czwartek, 8 grudnia 2022

Urodzinowa wyprawa rowerowa szlakiem sanktuariów Maryjnych diecezji Siedleckiej.

 Szukając pomysłu na kolejną urodzinową wyprawę rowerową przyszło mi do głowy sprawdzenie ile sanktuariów Maryjnych jest w diecezji Siedleckiej.  Naliczyłem ich 10 i podpatrując ich lokalizację na mapie stwierdziłem że jest możliwe objechanie ich w kilka dni rowerem. Pierwsze rozpiski jakie zacząłem robić to pomiar kilometrów pomiędzy nimi.  Wyszło na to że najlepiej według mnie, będzie ruszyć z Budzieszyna na wschód.  W ten sposób Leśna Podlaska i Kodeń stały się planem na pierwszy dzień wyprawy. 150 km to naprawdę sporo, tym bardziej jak po drodze chcesz coś obejrzeć, mimo to kolejne dni zapowiadały się z mniejszą liczbą kilometrów ( około 120) więc liczyło się przetrwanie pierwszego dnia. 

W podróż postanowiłem wyruszyć w dniu swoich 46 urodzin czyli 16 sierpnia. Całą wyprawę wyliczyłem na około 500 km I rozłożyłem ją na 4 dni.


Śniadanko z żoną, kawka i kilka minut po òsmej jechałem już dobrze znaną trasą ze Skórca do Budzieszyna.  Sanktuarium Matki Bożej Budzieszyńskiej było tym pierwszym z zaplanowanych. Dojeżdżając na miejsce stwierdziłem że będzie tu tylko krótka chwila postoju na modlitwę bo przecież byłem tu wczoraj przy okazji biegowej pielgrzymki ze Skórca. Tak też było. Kilka minut po 10 kierowałem się na wschód przez Suchożebry,  Mordy, Łosice do Sanktuarium Matki Bożej Leśniańskiej w Leśnej Podlaskiej. Był to chyba najdłuższy odcinek licząc około 70 km jazdy z małym przystankiem w Mordach na drugie śniadanie. Pogoda dopisywała Mimo prawie 30 stopni ciepła lekkie porywy wiaterku nie przeszkadzały a miło  chłodziły. Po drodze po raz pierwszy miałem przyjemność zobaczyć na żywo wieżę telewizyjną w Chotyczach no i powiem że robi wrażenie.  Równo 100 kilometrów pokazał mi zegarek w Leśnej Podlaskiej. Tak naprawdę to tutaj zaczęło się zwiedzanie. Kilka chwil spędzonych w bazylice i kilka w jej obejściu. Jeszcze przed wjechaniem do Leśnej postanowiłem że tutaj zjem obiad. Przyjemna mała restauracja ze znajomą nazwą Zacisze oddalona jest o kilkaset metrów od bazyliki. Pierogi smakowały bajecznie jeszcze lepiej niż papierówki, których już 20 km od Leśnej rosną całe pobocza i nie sposób nie zatrzymać się i nie zjeść. Około godz 15 ruszyłem dalej. Przedemną było prawie 50 km do Kodnia. Najbardziej bałem się przejechać przez Białą Podlaskę w godzinach szczytu. Nie potrzebnie. Świetne ścieżki rowerowe, które były wszędzie tam gdzie powinny być,  pozwoliły na płynny i bezpieczny przejazd przez to miasto. Około 18.30 zameldowałem się pod bazyliką w Kodniu.
Nocleg miałem już ogarnięty i nie pozostało nic innego jak zakwaterować się i zjeść kolację. Olbrzymia Burza która przyszła zaraz po moim przyjeździe nie pozwoliła wyjść na  zewnątrz. Siedząc w pokoju postanowiłem jeszcze raz sprawdzić ilość i lokalizacje sanktuariów  które miałem odwiedzić. Nie wiem jak to się stało ale planując wycieczkę po prostu się pomyliłem 😬
Zadzwoniłem do żony aby się wyżalić. Ona zaproponowała aby jechać według planu, jednak i tak wiedziała że zrobię swoje.
Ten mój błąd w tej chwili był jeszcze do naprawienia jednak narzucał kolejne 50 km do zaplanowanej trasy.  Sanktuarium które przeoczyłem było w Orchówku. Według planów miałem rano ruszyć na zachód.  Po krótkiej modlitwie w bazylice w Kodniu stwierdziłem że nie ominę Orchówka.
Parę minut po 7 rano po dość ciężkiej nocy wyruszyłem wzdłuż wschodniej granicy przez Sławatycze w  kierunku Włodawy.
Po  3 godzinach jazdy z dwoma małymi przerwami na kawkę i siusiu byłem w Orchówku.  Przy Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia przywitał mnie brat który sprzątał ogród. Zaproponował odwiedzenie wieży widokowej oraz puścił mi z telefonu opracowaną przez siebie historię sanktuarium.  Modlitwa u Matki Bożej pocieszenia przyniosła pocieszenie.

Udało się załatwić nocleg w agroturystyce w Komarówce Podlaskiej a trasa z Włodawy do kolejnego mojego punktu na mapie czyli Sanktuarium Matki Bożej Rodzin w Parczewie była po prostu przespokojna i niesamowicie radosna.

Jak już wspomniałem każdy etap postanowiłem jechać z inną intencją. W tym  drugim polecałem w modlitwie znajomych i przyjaciół, jednak będąc w sanktuarium Matki Bożej Rodzin musiałem jeszcze raz polecić intencje związane ze swoją rodziną.
Zupełnie tak samo jak dzień wcześniej przerwa obiadowa przypadła na setnym kilometrze etapu, tyle że że względu na wcześniejszy start, miałem godzinę do przodu . Kolejne po Parczewie było sanktuarium Matki Bożej Kolembrodzkiej.
Jechało się bardzo dobrze i odcinek z Parczewa do Kolembrodów pokonałem bez przystanku mimo upału i sporego już zmęczenia. Zachwycił mnie drewniany kościół z dwoma wieżami.

Była 16 a ja na miejsce noclegu miałem tylko 10 km . Szkoda że nie postanowiłem pojechać jednak całości tego etapu tak jak zaplanowałem to wcześniej, czyli do Radzynia Podlaskiego.  Około 17 zakwaterowałem się na noclegu w agroturystystyce. Muszę przyznać że po raz drugi  w życiu korzystałe z takiej możliwości noclegu i tym razem nie podobało mi się za bardzo. Parę minut po szóstej wyruszyłem na trzeci etap który miał być najdłuższy bo do 120 zaplanowanych kilometrów od Radzynia Podlaskiego do Porzecza Mariańskiego musiałem doliczyć jeszcze prawie 30 kilometrowy dojazd z Komarówki Podlaskiej. W Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Radzyniu Podlaskim zameldowałem się około 8 rano. Poza pięknymi dżwiami które mają range ponoć największych kutych w Polsce nic nie przyciągnęło tutaj mojej uwagi. Nawet kawa  na stacji benzynowej nie smakowała tutaj za bardzo. Dzień trzeci pielgrzymki postanowiłem polecić w modlitwie rodziny, pracowników i podopiecznych Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci a kolejnym celem na ten dzień było sanktuarium Matki Bożej Żołnierzy Września w Woli Gułowskiej. I tam postanowiłem zjeść obiad i zrobić dłuższą przerwę. Niestety skończyło się na pączkach i puszce coli bo żadnego baru nie znalazłem a i z powodu małego zabłądzenia postanowiłem nie za dużo czasu spędzić w Woli Gułowskiej. Kolejny mój punkt zaplanowany na ten dzień to Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Górkach koło Garwolina. Podczas tego etapu polecałem w modlitwie, wolontariuszy,  podopiecznych, pracowników oraz wszystkie rodziny związane z Fundacją Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. To był naprawdę trudny etap. Po wyjechaniu z Woli Gułowskiej zabłądziłem drugi raz. Nawigacja wyprowadziła mnie w takie pola że o ścieżce szutrowej mogłem tylko pomarzyć.  Nie było łatwo.  Z trudem dojechałem do Żelechowa.  Troszkę brakowało mi solidnego jedzenia. Na wyjeździe z Żelechowa złapałem w sklepie kolejną Colę, banana i dwa pomidory.  Kolejny odcinek trasy zapamiętałem jako bardzo przyjemny. Dużo  zjazdów z górki I sporo lasów. Około 14 byłem na miejscu. Sanktuarium w Górkach zwiedziłem dosyć dobrze. Wszystko dzięki starszej pani która sprzątała obejście świątyni. To ona pokazała mi figurę Michała Archanioła oraz zachęciła do obejrzenia drogi krzyżowej.

Sklepik z pamiątkami był zamknięty, w okolicy też nie było żadnego sklepu ani miejsca gdzie można by było coś zjeść.  Przypomniałem sobie że mam w sakwie jeszcze Pączka z Woli Gułowskiej. Popiłem go wodą ze źródełka i ruszyłem dalej.  Do ostatniego miejsca z zaplanowanych do odwiedzenia miałem około 20 km. W połowie drogi Zadzwoniłem do księdza Piotra z Porzecza Mariańskiego u którego miałem załatwiony nocleg. Ksiądz Piotr powiedział że będzie odprawiał mszę o 17 i jakbym przyjechał w trakcie poprosił abym poczekał. Spojrzałem na zegarek 10 km - pół godziny.  Zdążę na mszę , pomyślałem. I tak się stało. Trzeci dzień pielgrzymki zakończyłem w przepięknym drewnianym kościółku w Porzeczu Mariańskim.


Po mszy ksiądz zaprosił mnie na kolację oraz pokazał pokój. Jako że czułem się dobrze postanowiłem jeszcze pobiegać.
Na Kolejny dzień miałem przewidziane tylko 70 km powrotu do domu więc nie śpieszyłem się za bardzo. Masz święta,  śniadanko, kawka i w drogę.  Niestety znowu nawigacja zawiodła i wyprowadziła w las. Po kilku kilometrach targania roweru wyjechałem na asfalt, mimo to jechało się bardzo ciężko.  Wiatr przeszkadzał strasznie a kilometry dłużyły się niemiłosiernie.  Prawie co 10 kilometrów musiałem się zatrzymać i odpocząć.  Plany dojechania na 12 do domu padły w gruzach już na półmetku trasy. Mimo że najkrótszy, był to najcięższy odcinek mojej wyprawy.

To był dobrze spędzony czas. Olbrzymia lekcja pokory,  jak i mnóstwo zebranych doświadczeń które na pewno wykorzystam przy planowaniu kolejnych wycieczek. W ciągu 4 dni zrobiłem 520 km bez żadnej niespodziewanej awarii.
Wjeżdżając do Skórca zauważyłem trwające prace przy kościele w Skórcu. Okazało się że po kilkuletniej nieobecności do Skórca wróciły figury św Piotra i Pawła. 











piątek, 2 grudnia 2022

Listopad 2022

 No i po malutky kończymy ten rok. Jakoś tak się porobiło że już w listopadzie rozpoczęłem robić  pierwsze podsumowania mijającego roku. Wyszło na to że według moich odczuć to kwietniowy maraton w Łodzi był moim najlepszym biegiem w 2022 roku. Na kolejnych miejscach w moim osobistym rankingu są półmaratony w Platerowie i Białymstoku oraz Akademicka Dycha.  Listopadową Adamowską dziesiątkę która miała namieszać w tym zestawieniu, ustawiam dopiero na piątym miejscu razem z półmaratonem tradycji w Lesie Gułowskim.

Początek miesiąca upłynął mi na szlifowaniu formy właśnie do wspomnianej Adamowskiej Dyszki. Niestety prędkości które wchodziły na początku jak trzeba po mału przestały być tymi z gatunku przyjemnych i zaczęło się robić coraz ciężej. Czas jaki udało się zrobić na tym biegu czyli 36.26 jest moim drugim życiowym wynikiem na tym dystansie.  W trakcie przygotowań popełniłem kilka błędów. Dzisiaj wiem co trzeba poprawić no i na wiosnę spróbuję jeszcze raz zawalczyć o złamanie 36 minut.
Oprócz biegu w Adamowie, 26 listopada wystartowałem w pierwszym etapie zimowych biegów górskich Bogdana Bali.
Przyszło się tu zmierzyć nie tylko z najlepszymi Siedleckim biegaczami ale i z bardzo zimowym podłożem. Po bardzo zachowawczym biegu zajęłem 4 miejsce w tym Grand Prix które przewidziano na 5 etapów.


Większych wyjazdów nie było, z makulaturą cisza także praca kręciła się wokół nakrętek których w listopadzie udało się sprzedać 2.5 tony.



Grudzień zapewne będzie się kręcił wokół świątecznych akcji oraz wokół przygotowań do 6 charytatywnego marszobiegu w Nowej Dąbrówce, który zaplanowaliśmy na 7 stycznia 2023 roku. Aby zamknąć rok z 3000 km na liczniku muszę w grudniu zrobić ich aż 316, a w ciągu pierwszych dwóch dni miesiąca nie zrobiłem ani jednego, także trzeba się brać za robotę.