poniedziałek, 8 października 2018

Jata 21 serc

Trzecim  z czterech  zaplanowanych  na  jesień półmaratonów był  rozgrywany  po raz pierwszy  w podłukowskim rezerwacie Jata, półmaraton 21 serc. Kiedy  postanowiłem  w nim pobiec  już  nie  pamiętam  dokładnie  ale wiem że był  jednym  z ważniejszych  punktów  tegorocznych  startów.  Wiedziałem  że szykuje  się  podobne bieganko  jak na  Adamowskim  półmaratonie tradycji.  Podpalony  troszeczkę  przez  przyjaciół  z Łukowa ( Adaś  i ekipa 😆 ) nawet chwilami  zaczęłem  myśleć  o  podium.  Może  nie potrzebnie  ale myślałem, ba!!! nawet  wymyśliłem  sobie  że jeżeli  naprawdę  uda się  stanąć  na  podium open  mężczyzn ,  to połowę  nagrody  pieniężnej przeznaczę  na leczenie  Amelki, dla której  od początku  września  zbieram  nakrętki  i makulaturę.  Może  to mało  skromne  ale planem  minimum  było  1 miejsce  w  kategorii  wiekowej.  Chociaż  po półmaratonie  w Wilnie   problemy  z gruszkowatym  dawały  znać  o sobie  coraz bardziej to wizyta  u fizjoterapeuty  na tydzień  przed biegiem  miała  zbawienny  wpływ  na cały  tydzień  poprzedzający  bieg. Treningi  biegało się  lekko  i bez bólu.
Do Łukowa  wybraliśmy się we czwórkę,  ja Paweł  , Aldonka  i Łukasz którego  namówiłem  na start  na dwa tygodnie  przed  biegiem.

Start  biegu  przewidziano  na  godz 10 . Pogoda  sprzyjała  i tylko  biegając  podczas  rozgrzewki  wokół  zalewu  Zimna Woda, czuć  było  mocniejsze  podmuchy  wiatru.  Mnóstwo  znajomych  i uśmiechu  do okoła . Ten dzień  po prostu  nie mógł się  skończyć  źle, i kiedy  Maciek przed samym startem  krzyknął  przez mikrofon,  Tomku?  czy jest motywacja?  Wiedziałem że  dam z siebie  wszystko.
Zaraz po starcie  na prowadzenie  wyskoczyli  faworyci  tego biegu,  Kamil i Kuba, ja za nimi . Po pierwszym kilometrze  byli  już  dobre 200  metrów  przedemną a po trzecim  straciłem  ich z oczu.  Miałem chęć  obejrzeć  się  do tyłu,  czy ktoś  mnie goni  ale bylem tak skoncentrowany  na trzymaniu  tempa i pilnowaniu  trasy  że  nawet  nie próbowałem.  18.30 na piątce. To było  tempo wręcz  na życiówkę,  i nie przeszkadzało  mi że biegnę  w terenie,  nóżka podawała  i robiłem  swoje  jak zawsze.  Gdzieś  na 6 km podjechał  do mnie chłopak na rowerze. Poprosiłem  aby mnie troszkę  popilotował  bo boję  się  o to że  zabłądzę.  Podał  mi wodę  i powiedział  ze będzie jechał  z 10 metrów  przedemną.  Przy okazji  uspokoił  mnie że daleko ,  daleko  z tyłu nikogo nie widać . Gdzieś  na 9 kilometrze  zegarek zgubił  GPS. Po kilku  chwilach  odzyskał  ale teraz biegłem już  na samopoczucie  i na tabliczki,  które  oznaczały  kilometry.  Przy tabliczce  z 11 kilometrem  zegarek  wskazywał 10.4 ,  więc  nawet nie było  sensu  na niego patrzeć.  Kolega na rowerze po raz ostatni  podjechał  do mnie gdzieś  na 15 kilometrze .Powiedział  że mam około  kilometra  przewagi  nad 4 zawodnikiem. Wiatr  który  do tej pory  miło  chodził  z boku, cisną  teraz  prosto w oczy.  Tempo  spadło  do 3'50  ,  no cóż  szczerze  mówiąc  trzeba było  tylko utrzymać  to co się  biegnie. Na ostatnich  dwóch  kilometrach  pojawiły się  grupki  kibiców  i to właśnie  oni dali  troszkę  motywacji  do dalszego  biegu ,  bijąc  brawo.
Wbiegałem  na metę  szczęśliwy. Tuż  za mną  na 4 pozycji  przybiegł  Łukasz  który  chyba nie szykował  się  na tak wysoką  pozycję.
Gościna jaką  zafundowali tego  dnia biegaczom  organizatorzy  oraz  tak ciekawe  kategorie, jak chociażby  ta dla najszybszego  małżeństwa, były  wspaniałą otoczką  tego wyjątkowego  biegowego  przedsięwzięcia.  Trzeba przyznać  że  półmaraton  charytatywny  to nowość  a to że  na starcie  stanęła  ponad  setka  biegaczy to prawdziwy  sukces.  Brawo BIEGACZE -POMAGACZE oraz fundacja  Cegiełkowo.
Dziękuję trenerowi B. B. który to cały czas kontrolował przygotowania do tego półmaratonu oraz Agnieszce, Romanowi i Łukaszowi którzy zgodzili się tego dnia wesprzeć Grupę Biegaczy Skórzec Biega w walce o podium w kategorii drużynowej.
Półmaraton Jata  21 serc
Skóra  Tomek
1:20 : 53
open 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz