Niech wyznacznikiem ile kosztował mnie start w niedzielnym Orlen Warsaw Maraton będzie moja nieobecność na blogu. Tak , bardzo dużo.Do dzisiaj czuję zmęczenie a poniedziałek i wtorek mogę uznać za dni wycięte z życiorysu.Chociaż coś tam próbowałem robić, to było to na siłę a najlepszym pomysłem tych dni była poniedziałkowa jazda na rowerze. Nogi na drugi dzień zupełnie odpuściły i we wtorek wieczorem zaczełem nawet myśleć o bieganiu. 😄 Ale od początku.
Jako że nie był to mój pierwszy maraton a o wcześniejszych możecie poczytać tutaj..http://wposzukiwaniumotywacji2016tomekskora.blogspot.com/2017/01/historia-maratonu-wedug-tomka-skory.html ....postanowiłem przygotować się solidnie bo nie złamana trójka cały czas nie dawała mi spokoju.Wszystkie zimowe biegania były uzgodnione z trenerem .Szesnaście tygodni ciągłego biegania po 90,100 a nawet 120 kilometrów .Treningi znosiłem bardzo dobrze jak i starty kontrolne , a najciężej zniosłem chyba start w lutym na finale BGGB. Po półmaratonie w Gdyni złapałem wiatru w żagle i nawet boląca kostka nie zniechęcała mnie do wykonywania zaleceń trenera. W sobotni wieczór , przygotowałem sobie wszystko żeby nie latać i nie szukać, chociaż i tak żona musiała mi w niedzielę przypomnieć o dokumentach.Sam start to jak zawsze niezapomniane przeżycie.
Udało się nawet spotkać kilku znajomych i chwilę z nimi pogadać. ..o planach o samopoczuciu i o pogodzie która tego dnia nie rozpieszczała. Deszcz,grad,śnieg i silny wiatr to pogodowe elementy które towarzyszyły biegaczom podczas całego biegu.
Plan był mocny.Ruszyć po 4,02 i trzymać. Całą pierwszą piątkę starałem się trzymać tempo,chociaż bardzo mnie niosło. 20'18 taki był czas na pierwszej piątce.Uspakajając myśli i chęć szybszego biegania brnełem dalej.Trzecia piątka poszła za szybko coś około 20 minut a ja słyszałem tylko głos trenera.... za szybko... kurwa...za szybko ... czwartą udało się uspokoić .Gdzieś po drodze miną mnie Tobiasz który chciał się bawić w berka... Później znalazł mnie Tomasz z którym umawialiśmy się na wspólny start. Chwilę pobiegł ze mną ale najwyraźniej moje tempo mu nie odpowiadało.No i ten nawrót. ..I słynny wmordewind :-) .kolejne 15 kilometrów to walka...wielka walka...ze wszystkim.Z wiatrem ze zmęczeniem i z samym sobą.Prędkość spadła do 4'20 a ja próbowałem się uczepić kogoś kto chociaż trochę zbił by mi ten cholerny wiatr. Współczuję sponiwieranym biegaczom którzy szli a ja ich miałem. ..Współczułem bo wiedziałem ile czasu poświęcili na przygotowania.Współczułem i modliłem się o każdy kilometr . Jakaż była moja radość kiedy zobaczyłem koronę stadionu Narodowego .To już tylko 5 km .25 przeklętych minut ...w głowie tylko jedno złamać 3 h .I nawet udało się przyśpieszyć 4'17 , 4 '12 .No i finisz , wielka kwadratowa brama.Kiedy ją zobaczyłem moje zmysły widziały już tylko ją .Wyłączyłem zegarek bo naliczyć już dawno ponad 42 kilometry i biegłem. ..Skóra dawaj !!! usłyszałem głos moich ludzi którzy przyjechali na bieg towarzyszący 10 km. Jest zegar ...2:57... 2 : 57...2:57.
. Jest udało się .
2:57 : 55 to świetna życiówka poprawiona o dwie i pół minuty.Tak to prawda mogło być lepiej , ale mogło być i gorzej.Byłem przygotowany bardzo dobrze i sam trener przyznał że ta pięcio minutowa strata na drugiej połówce to nie dużo . Obiecałem żonie że gdy przekroczę barierę 3 h skończę bieganie asfaltowych maratonów... Póki co nawet nie mam chęci o tym myśleć , chociaż w głowie i planach jest już kolejny start .Dziękuję wszystkim którzy mnie wspierali w trakcie przygotowań oraz za wiarę we mnie której mi osobiście brakowało, ale cóż tak mam... niewierny Tomasz 😄
Niewierny Tomaszu ja też w siebie nie wierzyłam tak do końca ale z drugiej strony trochę pokory nie zaszkodzi ! Gratuluje ! Dopiąłeś swego mimo że warunki w drugiej połowie mogły odwieźć od tego :-/ Jesteś zwycięzcą ! :-)
OdpowiedzUsuńkażdy kto ukończy to co zaplanował jest zwycięzcą. Tego się trzeba trzymać 😄 Dzięki 😄
OdpowiedzUsuń