Kiedy przychodzi czas podsumowania biegu zawsze przeżywam go jeszcze raz. Kiedy przychodzi czas oceny tego co się zrobiło, dobrze jest zrobić mały rachunek sumienia. Bieg Jacka od początku jest dla mnie czymś wyjątkowym. To właśnie na tym biegu zadebiutowałem w biegach ulicznych na dystansie 10 km. To właśnie w Siedlcach po raz pierwszy postanowiłem po raz pierwszy spróbować . swoich sił jako pacemaker. Przez 9 lat wszystko dopasowywałem tak aby wystartować w tym biegu. I powiem szczerze że nawet choćbym miał się czołgać to wystartuję tu za rok po raz 10. Bez względu na formę i stan zdrowia.
W tym roku po raz 3 miałem przyjemność poprowadzić biegaczy jako pacemaker. I mimo tego że kierujący zającami, Julek nie bardzo chciał się zgodzić na moją propozycję poprowadzenia na czas 1:30 : 00 to w końcu się udało. Czy była to dobra decyzja? Czasami trzeba umieć skrytykować i siebie. Już przed startem czułem że nie będzie najlej. Wiedziałem że będę musiał w ten bieg włożyć bardzo dużo pracy i zaangażowania. Tempo przebiegnięcia półmaratonu w 1:30 to 4'16'' . To zdecydowanie nie moje tempo bo treningi robię w tempach 4'25 -4'30 BC1 i 4'05 BC2 , jednak już na wiosnę obiecałem jednemu z kolegów że pomogę mu powalczyć o nową życiówkę. Umowa to umowa. Pogoda tego dnia sprzyjała. Całotygodniowe upały odpuściły i w dzień startu termometry pokazywały zaledwie 15 stopni Celsjusza. Kiedy pojawiłem się rano w biurze zawodów baloniki z napisem 1:30 już na mnie czekały.
Rozgrzewka i czas na start. Jeszcze przed nim kilka osób dało mi znać że będą ze mną biegły. Wśród nich był kolega z Wegrowa, Piotrek i to właśnie on po kilku kilometrach był dla mnie największą motywacją . Jednym z największych błędów było włączenie zbyt późno zegarka i to spowodowało10- 15 sekund opóźnienia. Jeszcze na 5 kilometrze było nas około 10 . Tempo ustaliliśmy na 4'16 i w tych granicach staraliśmy się trzymać. Niestety w grupie trafiło się za dużo gadeuszów i kiedy za bardzo rozwodziliśmy się nad swoimi historiami nagle robiło się 4'20 i trzeba było wyrównywać. Mimo to na pierwszym okrążeniu zameldowaliśmy się równiutko 45 minut. Na 14 kilometrze 2 chłopaków ruszyło mocno do przodu , a my znowu w gadkę . I znowu 4'24 . I znowu trzeba było gonić. Na 18 kilometrze oznajmiłem że to koniec zabawy i gadania.
Kolejne kilometry musimy pokonać ze średnią prędkością 4'10 a jak ktoś marzy złamać półtorej godziny to musi przycisnąć do 4 . Chłopaki nie mieli ochoty . Walka jaką zafundowałem im tego dnia była piękna i każdy walczył do końca . Być może niektórzy , tak jak ja marzyli tego dnia o złamaniu magicznej granicy 1:30 w półmaratonie, ale nie dali po sobie tego poznać.
Ja też nie dałem po sobie poznać że nie byłem zadowolony z tego jak poprowadziłem ten bieg. Myślę jednak że jestem osobą która umie wyciągać wnioski z popełnionych błędów i że już za 6 tygodni w Krakowie po raz kolejny dam z siebie wszystko w roli pacemakera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz