie pobiegasz. W myśl tej zasady od jakiegoś czasu staram się nie startować w biegach organizowanych przez ekipę Skórzec Biega a jak już biegnę to nie nastawiam się na wynik.


Gdyby ktoś pytał o rękę to nie jest źle. Daję radę zrobić coraz więcej a rehabilitację również znoszę coraz lepiej.  Niestety operacja która miała być w czerwcu przesunęła się na sierpień także nie pozostaje nic innego jak czekać. 

środa, 2 czerwca 2021

Maj 2021

 Maj 2021 przechodzi do historii.  Przechodzi jako jeden z najzimniejszych majów jakie pamiętam. Co prawda temperatura w okolicach 15 stopni sprzyja treningom jednak ja należę do tych ciepłolubnych i dopiero pod koniec miesiąca nieśmiało zacząłem zakładać krótkie gatki do biegania. 

 Miesiąc rozpocząłem organizacją rodzinnej wyprawy zatutuowanej ŁOSIE NA SZOSIE która była kontynuacją i tak jakby drugim etapem zeszłorocznych Nocnych Sów. Prawie siedmio kilometrowy marsz z dziećmi,  zakończony ogniskiem to było coś na co czekałem od dłuższego czasu.

Pierwszy tydzień miesiąca upłynął pod znakiem ogarniania spraw związanych z organizacją Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec. 8 maja po wielu perypetiach wkońcu udało się zrobić pierwszy bieg tej imprezy. I chociaż jeszcze wśród zasad reżimu sanitarnego, przy falowym starcie i bez udziału publiczności ale jednak.


Kolejny tydzień to kurs z nakrętkami zbieranymi cały czas dla Hospicjum Domowego w Siedlcach. Tym razem nie zmieściłem się do busa i razem z Aldonką załadowaliśmy jeszcze samochód z przyczepką.  1720 kg tego dnia dopisaliśmy do naszego nakretkowego licznika. 


Miłą niespodzianką był też certyfikat ukończenia Korony Warszawy który dotarł do mnie wraz z odznaką 12 maja. O tej wyprawie pisałem w podsumowaniu kwietnia.


25 maja po raz kolejny w tym roku odwiedziłem Kraków. Kolejna wizyta i decyzja o kolejnej operacji która czeka mnie jeszcze w czerwcu. Wszystko wskazuje na to że narazie będzie to ostatnia operacja i to co uda się zrobić z ręką będzie mi musiało wystarczyć na jakiś czas. Cieszy fakt że mimo ograniczonej sprawności zaczynam sobie radzić coraz lepiej, chociaż już teraz widzę że z powrotem do pracy w piekarni może być problem. 

Miesiąc zakończyłem odbiorem makulatury  zespole oświatowym w Śmiarach oraz wizytą w szkole podstawowej w Toczyskach .


Na biegowym liczniku kolejne 250 km a na makulaturowym 2500 kg zebranej makulatury dla Stowarzyszenia Rodziców Dzieci Niepełnosprawnych Mgiełka. Razem od początku lipca ubiegłego roku przekazaliśmy  na ten cel ponad 20 ton makulatury. 

poniedziałek, 3 maja 2021

Kwiecień 2021

 W tym roku kwiecień rozpoczął się świętami,  a że na dwa tygodnie przed świętami wymyśliłem sobie Świąteczny Jarmark Wielkanocny,  oczywiście w wersji online to akurat jego zakończenie wypadło w przedświąteczny piątek 2 kwietnia.  Prawie 3 tys zł zebrane na konto Siedleckiego Hospicjum Dla Dzieci, z kilkudziesięciu licytacji prowadzonych zarówno na stronie wydarzenia oraz na moim prywatnym profilu na FB zadowoliło moje oczekiwania. Oczywiście wszystko dzięki ludziom dobrej woli którzy przekazywali rzeczy na licytację oraz licytowali wystawione fanty. 

W poświąteczną środę razem z Michałem, tym samym z którym pod koniec marca przebiegłem całą długość rzeki Kostrzyń,  wyruszyliśmy na podbój warszawskich górek w ramach wyzwania zatytuowanego Korona Warszawy. 30 km począwszy od Monte Kazura,  przez Kopę Cwila,  Kopiec Moczydłowski aż do Kopca Powstania Warszawskiego było mega wyzwaniem opartym na ciągłym patrzeniu na mapę oraz szukaniu niejednokrotnie dogodnego przejścia przez warszawską ulicę.  


Dziesięć dni później czyli 17 kwietnia w ramach operacji Czysta Rzeka w skromnym gronie wyruszyliśmy z Żelkowa w kierunku ujścia rzeki Świdnica,  wspierając sztab Kotuń i Okolice. To co zrobili tego gnia wolontariusze tego sztabu dla tej małej rzeczki , zasługuje na mega uznanie i wyrazy szacunku. 


Tydzień później wspólnie z kolegami z klubu wybraliśmy się pobiegać po górach w okolicy Szczawnicy. Ponad 40 km zrobione w dwa dni na pewno wzmocniły nogi a cały wyjazd pozwolił zwiększyć tygodniowy kilometraż oraz odpocząć od dnia codziennego.


Miesiąc kończę z przebiegniętymi 300 km i ponad 1000 w tym roku. Nie zapominam o mocnych akcentach oraz dłuższych wybieganiach. Mimo że nakrętki zbierają się przyzwoicie nie udało się w minionym miesiącu zorganizować kursu na skup z powodu braku transportu. Co do makulatury to cieszy fakt że jej cena troszkę wzrosła i w tej chwili jest już w okolicach 200 zł za tonę a dwie tony zebrane w kwietniu to naprawdę fajny wynik. 


czwartek, 1 kwietnia 2021

Marzec 2021

 Marzec rozpocząłem wizytą w szpitalu w Krakowie.  Planowana na czwartek 4 marca operacja odbyła się w środę i w piątek po południu wróciłem do domu, by powrócić do Krakowa za dwa tygodnie na zdjęcie szwów. To były bardzo ciężkie dwa tygodnie. Ciężko było przyzwyczaić się do opatrunków i do pociętej znowu ręki, jednak wszystko zagoiło się dobrze i po dwóch tygodniach odpoczynku mogłem po malutku ruszać.  Mimo dwutygodniowej przerwy w działaniach 24 marca udało się wywieźć kolejne 1320 kg nakrętek a w temacie makulatury temat zamknęłem na ilości 2.5 tony w mijającym miesiącu. 

Mimo wspomnianych dwóch tygodni rekonwalescencji udało się nabiegac 210 km, chociaż szczerze powiedziawszy olbrzymia w tym zasługa piędziesięcio kilometrowej wycieczki biegowej wzdłuż rzeki Kostrzyń,  na którą wyruszałem z klubowym kolegą Michałem. https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2021/03/wzduz-rzeki-kostrzyn.html?m=1


Mimo że ostatnio nie piszę zbytnio o planach to muszę nadmienić że już w najbliższych dniach pobiegniemy razem kolejną wyprawę. Tym razem w ramach akcji Fundacji Maraton Warszawski i fundacji RackendRoll pobiegniemy wyzwanie zatytuowane Korona Gór Warszawy. Jeżeli ktoś mógłby i chcialby wspomóc moje wyzwanie to serdecznie zachęcam https://rejestracja.maratonwarszawski.com/pl/charity/11748?fbclid=IwAR3zm4kMj9tGNnXlK1zKMHU4DL9yfNRqww6sU7ZzZUBrjXyoqKutPiLpRrM

Już od dzisiaj ruszam z akcją zbiórki aluminiowych puszek po napojachz której dochód bedzie przeznaczony na pomoc podopiecznym Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci i do udziału w niej serdecznie was zapraszam. 


poniedziałek, 29 marca 2021

Biegiem wzdłuż rzeki Kostrzyń

 Pierwsze myśli o przebiegnięciu wzdłuż koryta rzeki Kostrzyń pojawiły się w mojej głowie jakieś 2- 3 lata temu kiedy to wspólnie ze znajomymi zaczęliśmy systematycznie co rok biegać wzdłuż rzeki Świdnica ( dopływ Kostrzynia) . Szybko jednak umarły bo wskazany przez wikipedię dystans 45 km był nie do pokonania samotnie a i namawianie kogoś na taką wyprawę nie było mi na rękę. Dokładnie rok temu przemierzenie części tej rzeki zaproponował biegowy kolega Leszek. Mimo że była to jedna z tych niezapomnianych przygód biegowych, umocniła mnie w przekonaniu że jednoosobowa wyprawa wzdłuż w tej rzeki będzie bardzo niebezpieczna a co za tym idzie praktycznie niemożliwa. 

Kiedy na początku marca, klubowy kolega Michał zaproponował próbę przebiegnięcia wzdłuż rzeki Kostrzyń, po prostu nie mogłem odmówić. I absolutnie nie przeszkadzało mi że to on jest pomysłodawcą wyprawy i to on ustala zasady gry. Zaproponowany termin 28 marca też  mi odpowiadał. Jedyne co wzbudzało we mnie złe myśli to wspomnienie brodzenia po kolana w wodzie z poprzedniej wyprawy z Leszkiem oraz przewidywany dystans 45 km. To drugie starałem się sobie wytłumaczyć tym że ktoś kto mierzył rzekę robił to dokładnie wzdłuż linii brzegowej a my już w pierwszych zamierzeniach mieliśmy pobiec nie dokładnie wzdłuż tej linii ale tak aby było w miarę bezpiecznie ale i tak aby nie stracić rzeki z oczu. 

Przepiękna sobota poprzedzająca dzień wyprawy dawała nadzieję jednak czym bliżej wieczora pogoda się psuła a na wieczór zaczęło już konkretnie padać do tego w prognozach wiatr który w porywach miał mieć do 50 km /h. Niedzielny poranek przywitał nas jednak przyzwoitą pogodą. Po wieczornym deszczu nie było znaku, jedynie kierunek wiatru który jeszcze w sobotę sprawiał wrażenie sprzyjającego , zmienił się w nocy i jeszcze przed startem wiedzieliśmy że będziemy biegli pod wiatr. 


Dokładnie o godz 9.12 zameldowaliśmy się u źródeł Kostrzynia, na pograniczu wsi Przywory i Domanice, w towarzystwie żony Michała oraz Pawła który zaproponował że odprowadzi nas do pierwszego mostu w Żebraku czyli jak obliczyliśmy około 10 km. Pierwsze kilometry były bardzo spokojne i pobiegliśmy prawie bez spoglądania na mapę, bo w poniedziałek poprzedzajacy bieg wybraliśmy się z Michałem na mały rekonesans startu biegu. Wiatr który wiał prosto w twarz nie był aż taki mocny jak zapowiadano w prognozach a i słonko zaczynało przebijać się z za chmur. W Żebraku na moście czekała na nas Wiola. Krótki posiłek,  banan galaretka, łyk wody i dalej w trasę. Paweł postanowił że ruszy dalej do kolejnego mostu w Dobrzanowie. Wspomnienia sprzed roku nie napawały  mnie optymizmem na ten odcinek. Wyruszyliśmy prawą stroną rzeki której już od tej pory nie dało się przeskoczyć w razie przeszkód. Na zegarkach było 10.5 km. Jakież było moje zdziwienie gdy po 2 kilometrach biegu zobaczyłem że rzeka wzdłuż której biegniemy w niczym nie przypomina tej sprzed roku.  Prace merioralizacyjne przeprowadzone prawdopodobnie na jesień uregulowały koryto rzeki a co za tym idzie całkowicie oczyściły rzekę z tam które powodowały olbrzymie rozlewiska. Euforia nie trwała długo. Gdzieś w okicach 14 km prawy dopływ i niewielkie rozlewisko zmusiły nas do przeprawy na drugą stronę rzeki.  Aby zachować suche buty i skarpetki postanowiliśmy przeprawić się na boso. W tym miejscu rzeka nie byłajeszcze zbyt głeboka i takie rozwiązanie zdawało się być najlepszym. Na kolejnym mostku ponownie powróciliśmy na prawą stronę i tak dobiegliśmy do Dobrzanowa gdzie pożegnaliśmy Pawła i po kilku zdjęciach przy starym młynie ruszyliśmy dalej, oczywiście prawą stroną. Od Dobrzanowa rzeka zaczęła troszkę kręcić a my mogliśmy podziwiać te zakola i biec przed siebie nadal suchą nóżką.  


Nastepny etap to długa bo chyba dziesięcio kilometrową prosta która ciągnęła się od wysokości wsi Kamieniec aż do mostu kolejowego  w Oleksinie. Tutaj dowiedzieliśmy się z mapy szlaku kajakowego że przed nami jeszcze przynajmniej 20 km biegu, a że na zegarkach było 30 km ogarnęło nas lekkie zdziwienie bo ani ja ani Michał nie szykowaliśmy się na 50 km. Szybka przeprawa i juz widać było miejsce gdzie Kostrzyń łączy się  za naszą Świdnicą. Po raz pierwszy zmoczone buty i ze względów logistycznych pierwsze wyjście na asfalt . Tuż za mostem w umówionym miejscu czekała na nas Wiola. Michał zdawał się złapać doła. Obtarta noga zmusiła go do zmiany butów. Ja skupiłem się na jedzeniu. 2 banany,  czekolada, trzy galaretki i czułem się naładowany energią. Jeszcze tylko zmiana koszulki bo ta w której biegłem zrobiła się nieprzyjemna i mogliśmy ruszać. Michał odpoczął. Było widać że oswoił się z myślą piędziesięciu kilometrów zupełnie tak jak ja. Kolejne 3 km do mostu na trasie A2 upłynęły nam na liczeniu kilometrów go końca i na żartach typu że jak naprawdę ta rzeka ma 50 km to przeciągniemy tego co na Wikipedii napisał 45, po tej trasie aby pokazać ze więcej. Po przekroczeniu mostu na A2 postanowiliśmy wziąć do ręki telefon z mapą bo rzeka zaczęła znowu kręcić a nam nie w głowie było błądzenie po jej zakolach. Spokojnym tempem udało się dobiec do stawów w Gałkach.

Tutaj po krótkiej naradzie postanowiliśmy że przejdziemy na lewą stronę rzeki i pobiegniemy groblą oddzielającą stawy od rzeki. Cudne widoki cały czas umilały nam mijające kilometry. Gdzieś w połowie stawów zegarki pokazały dystans maratonu i tutaj już na 100 % wiedzieliśmy że wyjdzie blisko piędziesiątki. Wyjście z grobli i przeprawa do mostu w miejscowości Stara Sucha,  to chyba najtrudniejszy odcinek trasy. Za mostem przeszliśmy spowrotem na prawą stronę i tutaj po raz kolejny mocno zmoczyliśmy buty . Kiedy mijaliśmy Proszew A wiedzieliśmy że do nasza wędrówka skończy się nie więcej niż za pół godziny. Do tej chwili nie liczyliśmy czasu. Gdzieś przed Proszewem B wyszliśmy na chwilę na asfalt.


Zdjecie na moście i  wymuszona zmiana strony biegu. Teraz aż do zapory i ruin starego młyn biegliśmy lewą stroną. Na zaporze wróciliśmy na prawą stronę i biegliśmy nią aż do drewnianej kładki gdzie czekała na nas Wiola.  Tu zmieniliśmy stronę biegu po raz ostatni bo przed nami było ostatnie 400 metrów. Tutaj też dołączył do nas syn Michała , Gabryś. Po kilku minutach byliśmy na mecie. Liwiec przywitał nas piękną słoneczną pogodą a zegarki wybiły równo 50 km.

 Tak powstają przygody, tak powstają wspomnienia na całe życie. Dziękuję z całego serca Michałowi który mi zaufał i zaprosił do tego przedsięwzięcia.  Dziękuję Wioli która odebrała z mety biegu i zadbała o to aby być na czas na każdym punkcie. Dziękuję również Pawłowi bo to dzięki niemu nie ruszyliśmy za szybko bo to dzięki jego osobie być może ukończyliśmy ten bieg.





czwartek, 4 marca 2021

Luty 2021

 1200 kg nakrętek, 1520kg makulatury oraz 225 przebiegniętych kilometrów a co za tym idzie przekroczone 500 w tym roku, tak w skrócie w cyfrach można podsumować Luty.  Ale do rzeczy.

1300 kg nakrętek pojechało na skup 4 lutego w ramach akcji Nakrętki Dla Siedleckiego Hospicjum i były to nakręteki zbierane od połowy grudnia. Tym samym rozpoczęło się lutowe zbieranie które poszło bardzo dobrze  i już w połowie miesiąca wiedziałem że trzeba łatwic kolejny transport. I tak się stało 1200 kg pojechało na skup 26 lutego czyli w trzy tygodnie od poprzedniego kursu.


Oprócz nakrętek mój czas pochłaniała organizacja Noworoczno-Walentynkowego marszobiegu GBSB którym tym roku odbył się przy wielu ograniczeniach spowodowanych epidemią. Mimo wszystko udało się zebrać ponad 9 tys. Zł które zasiliły konto zbiórki #małysprzętWIELKAPOMOC,  prowadzonej przez fundację Le Natiga i mającą na celu zbiórkę funduszy na zakup mobilnego USG dla podopiecznych Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. Kolejna okazja pomocy Hospicjum przyszła już 21 lutego. Wtedy to w Skórzeckiej parafii gościli wolontariusze Fundacji oraz ks Paweł Siedlanowski który opowiadał o działaniach oraz planach Fundacji.


 

Co do biegania nie było go zbyt wiele. Pierwszy tydzień to luz przed maratonem w Studziance który kończył Tatarskie Grand Prix. Poczytać o całości możecie tutaj....https://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2021/02/grand-prix-i-studziance.html?m=1

Drugi tydzień to zupełny odpoczynek po maratonie zakończony startem w wspomnianym Charytatywnym Marszobiegu.  I mimo ze jeszcze pod koniec 3 tygodnia udało się zrobić fajne BNP to nie było już motywacji do mocniejszych treningów z powodu kolejnej zaplanowanej na początek marca wizyty w szpitalu. Na całe szczęście udało się jeszcze odwiedzić razem z Pawłem i Leszkiem rzekę Świdnicę co dało kolejne 17 km do lutowego licznika. 



poniedziałek, 8 lutego 2021

Grand Prix i Studziance

Czasami bywa tak że na czymś nam bardzo zależy. Czasami jest tak że musimy wybierać i wtedy pojawiają się dylematy. Jest jeszcze gorzej wtedy kiedy chcemy zrobić coś na czym nam bardzo zależy, jednak wiemy że nie jesteśmy na to gotowi. Wtedy trzeba zrobić tak jak podpowiada nam serce aby po wszystkim czuć że zrobiło się wszystko na ile było nas stać w danej chwili, chociażby po to aby  zachować wewnetrzny spokój i poczucie dobrze wykonanej roboty. 

Tak było z moim startem w ostatnim etapie Tatarskiego Grand Prix w Studziance, które od samego początku bardzo mi się spodobało. Formuła zaliczeni 5 biegów w przeciągu roku była jak najbardziej do przyjęcia i już po pierwszym etapie postanowiłem że spróbuję zaliczyć całość czyli 5,10,15km półmaraton i maraton. Pierwszy etap odbył się w styczniu 2020 roku gdzie zaliczyłem 15 km zajmując 3 miejsce. W lutym odbył się bieg na 10 km i tu już udało się wskoczyć na drugie miejsce. Półmaraton miał odbyć się w kwietniu jednak pandemia pokrzyżowała plany organizatorów i moje. Trzeba było czekać na kolejne biegi. Tatarska piątka odbyła się według planu 5 lipca i po tym biegu w którym zajęłem 3 miejsce pozostały mi do zaliczenia tylko dwa biegi półmaraton i maraton. Wypadek któremu uległem 20 lipca uziemnił mnie na dobre jadnak jak się okazało nie na tyle aby nie pobiec półmaratonu we wrześniu. I to był najgorszy mój start w tym Grand Prix. 6 miejsce open spowodowało że straciłem sporo punktów i aby powalczyć o podium wiedziałem że będę musiał bardzo dobrze pobiec maraton, który był zaplanowany na listopad.  Niestety druga fala pandemii po raz kolejny zmusiła organizatorów do przeniesienia imprezy. Maraton przeniesiono na 6 lutego 2021 roku. Pomyślałem sobie ze może i dobrze bo będę miał czas na przygotowanie.  Mimo problemów z ręką i mimo kolejnej operacji udało powrócić do systematycznych treningów i na przełomie grudnia i stycznia byłem w stanie zrobić konkretne akcenty i dłuższe wybiegania. Udało się również zwiększyć kilometrażu tygodniowy z 50 do ponad 70 km. Wiedziałem że to za mało, wiedziałem też że w przypadku dużego mrozu po prostu nie damrady ukończyć biegu z powodu marźnięcia operowanych palcy. Trzeba było czekać i mieć nadzieję na dobrą, w miarę przyjazdną pogodę. 6 lutego przypadała pierwsza sobota miesiąca a ja postanowiłem osobiście że wszystkie pierwsze soboty miesiąca w 2021 roku będę rozpoczynał różańcem i nabożeństwem w Siedleckiej katedrze w ramach projektu męskiego różańca w Siedlcach.  Napisałem do Łukasza z prośbą o start w granicach godziny 11 bo dopiero o tej mogę dojechać. Pomyślałem wtedy Pan Bóg najpierw a później co będzie. I tak się stało. Do Studzianki udałem się z Romanem który przygotowując się do odwołanego maratonu bieszczadzkiego, chciał spożytkować zrobioną robotę. 

O godz 10.50 wystartowałem. Nie przerażało mnie 6 kółek po 7 km a optymistyczna wersja była pobiec po 5.00 każdy kilometr czyli w granicach 3.30 cały maraton. Ten mój niecny plan legł w gruzach już na pierwszych 2 km. Śnieg na leśnych ścieżkach itrudna trasa z wieloma zakrętami nie napawała optymizmem jednak biegło się dobrze. 3.5 km w jedną stronę, 3.5 spowrotem. 3.5 km tam i 3.5 km spowrotem.  Po dwóch kółkach żel i ciepła herbatka. Po 3 czekolada i herbatka. Trasę podzieliłem sobie w głowie na etapy. Do ogniska pierwszego , do ogniska drugiego ,pętla wokół Tatarskiego cmentarza i spowrotem. 4 kółko i żel a w głowie jeszcze dwa. Ręka nie dokuczała. Trzy grube rękawice robiły robotę jednak nogi zaczęły odczuwać trudy tyrania po śniegu który po każdym przebiegnięciu danej pętli robił się coraz bardziej zmielony. Na piątej pętli poyślałem że jedyna rzecz która mnie teraz cieszy to coraz mniej ludzi na trasie. Ostatnia nawrotka, kostką czekolady łyk herbaty i rura. Nie patrzyłem na zegarek podczas biegu bo GPS nie ogarniał trasy i na każdym kółku coś obcinał jednak przed ostatnim okrążeniem spojrzałem pokazał 2.55 czyli aby wyrobić się w moim ambitnym planie miałem 35 minut. Nie udało się. 3.32.36  pokazał zegarek na mecie co jak się później okazało było 5 czasem tego koleżeńskiego maratonu. Czas nie powalał ale biorąc pod uwagę specyfikację trasy i na moje przygotowania wiem ze zrobiłem wszystko aby czuć się spełnionym. 


Start w maratonie dał mi poczucie dobrze wykonanej roboty. Wiem że gdybym odpuścił miałbym olbrzymi żal że nie spróbowałem. 2 miejsce w ogólnym podsumowaniu Grand Prix cieszy. Gratulacje należą się nie tylko zwycięzcy całego cyklu czyli Grzesiowi Machnowskiemu ale również wszystkim startującym i próbującym sił w tej imprezie. Ukłon w stronę Łukasza Wędy który jako organizator stanął na wysokosci zadania i mimo przeciwności losu zrobił wszystko aby zakończyć cykl biegów w Studziance powodzeniem.

czwartek, 4 lutego 2021

Styczeń 2021

 307 km udało się przebiec w mijającym miesiącu. Ogólnie to szczerze mogę przyznać że  był to jeden z nudniejszych miesięcy w ostatnim czasie. 


5 stycznia po raz kolejny odwiedziłem Kraków. Dowiedziałem się że czeka mnie kolejna operacja której termin zostanie ustalony na kolejnej wizycie 23 lutego. Miesiac upłynął również pod znakiem zwożenia nakrętek z koszy które robią robotę w terenie

oraz w walce o odzyskanie danych z telefonu, który przez przypadek własnoręcznie zniszczyłem. Na całe szczęście notatki udało się odzyskać i pod koniec miesiąca na blogu pojawiło się podsumowanie roku. Nie sposób nie wspomnieć o makulaturze wywiezionej na skup której w styczniu udało się uzbierać 1560 kg. Miesiąc zakończyłem potrójnym WOŚP -owym bieganiem podczas którego odwiedziłem 3 imprezy podczas których były zbierane pieniążki na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

sobota, 30 stycznia 2021

2020 Podsumowanie

 

Styczeń rozpoczął się narodzinami wnusi o których po prostu nie sposób nie wspomnieć bo tak szczerze to od jakiegoś czasu czekałem na to że zostanę dziadkiem no i w końcu zostałem i dobrze mi z tym... Tymi słowami podsumowałem początek podsumowania pierwszego miesiąca roku 2020. Początek roku to tradycyjnie już Noworoczny Charytatywny Marszobieg GBSB.
Tym razem pobiegliśmy razem dla Siedleckiego Hospicjum domowego dla dzieci. Styczeń to również start w pierwszym biegu zaliczanym do Tatarskiego Grand Prix w Studziance oraz przygotowania do organizacji Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec które docelowo miało się rozpocząć 21 marca, ale na zawirowania koronowirusowe zostało przeniesione na rok 2021.
Luty to kolejny start w Studziance oraz mnóstwo pączków w temacie z racji przypadającego w tym miesiącu tłustego czwartku . Wyślij pączka do Afryki, pączkowy konkurs oraz tradycyjny bieg z Siedlec do Skórca na tzw przed tłustoczwartkowe próbowanie pączków. Luty to drugi z kolei miesiąc w którym udało się przekroczyć barierę 300 km i jak dobrze pamiętam było to naprawdę dobre bieganie.
Mocne bieganie spowodowało to że już podsumowując marzec miałem na koncie przekroczone 1000 km. Wspomniany korona wirus w marcu rządził się już na całego ale z tego co pamiętam zbieranie nakrętek szło bardzo dobrze bo akcja zbiórki nakrętek dla Kacperka Boruty przyniosła prawie 6tys dochodu.

Kwiecień przyniósł kolejne sukcesy i wielkie niewiadome związane z epidemią koronawirusa. Akcja ,,Tulipany Dla Siedleckiego Hospicjum '', która odbyła się w środę poprzedzającą święta wielkanocne zaliczona została do tych bardziej udanych. Prawie 500 bukietów tulipanów trafiło do ludzi którzy kupując je zdecydowali się wesprzeć podopiecznych Siedleckiego

Hospicjum domowego dla dzieci. Udało się też rozpocząć długo odkładaną budowę ogrodzenia, którą musiałem przerwać po wypadku któremu uległem w lipcu. Koniec kwietnia i maj to już nacisk na robienie dużego kilometrażu tygodniowego ze względu na planowany start w czerwcowym Biegu Rzeźnika. Koniec maja to także bieg wirtualny dla Marysi Tchórzewskiej, który został zorganizowany dzięki współpracy wielu dobrych ludzi.
Czerwiec to wspomniany start w Biegu Rzeźnika. Tym razem moim partnerem został człowiek dzięki któremu być może powstało Skórzec Biega, który nie opuszcza mnie w złych chwilach, człowiek jak to mówią do tańca i do różańca czyli wieloletni przyjaciel Paweł Czarnocki. Cała relacja oczywiście dostępna na blogu.

Tak po rzeźniku nie byłem ujechany bo potraktowałem go raczej turystycznie. Kilometrowy zapas i dobra forma nie dawały mi spokoju. Strasznie chciałem ten cały wysiłek wielu tygodniowych treningów okrasić dobrym startem w maratonie. No i udało się. 11 lipca razem z Tomkiem Hajdukiem wystartowaliśmy w cros maratonie przez Piekło do Nieba. 2.58.48 I czwarte miejsce to było coś na co czekałem bardzo długo.

Niestety kilka dni później skończyło się wszystko. Tnąc drewno na krajzedze uległem wypadkowi który skutecznie usadził mnie na najbliższe miesiące. Jeszcze tego samego dnia byłem operowany przez osiem godzin w szpitalu w Krakowie i kolejne dni właśnie tam spędziłem. Po powrocie do domu nie pozostało mi nic innego jak dbanie o siebie aby ręka lepiej się goiła i odpoczynek. Po kilku tygodniach rekonwalescencji wyruszyłem na pierwsze krótkie spacery z żoną a w ostatni weekend sierpnia udało się w spacerowym tempie pokonać po raz 11 trasę biegu Siedleckiego Jacka.

Początek września to rozpoczęcie kolejnej nakretkowej akcji w której po raz kolejny postanowiłem wspomóc Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci, oraz kolejne wizyty w Krakowie.

Dzięki temu że zostałem uwolniony z szyn mogłem po malutku coś pobiegiwać i chyba tylko dzięki temu udało się zaliczyć kolejny czwarty etap  Tatarskiego Grand Prix w Studziance. Pod koniec września jako stowarzyszenie Skórzec Biega zorganizowaliśmy bieg pod nazwą ,,Pobiegnij z nami w las''.

Tego dnia udało się na chwilę powrócić do tych dobrych chwil kiedy to spotykaliśmy się na biegach. Niestety październik przyniósł drugą falę epidemii i kolejne biegi w tym Skórzecki Bieg Niepodległości oraz Biegi z cyklu Grand Prix Poznaj Gminę Skórzec, które chcieliśmy zorganizować w tym roku, trzeba było odwołać.
Kolejne tygodnie mijały mi pod znakiem zbiórki nakrętek i makulatury oraz w perspektywie powrotu do szpitala bo ręką nie goiła się niestety tak jak trzeba. Tuż po powrocie ze szpitala kolejne piękne serce do zbiórki nakrętek stanęło przy sklepie MAKRO w Dąbrówce Ług a ufundował je właściciel tego sklepu. 
 Grudzień to już bieg mikołajkowy organizowany przez szkołę podstawową nr 2 w Siedlcach oraz klub sportowy FENIKS. Inie mogło mnie tutaj zabraknąć chociażby ze względu na moje zaangażowanie w zbiórkę dla Marysi. W połowie grudnia nastąpiło otwarcie kolejnych koszy do zbiórki nakrętek. Tym razem 2 kosze stanęły w miejscowości Dąbrówka Stany dzięki staraniom pani sołtys , koła Gospodyń Wiejskich oraz miejscowych strażaków. Grudzień przyniósł również kolejne przykre wiadomości mianowicie wiadomość o śmierci mojego biegowego przyjaciela Adama. 
Z tych pozytywnych wydarzeń mogę wymienić licytacje na rzecz Fundacji Hospicjum Domowe dla Dzieci które odbywały się na moimi prywatnym profilu na fb. Sprzedaż 1200 kg nakrętek oraz 5360 kg makulatury z których dochód zasilił konta fundacji i stowarzyszeń wspieranych przez moją osobę. 

 Mimo wypadku udało się przebiec kolejne 3000 km , przejechać na rowerze kolejne 600 km. Wystartować w kolejnych dziesieciu biegach z których na 6 gościem na równych stopniach podium.
 Myślę że nie będzie to ani zwykłą przechwałką ani kłamstwem jeśli powiem ze dzięki moim działaniom na konta pomocy dla dzieci w 2020 roku wpłynęło około 50.000 zł . To wszystko oczywiście zawdzięczam wspaniałym kumplom i znajomym którzy nie pozostają obojętni na moje prośby i apele . Myślę  że to wszystko jest zasługą ciągłego pokazywania że  można , że trzeba,  że razem naprawdę możemy więcej.