Na pomysł obiechania do okoła powiatu siedleckiego, wpadliśmy z kolegą Hubciem, podczas jednej z wycieczek rowerowych. Wtedy to rozmawiając o tym liczyliśmy taki wyjazd na dwa dni, z noclegiem nad Bugiem. Pomiar trasy jaki przeprowadziłem na mapach endomondo, wskazał około 230 km. Jakiś czas temu pomyślałem że mógłbym to zrobić w jeden dzień. Mimo że w tym roku znacznie zaniedbałem treningi rowerowe postanowiłem spróbować.
Na dzień wyprawy wybrałem 14 sierpnia, dzień wolny od pracy (jak dla mnie) . Wyjazd rowerowy miał być prezentem na urodziny dla siebie samego i sprawdzeniem swojej silnej woli. Jako że wiedziałem że od czasu do czasu będę zjeżdzał z dróg asfaltowych poprosiłem kolegę Janka o to aby pożyczył mi swój rower. Wiedziałem że jego sprzęt jest niezawodny i poradzi sobie w każdych warunkach. O godz 7.15 żona wywiozła mnie samochodem do Domanic , na skraj zarówno powiatu jak i województwa mazowieckiego.
O godz 8.30 ruszyłem przed siebie, zaopatrzony w 1 litr wody, koszulkę na zmianę , recznik i power banka aby od czasu do czasu podładować telefon i zegarek który bo biegu rzeźnika wiedziałem ze nie wytrzyma więcej niż 5-6 godzin.
Pierwszy przystanek i tak jakby etap wiódł do Seroczyna, wzdłuż południowej granicy powiatu. W Seroczynie byłem po niespełna godzinie jazdy. Chwila odpoczynku , sprawdzenie mapy i obranie kierunku. Już wcześniej wiedziałem że miejscami będę musiał wyjechać poza granice powiatu ze względu na bezdroża. W okolicach rzeki Kostrzyń dróg które się po prostu kończą jest dużo. Wybrałem drogę znaną, która przez kilka kilometrów prowadziła przez powiat miński . Kolejnym punktem do zdobycia była droga krajowa nr 2 i miejscowość Bojmie. Tu zaplanowałem dłuższy postój ze śniadaniem i ładowaniem baterii w zegarku który wskazywał 47 km. Kolejne kilometry to nieustanny warkot mijających mnie tirów i innych samochodów. Po 10 kilometrach,w miejscowości Polaki, zjechałem z drogi krajowej nr 2 na południe .Kolejnym punktem do zaliczenia był most na rzece Liwiec w miejscowości Wólka Proszewska. Męczyn i Skupie to tutaj zostawiłem bardzo dużo energii. Polne drogi dały mi się we znaki. Temperatura rosła z godziny na godzinę. Myślę że to tutaj właśnie na 68 kilometrze dopadł mnie pierwszy kryzys. Mimo wszystko po dojechali do asfaltu przeciełem trase węgrowską. Świniary, Kowiesy, Stany Małe i Duże cały czas na pograniczu powiatu . Patrykozy i Smuniew. Tu na chwilę wjechałem do powiatu Sokołowskiego. Teraz już kierunek Paprotnia. 100 km na zegarku. Drugie ładowanie baterii. I tych moich i tych w zegarku. Wysokokaloryczny posiłek na trawie pod sklepem i dalej w drogę. Tym razem na Korczew i Mogielnicę. Na tym odcinku spotkałem ojca z dwójką dzieci. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się że jadą do Białowieży . Trochę się zagapiłem, z tylu za moimi plecami pojawiła się chmura i nie wiem kiedy przejechałem drogę . Mimo wszystko do Mogielnicy dojechałem. Kolejna szutrówka. To już tereny nadrzeczne. Dojeżdżając do miejscowości Bużyska widziałem już piękne budowle po drugiej stronie rzeki Bug. To miasto Drohiczyn.
Kolejna chmura i kilka kropel deszczu przyniosły ochłodzenie. Nie znaczne ale odczuwalne. Wyjeżdżając na asfalt w miejscowości Góry stwierdziłem że jak na razie dosyć mam przełajówka i kolejną część trasy muszę jechać asfaltem. Drażniew, Hruszew, Łysów i Niemojki. Do trzech razy sztuka tak sobie mówiłem i wiedziałem że kolejna chmura burzowa mi już nie odpuści. Tak było . Przymusowy przystanek w miejscowości Zakrze. Deszcz luną z nieba a ja czekałem co będzie dalej na przystanku autobusowym. Po 20 minutach opady ustały do tego stopnia że można było jechać. Bar z kebabem który napotkałem po trasie był idealnym rozwiązaniem na to aby odpocząć, zjeść coś ,naładować baterie w zegarku i postanowić co dalej. Ze względu na duże opady deszczu postanowiłem że nie będę szukał bocznych dróg i kolejną część wyprawy pokonam główną drogą z Łosic przez Olszankę Do Krzeska. Dojeżdżają do Krzeska postanowiłem zjechać do dwóch chyba najbardziej wysunięty na wschód w tej części powiatu miejscowości, Wesółka i Grochówka.
Kolejny etap zaliczony robiło się już późne popołudnie a ja wiedziałem że już teraz nie mogę się poddać. Kolejny Kryzys dopadł mnie na trasie z Krzeska do Zbuczyna . W mordę wind nie dawał spokoju a kilometry prawie nie ubywały. Kiedy tuż przed zbuczynem zjechałem z trasy A2 cieszylem się że do celu zostało nie więcej niż 40 km. Łęcznowola, Januszówka, Radomyśl i Gostchorz. To był przedostatni etap wyprawy. W lesie przed Gostchorzą włączyłem światła w rowerze , dochodziła godz 20. Zjeżdzając z trasy Łukowskiej w miejscowości Tworki zobaczyłem znak , DOMANICE 10 . To już tylko pół godzinki. Zadzwoniłem do żony po raz kolejny informując gdzie jestem. Dochodziła 20.30 kiedy dojechałem do Domanic a na tarczy zegarka wyświtliły się 222 km. Zmęczony ale szczęśliwy zapakowane rower do bagażnika , całując żonę w rękę. Poczułem że chyba się troszkę o mnie martwiła. Urodzinowe marzenie spełnione. Jakie będzie kolejne to już chyba większość znajomych wie. Nie rozpowiadam za dużo bo nie chcę zapeszyć. Dziękuję bardzo za wyrozumiałość mojej żonie która pomogła mi w zorganizowaniu tego wyjazdu. Dziękuję Jasiowi za pożyczenie roweru który okazał się niezawodny. Dziękuję również wszystkim fejsbukowym znajomym, którzy tego dnia wirtualnie jechali ze mną, no i jak to mówią, do następnego razu 😄
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz